niedziela, 3 lipca 2011

3 niedziela po Zesłaniu Ducha Świętego

Drodzy wierni,
Ta niedziela, następująca po święcie Najświętszego Serca Jezusa, jest jak gdyby wyjaśnieniem miłosierdzia Boga wcielonego w Najświętszym Sercu. Pan Jezus w swojej dobroci wyjaśnia nam wielkie miłosierdzie Boga dla grzeszników i dzisiaj otwiera nam Serce Boga, pełne tego, czego Bóg pragnie dla grzeszników, czyli ich nawrócenia.
Grzesznicy przyszli do Pana Jezusa, jak mówi Ewangelia “Zbliżali się też do niego celnicy i grzesznicy, aby go słuchać”. Przychodzili, żeby słuchać Jezusa, to znaczy że nie byli zbyt zajęci sprawami tego świata ani własnymi fałszywymi przekonaniami, po prostu przyszli go posłuchać. Przyszli, może z ciekawości, może szukając uzdrowienia, a być może dlatego, że ktoś z przyjaciół im to zasugerował. Są to być może ludzie, którzy przyjęliby z radością Słowo Boże, ale potem przygniotą ich troski tego świata. Są może jednak tacy, którzy wytrwają. Ale najistotniejsze jest to, że - jak mówi Ewangelia - przystąpili do Pana Jezusa.
To wydarzenie z życia Pana Jezusa powtarza się w całej historii Kościoła, chociaż niektóre szczegóły są różne, tak, jak różnią się między sobą poszczególne dusze. Jest wielu ludzi, którzy mogli słyszeć o Tradycyjnej Mszy, którzy być może mają przyjaciela, który zaprosił ich na niedzielną Mszę Świętą Wszechczasów, lub którzy po prostu zauważają, że na świecie pewne rzeczy nie wyglądają tak jak powinny. Przychodzą więc do Pana Jezusa, przychodzą na Mszę. Przystępują do Pana Naszego Jezusa Chrystusa.
Są oni jednak wciąż dalecy o doskonałości. Ewangelia wymienia dwie grupy ludzi: celników i grzeszników. Celnicy byli więcej niż tylko złodziejami. Często byli zdrajcami własnego narodu, jawnogrzesznikami, którzy nie tylko popełniali grzechy, ale poprzez swoją pracę mieli okazję do wielu nadużyć, wyłudzając pieniądze od własnych rodaków. Ale nawet takie dusze mogą uzyskać łaskę widzenia Pana Jezusa. Byli tam także inni grzesznicy. Grzesznicy, którzy doświadczyli najgorszego i pragnęli łaski zerwania z przeszłością i rozpoczęcia wszystkiego od nowa.
Często i my, drodzy wierni, spotykamy na Mszy ludzi dalekich od doskonałości i nierozumiejących, na czym w ogóle polega Msza Święta. W Ewangelii czytamy, że przychodzą oni słuchać Pana Jezusa, ale nie wiemy nic o tym, czy Go rozumieją. Istnieją dusze, które przychodzą po uzdrowienie, nawet jeśli nie wiedzą co im właściwie dolega. W rzeczywistości każdy z nas, uczęszczających na Mszę, jest grzesznikiem, niektórzy bardziej od innych, tak samo jak każdy kto chodzi do lekarza jest w jakiś sposób chory. W tym życiu Pan Jezus jest bardziej lekarzem dusz niż sędzią.  Teraz jest czas miłosierdzia, czas pokuty, czas zdążania do doskonałości - jeśli nie jej osiągnięcia.
Niestety są także i oburzeni. To ci, którzy nie zrozumieli miłosierdzia Pana Jezusa, lub nie chcieli zrozumieć. To właśnie są ci, którzy odrzucą miłosierdzie ofiarowane przez Pana Jezusa, a nawet Jego samego i domagać się będą Jego ukrzyżowania. Są to faryzeusze. Uważają się za wzór doskonałości, mimo, że przez swoje uczynki są jak najdalsi od Pana Jezusa. Ewangelia nie wspomina o faryzeuszach słuchających Pana Jezusa, ale mówi, że szemrali, sprzeciwiali się Jemu. W rzeczywistości, szukali oni tylko okazji do wykazania swojej wyższości nad Nim: ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi. Nie tylko nie rozumieli Pana Jezusa, ale też nie chcieli Go zrozumieć. Jedynym ich pragnieniem było pokazanie, że są ważniejsi, że są lepsi niż ich bliźni, że - inaczej niż inni - zachowują przykazania.
To są ci, którzy skorzy będą do krytykowania najdrobniejszego szczegółu życia swoich bliźnich, którzy wyobrażają sobie, że są policją parafii, którzy po Mszy sprawdzać będą, czy wszyscy mają ubrania odpowiedniej długości, którzy jako pierwsi poinformują wszystkich o najnowszej teorii spiskowej, lub czymkolwiek, co nie wygląda tak, jak powinno. Mają oni nadzieję, że wszyscy będą pod wrażeniem ich doskonałości, tego, że  - inaczej niż inni - wiedzą o tym, o czym nikt nie ma pojęcia i nie nawrócą innych, dopóki ci nie dostosują się do ich standardów.
Ale nawet w stosunku do tych złośliwych faryzeuszy Pan Jezus nie traci nadziei. Jego miłosierdzie jest tak wielkie, że pragnie On zbawienia dla tych biednych dusz zaślepionych pychą. Specjalnie dla nich Pan Jezus daje przypowieść, że mogą być nawróceni do jedności z myśleniem Pana Jezusa, do sądzenia, nie skazywania, ale do ocalenia i nawrócenia.
Dziewięćdziesiąt dziewięć owiec, które są bezpieczne, to te dusze, które pozostają w niewiedzy. Są często sprowadzane na złą drogę przez zły przykład lub złych przywódców. Zagubione są nie przez złą wolę, ale raczej słabość. Pasterz pójdzie więc, i będzie ich szukał w puszczy - czyli w świecie - żeby tylko je znaleźć. Tak samo prawdziwy apostoł, dusza prawdziwie oddana Kościołowi, nie będzie siedzieć w domu aby prowadzić krucjatę na każdym forum internetowym krytykując i obrażając każdą pojawiającą się osobę. Przeciwnie, dusza gorliwa pójdzie do swoich przyjaciół i sąsiadów, jak człowiek z przypowieści o zgubionej owcy, mówiąc aby radowali się z nim, bo odnalazł to, czego szukał: a więc łaskę od Boga, łaskę nawrócenia. Prawdziwie gorliwa dusza będzie tą, która chce dzielić się cudem Mszy ze swoimi przyjaciółmi i znajomymi, z kolegami z pracy, aby pokazać im łaskę czystego sumienia. Z kolei faryzeusz, jak mówi Pan Jezus, nakładać będzie brzemię na swojego bliźniego, składając na jego barki problemy i troski, w sprawie których sam nie ma zamiaru kiwnąć palcem.
Zagubiona drachma to grzesznik, który świadomy jest tego, co zrobił. Moneta nosi na sobie wizerunek  władcy, który ją wybił, tak jak dusza która nosi na sobie obraz Boga ze zrozumieniem i wolną wolą.  Dusze takie wiedzą, co czynią i dobrowolnie popadają w grzech.  Spędzali oni czas i energię na rzeczach nie wartych ich godności, marnowali ten pieniądz, za który otrzymać mogli wieczność - swoją wiedzę i miłość. Złamali Dziesięć Przykazań, bo, jak mówi Święty Jakub, kto w jednym by upadł, stał się winnym wszystkiego  - nie ma dziesięciu drachm, gdy jedna jest zgubiona. I tak jak niewiasta z Ewangelii, Kościół zapala światło doktryny, aby pokazać duszom ich błędy, oraz wymiata dom przez sakrament pokuty, znajdując dla tych dusz nieocenioną łaskę Boga.
W obu przypadkach wielka jest radość w niebie, bo dzięki łasce Boga, dusze odwracają się od zła i przyjmują dobro. Mimo że są niedoskonali, mimo że muszą jeszcze wiele zrobić aby umocnić się w dobru, i nawet jeśli ich złe nawyki wymagają jeszcze dużo czasu aby je wykorzenić, jeśli tylko otrzymali łaskę od Boga, mają szansę osiągnąć wieczną szczęśliwość. I tak, w całkowitym przeciwieństwie do faryzeuszy i sekciarzy, którzy podążają ich śladem, my także powinniśmy cieszyć się z każdej duszy, która zbliży się do prawdy. Powinniśmy radować się i pomagać tym, którzy przychodzą na Mszę, nawet jeśli pozostają w niewiedzy, lub nawet grzechu.
Przyjdzie czas, w którym Pan Jezus oczyści świątynie z tych, którzy ją plamią. Są czasy, w których bicz musi ochronić niewinnych, którzy mogliby zostać zepsuci lub splamieni, ale dzieje się to wtedy, gdy zakwestionowany jest autorytet Pana Jezusa, lub Jego świątynia jest w niebezpieczeństwie, kiedy z miejsca modlitwy i miłosierdzia staje się jaskinią zbójców. Nie czytamy o nawróceniu tych zbójców. Nie czytamy o ich skrusze ani radości. W rzeczywistości tymi wyrzuconymi ze świątyni będą faryzeusze, którzy nie modlili się o nawrócenie grzeszników, ale wymieniali się krytyką innych. Przyjdzie czas, jak mówi Pan Jezus, w którym osądzeni będą tą samą miarą, którą sądzili innych.
I tak, Drodzy Wierni, uczmy się z przypowieści danych nam przez Pana Jezusa oraz jego przykładu, jak najlepiej zwyciężać dusze dla prawdy. Czytamy w Ewangelii, że Pan Jezus począł czynić i uczyć, co znaczy, że uczył najpierw przez przykład, a potem przez wskazówki. Powinniśmy być więc skorzy nie do wypowiedzenia słowa potępienia, ale raczej zachęty, aby prowadzić i uczyć raczej naszym przykładem niż krytyką. Powinniśmy móc mówić za Świętym Pawłem “Bądźcie naśladowcami moimi, jak i ja Chrystusa”.
Większość dusz, moi Drodzy Wierni, potrzebuje raczej słowa zachęty i rady, niż potępienia. Większość dusz jest podobnych Samarytance, która doszła do łaski, którą jest Msza. A jak Pan Jezus przyciąga tę kobietę, tak daleką od łaski Boga? Nie przybywa, aby ją potępić, ale czyni się nawet jej dłużnikiem mówiąc: Daj mi pić. Ten, który jest Panem życia i śmierci, jej Sędzią na sądzie ostatecznym, prosi o wodę. Prosi, zaciąga dług u kobiety, z którą, wedle jej własnych słów, Żydzi nie chcieli obcować. Ale Pan Jezus, widząc w niej te słowa pokory, słowa potwierdzające jej niski status, ofiaruje jej w zamian żywą wodę łaski tryskającej ku życiu wiecznemu.
Pan Nasz Jezus Chrystus stopniowo będzie pokazywał jej różnicę pomiędzy wodą ziemską, która może jedynie czasowo zaspokoić nasze pragnienie, a wodą życia, która napoić może na wieczność. I, być może niedokładnie rozumiejąc wszystkiego, co Pan Jezus mówił, kobieta ta pragnęła tego, co jej oferował.
Wtedy, i tylko wtedy, Pan Jezus wspomina o wielkiej przeszkodzie stojącej na drodze tej łasce. Idź, i zawołaj męża twego. Z zakłopotaniem i fałszywym wstydem odpowiada ona, że nie ma męża. Z jaką delikatnością Pan Jezus pokazuje jej jak daleko jest ona od Boga! Dobrześ powiedziała, że nie masz męża. Albowiem ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. I zobaczyć możemy owoce delikatności, taktu i cierpliwości Pana Jezusa. Niewiasta spowiada się Panu Jezusowi, i to wyznanie grzechów obraca ją w apostoła. Apostoła dla całego miasta, które otrzyma Pana Jezusa przez jej świadectwo.
Drodzy Wierni, naśladujmy Pana Jezusa szczególnie w naszym stosunku do innych.
Jest tyle dusz, które cierpią niewolę grzechu i niewiedzy, które mogły przez specjalną łaskę usłyszeć o Tradycji, dowiedzieć się o Mszy Świętej. Które, dzięki łasce Pana Jezusa, przychodzą aby Go zobaczyć i usłyszeć w jego Świętym Kościele. Przychodzą, być może pierwszy raz, i prośmy Pana Boga, aby nie był to też ostatni raz. Dusze te są jak dzieci, młode i być może jeszcze nie narodzone dla wiary - i biada temu, kto będzie dla nich zgorszeniem, kto zahamuje, albo nawet zniszczy łaskę, którą inni wywalczyli dla tych dusz. W dniu sądu odpowiedzieć będą musieli za to, że przeszkodzili w powrocie zagubionych owiec do owczarni, że pilnowali, aby drachma się nie odnalazła.
I tak, z posłuszeństwa Matce Bożej, Matce Bożej Fatimskiej, która prosiła o modlitwy w intencji nawrócenia grzeszników, módlmy się za nich, pracujmy dla ich nawrócenia przez naśladowanie miłosierdzia Pana Jezusa, abyśmy mogli radować się z powrotu zagubionego i odnalezienia brakującego. Radości w której udział biorą niebiosa, na wieki wieków, Amen

środa, 15 czerwca 2011

Środy Suchych Dni w oktawie Zesłania Ducha Świętego

Drodzy uczniowie, drodzy wierni,

W dniu dzisiejszym uczestniczymy w bardzo szczególnej Mszy, jest to Msza w środę Suchych Dni w oktawie Zesłania Ducha Świętego. Suche Dni, dni postu i wstrzemięźliwości, mają bardzo długą historię, a ich początki giną w mroku dziejów, choć wiemy z całą pewnością, że obchodzone były już przez Żydów przed przyjściem Zbawiciela. Suche Dni po Zesłaniu Ducha Świętego są jednak wyjątkiem, ponieważ ustanowione zostały przez świętego Grzegorza Wielkiego jako remedium na ekscesy mające miejsce w czasie letnich świąt pogańskich.

Tradycyjnie dni owe, które uświęcają każdą z pór roku, zarezerwowane były na udzielanie święceń. Święcenia te miały miejsce w soboty, dlatego właśnie w dzień ten mamy sześć Lekcji i Ewangelię, które są symbolem siedmiu stopni sakramentu kapłaństwa. Środy natomiast były dniami przeznaczonymi na pouczenie i wybór, to znaczy na zatwierdzanie kandydatów do święceń i na udzielanie im ostatnich nauk. Dlatego właśnie w dniu dzisiejszym mamy dwie Lekcje, jedną dotyczącą urzędu nauczycielskiego kapłana, jako że św. Piotr wyjaśnia ludowi proroctwo, oraz drugą o sakramentach, o władzy jaką posiada kapłan jako szafarz łaski Bożej. Również w samej Ewangelii Zbawiciel poucza nas o podstawowej funkcji kapłańskiej, czyli o składaniu Najświętszej Ofiary Mszy oraz o Eucharystii.

Mamy niestety czas jedynie na krótkie rozważanie, być może więc najlepszym z niego użytkiem będzie zastanowienie się nad znaczeniem śpiewu podczas Mszy.

Wszyscy oczywiście wiecie, jak cenna jest Msza. Jest to Ofiara samego Chrystusa Pana, przydzielająca Jego zasługi naszym duszom, poprzez ofiarowanie Bogu Ojcu tej samej Żertwy, która złożona została jako zadośćuczynienie za nasze grzechy. Msza jest niewyczerpanym źródłem łaski i świętości. Wszystkie te łaski jednak, które podczas każdej Mszy możemy otrzymać, otrzymujemy proporcjonalnie do naszej dyspozycji. Jak wszystko, co bywa ofiarowane, mogą być one przyjęte jedynie stosownie do dyspozycji obdarowywanego.

Weźmy następujący przykład: chciałbym dać wam sto kilogramów złota, jeśli jednak nie będziecie mili dość siły, by je udźwignąć, najprawdopodobniej ostatecznie znalazłoby się ono na ziemi. Mógłbym ofiarować wam cały termos wody, jeśli jednak będziecie trzymali swe kubki do góry dnem, nic się do nich nie naleje. Podobnie w sytuacji, gdy nasze serca nie będą dobrze usposobione – otrzymamy podczas Mszy mało łask. Wszystkie sakramenty udzielają łaski same z siebie – jak to określamy po łacinie: ex opere operato – jednak łaski te dusze nasze otrzymują stosownie do swej dyspozycji. Na tym właśnie polega nasza współpraca z łaską, mamy przygotować nasze dusze na jej przyjęcie. Podobnie, jak przygotowujecie wasz dom na przyjęcie ważnego gościa, tak też nasze dusze musza być przygotowane na przyjęcie Trójcy Przenajświętszej w każdym nowym wlaniu łaski.

Dlatego właśnie tak ważne jest, by modlić się podczas Mszy. Msza jest oczywiście bardzo piękną ceremonią, jednak jej istota polega na udzielaniu wam łaski. Istnieje bardzo wiele sposobów pozwalających przygotować duszę do misterium Komunii Świętej. Wielu wiernych rozważa podczas Mszy Mękę naszego Pana Jezusa Chrystusa lub odmawia pewne części Różańca. Są to bez wątpienia dobre sposoby uczestniczenia we Mszy, ponieważ jednoczą nasze serca i intencje z intencjami Zbawiciela na Kalwarii. Jednakże najpiękniejszym i najbardziej owocnym sposobem uczestnictwa w Najświętszej Ofierze jest modlenie się słowami samej Mszy. Są części Mszy, które odmawiane są przez kapłana oraz części, które należą do ministranta oraz wiernych. Wszystkie słowa używane podczas Mszy są natchnione i wprowadzone zostały przez Kościół by otoczyć Ofiarę Zbawiciela modlitwami, które w najlepszy sposób usposobić mogą wiernych do przyjęcia łaski. Są one w istocie publicznym kultem Kościoła składanym Bogu. Dlatego nie ma lepszego sposobu na uczestniczenie we Mszy niż odmawianie tych samych modlitw, jakimi posługuje się Kościół, czyli śpiewów, które powinniście wykonywać w trakcie liturgii.

Dlatego, drodzy uczniowie, nauka śpiewu i muzyki liturgicznej prowadzona jest przede wszystkim w tym celu, by nauczyć was śpiewać i odpowiadać podczas Mszy w sposób rozumny i owocny, byście pokochali i przywiązali się do tych modlitw, w których Kościół zwraca się do Boga. Święty Augustyn mówi, że kto śpiewa, ten dwa razy się modli, ponieważ modli się nie tylko za siebie, ale też za tych, którzy go słuchają, a ponadto posługuje się on modlitwami, których sam Kościół używa do wielbienia Boga i zanoszenia do Niego próśb. Modlitwy Kościoła mają nadprzyrodzoną moc poruszania serca Zbawiciela, ponieważ – jak mówi święty Paweł - to właśnie za swój Kościół poniósł On śmierć na drzewie Krzyża.

Dlatego właśnie bardzo ważne jest, byście znali śpiewy i modlitwy odmawiane podczas Mszy, byście dzięki nim mogli zjednoczyć wasze umysły i serca z publicznym kultem Kościoła, wypraszając w ten sposób sobie samym oraz waszemu otoczeniu obfitość łask.

Dlatego w zjednoczeniu z całym Kościołem, wznieśmy nasze głosy do Boga Ojca, w imię naszego Pana Jezusa Chrystusa, wyśpiewując pieśń uwielbienia dla Jego łaski na wieki wieków. Amen.

niedziela, 12 czerwca 2011

Zesłania Ducha Świętego

Ześlij Ducha Twego, a nowe powstanie życie i odnowisz oblicze ziemi. 

Zaledwie kilka lat po strasznej karze potopu, potomkowie Noego znów zeszli ze słusznej drogi i obrócili się ku swej przewrotności. Podjęli wspólnie ambitne przedsięwzięcie: zbudować miasto z wieżą, która sięgałaby nieba. Zachęcani przez diabła, który zawsze napełnia człowieka pychą pragnęli stać się jak Bóg swoją własną mocą. Ta przewrotność jest świadectwem, że człowiek w głębi serca wie, że nie jest stworzony dla rzeczy tego świata, ale dla Boga. A jednak w swej nierozumnej dumie sądzi, że materialne rzeczy mogą uczynić go podobnym Bogu.

Toteż Bóg ukarał ich pychę. Czytamy w księdze Rodzaju jak Bóg pomieszał ich języki, tak, że nie rozumieli się wzajemnie. Ich wspaniałe przedsięwzięcie aby zbudować wieżę sięgającą do nieba legło w gruzach, bo nie mogli się zrozumieć. Cały rodzaj ludzki wcześniej zjednoczony wspólnym językiem, teraz został podzielony, a często będący w stanie wojny, będącej brakiem porozumienia. Bariery językowe pozostały do dziś największą przeszkodą dla tych, którzy zamierzaliby zjednoczyć ludzkość tylko przyrodzonymi środkami.

Dziś drodzy wierni, Pan Jezus zsyła nam Ducha Świętego, aby zjednoczyć ludzkość w jedność która może nas ocalić – w jedność łaski. Apostołowie otrzymali od Pana Jezusa przykazania, aby nauczali wszystkie narody, ucząc je wszystkiego co im przekazał. I dziś Duch Święty zstępuje na apostołów i zaczynają mówić językami tak, że wszyscy, którzy byli w Jerozolimie mogli zrozumieć przesłanie o wspaniałym objawieniu się chwały Bożej. Bariera języka, bariera rasowa, bariera narodowa – wszystkie zostały przezwyciężone w jedności Kościoła Katolickiego.

Pan Jezus Chrystus, który założył fundamenty Swojego Kościoła na apostołach, dziś zsyła Ducha Świętego aby konsekrować miasto Boże, Nowe Jeruzalem. To jest prawdziwe miasto, które zaprowadzi nas do Nieba, którego nie przemogą bramy piekielne. W ten sposób Bóg spełnia oczekiwania człowieka dając mu widzialną społeczność w której może sięgnąć nieba.

Dziś są, drodzy wierni, jeśli tak można powiedzieć imieniny Kościoła Katolickiego, jako że dziś zostaje on Konsekrowany przez otrzymanie tego Ducha, który ma nim rządzić do skończenia czasów. Jak naucza św. Tomasz z Akwinu, Kościół narodził się w dniu śmierci Pana Jezusa na krzyżu. Podobnie jak podczas snu Adama, Ewa została utworzona z jego boku, podobnie Pan Jezus spał na krzyżu a z Jego boku we krwi i wodzie które z niego wypłynęły narodził się Kościół. Krew i woda symbolizują dwa sakramenty: Chrztu i Eucharystii – woda jest symbolem wejścia do Kościoła w krew tego co jednocześnie karmi Kościół i jest sprawcą Jego jedności. Kościół narodził się w Wielki Piątek, ale dziś jest ochrzczony ogniem, który Pan Jezus obiecał zesłać. Podczas gdy Stare Prawo było ustanowione w kamieniu, Nowe Prawo zostaje dziś ustanowione w duchu Samego Boga.

Kościół Katolicki jest tym Królestwem Niebieskim o którym Pan Jezus tek często mówi w ewangelii. I jak każde królestwo jest widzialny. Posiada swoje kierownictwo, swoją ekonomię i swoich obrońców jak każde inne królestwo.

Kościół jest hierarchiczny, co oznacza podział władzy w Kościele w ten sposób, że postawiony wyżej deleguje władzę swoim podwładnym. Kościół został założony przez Jezusa Chrystusa na fundamencie apostołów, których posłał aby nauczali w Jego Imię po całym świecie. Świętego Piotra uczynił swoim widzialnym zastępcą, głową kolegium apostolskiego. Dał mu klucze nieba, władzę zatrzymywania lub odpuszczania grzechów, oraz władzę rządzenia Kościołem do czasu powtórnego przyjścia.

Kościół istnieje aby przekazać nam życie łaski. Na tym polega ekonomia Kościoła. Rośnie On i rozwija się na miarę tego jak jego członkowie wzrastają w łasce i cnotach. Każdy z nas, na swoim miejscu, uczestniczymy w budowaniu wspólnego dobra Kościoła, jako że każdy z nas ma udział w zasługach Pana Jezusa przez współpracę z łaską. Kiedy grzeszymy szkodzimy nie tylko sobie samym, ale Kościołowi jako całości, tym którzy są wokół nas przez nasz zły przykład i przez to, że jeden członek Kościoła nie jest żywy jak być powinien. Różnorodne kryzysy przez które Kościół przeszedł zawsze wynikały z tego, że Jego członkowie nie chcieli żyć tak jak powinni, albo że hierarchia odcięła się od źródeł życia, to jest od Ofiary Mszy Świętej.

I wreszcie, jak każde królestwo, Kościół musi się bronić. Przez wieki Kościół nigdy nie zaniechał obrony przed heretykami, którzy chcieli zwieść trzodę Jezusa Chrystusa. Kiedy zaprzestaje walki w swej obronie, Kościół jak każde inne królestwo ulega rozkładowi. To dlatego fałszywy ekumenizm wzniecił zamieszanie w Kościele. Poprzez fałszywą zasadę, że każdy chce być dobry, przełożeni współczesnego Kościoła nikogo nie potępiają. Nie chcą użyć swej władzy dla obrony.

Drodzy wierni, dziś szczególnie módlmy się do Ducha Świętego, aby oświecił Papieża i dał mu konieczną siłę. Chyba ma on dobrą wolę, ale w praktyce ta dobra wola nie zda się na nic, o ile Papież nie porzuci fałszywego marzenia, które prowadziło go od Soboru Watykańskiego II. Podobnie jak święty Piotr, jest on uwięziony w wieczerniku, „z obawy przed Żydami” jak mówi Pismo Święte, i nie ma odwagi otwarcie nauczać doktryny Jezusa Chrystusa i potępić nadużyć których jesteśmy świadkami.

Ale święty Piotr w dniu Pięćdziesiątnicy został przemieniony. O ile przedtem nie śmiał opuścić wieczernika po otrzymaniu Ducha Świętego natychmiast zaczął nauczać o Panu Jezusie i potępiać grzechy złoczyńców. I trzy tysiące zostało ochrzczonych tego dnia. Takie owoce przynosi człowiek, który spełnia swój obowiązek. Módlmy się, aby Duch Święty uczynił to samo dla obecnego Ojca Świętego, tak aby miał on odwagę mówić o grzechach i nadużyciach wokół nas i prowadzić lud Boży do nawrócenia i pokuty.

Módlmy się szczególnie do Najświętszej Marii Panny. Tego dnia, dnia Pięćdziesiątnicy była pośród Apostołów. Obiecała, że pewnego dnia nastąpi triumf jej Niepokalanego Serca i chwalebne zwycięstwo Kościoła. Z pewnością nawrócenie Papieża jest do tego niezbędne. Jako Matka Kościoła Maryja szczególnie troszczy się o Ojca Świętego. Módlmy się więc, w jedności z Najświętszą Maryją Panną tą modlitwą którą Jezus Chrystus zanosił za świętego Piotra aby mógł się nawrócić i umocnić w wierze. Amen

środa, 8 czerwca 2011

Koniec roku szkolnego

Drodzy uczniowie, drodzy wierni,
Dziś przypada dzień ferialny, dzień bez konkretnego wspomnienia, w czasie tym jednak w specjalny sposób przygotowujemy się na uroczystość Zesłania Ducha Świętego. Po Wniebowstąpieniu Zbawiciela na podobieństwo Apostołów oczekujemy dnia, w którym Chrystus ześle nam Ducha Świętego. Zwracamy więc nasze myśli ku temu, co w górze, a ponieważ zbliżamy się do końca roku szkolnego, zastanowimy się dziś nad pewną cechą chrześcijańskiego charakteru, o której powinniśmy szczególnie pamiętać w czasie wakacji.
Pamiętajmy, że letnie wakacje nie są po prostu czasem bezczynności. Tak naprawdę  jedynym powodem, dla którego w minionych czasach uczniowie mieli letnia przerwę w nauce był fakt, że ich rodzice potrzebowali ich pomocy w pracach polowych, podczas zbiorów i pracowitych miesięcy jesiennych, w okresie tym nie można ich było pozbawiać pomocy dzieci. Nie powinniśmy więc myśleć o wakacjach, jako o czasie bezczynności, ale raczej jako o okresie rekreacji, czasie w którym wykorzystujemy naszą energię na realizację szczególnych planów i na zbieranie owoców długich miesięcy spędzonych w szkole.
Dobrze byłoby więc, drodzy uczniowie, gdybyście pomyśleli o projektach, które moglibyście zrealizować podczas tych letnich miesięcy, o planach poszerzenia waszej wiedzy i horyzontów. Nie powinniście uważać, że uczycie się dla samego uczenia, owoce tej nauki muszą być wykorzystywane w praktyce. Muszą być wykorzystywane zwłaszcza w tym czasie, który należy do was.
Jest takie powiedzenie, że o danym człowieku najwięcej mówi nie sposób, w jaki wykonuje on pracę – choć już to wiele o człowieku może powiedzieć – co sposób, w jaki wykorzystuje on swój czas wolny. To właśnie czas wolny jest w najwłaściwszym sensie waszą własnością, tak wiec to, w jaki sposób go spędzacie, wiele mówi o waszym charakterze. To, czy ktoś pracuje chętnie, czy raczej zmusza się do pracy, łatwo można poznać obserwując, jak zachowuje się w czasie wolnym. Wielu ludzi postrzega swój wolny czas jako „czas do wykorzystania”, w którym nie ma nic konkretnego do zrobienia - nie robią więc nic. Jednak człowiek prawdziwie mądry rozumie, że czas wolny jest jednym z najbardziej cennych momentów, jakie ma do wykorzystania, gdyż należy on rzeczywiście do niego. Człowiek prawdziwie mądry inwestuje swój wolny czas i nadaje czasowi, który nie należy do niego, wartość ponadczasową.
Dlatego właśnie wakacje powinny być czasem spędzonym z waszymi rodzinami. To rodzina jest waszym największym naturalnym skarbem, jest źródłem wszystkiego, co posiadacie. Dlatego powinniście wykorzystać ten czas, by dowiedzieć się więcej o swej rodzinie, o jej historii, o jej sukcesach, a nawet jej porażkach - byście mogli w przyszłości uczyć się na jej błędach. Zwłaszcza w waszym wieku, gdy już za kilka lat będziecie zastanawiali się nad wyborem pracy, powinniście poznać zajęcia wykonywane przez waszych rodziców, a nawet nauczyć się od nich ich zawodów. W minionych wiekach naturalne było, że syn kontynuował  zawód swego ojca, jednak nawet w przypadku, gdy Opatrzność wybrała dla was inną drogę, zawsze możecie nauczyć się od rodziców czegoś pożytecznego. Pomyślcie tylko, że piętnaście lat lub cos koło tego żyliście z pracy waszych rodziców – jest więc czymś naturalnym, by choćby przez wdzięczność za ich pracę, dzięki której mieliście co jeść przez te wszystkie lata, zainteresować się ich zawodem.
Jednak wakacje to również czas rekreacji. Po łacinie rekreacja oznacza  „od-twarzanie”. Nam, istotom ludzkim, trudno jest wykonywać jedną pracę przez dłuższy czas, co więcej, by jako tako funkcjonować, co dwadzieścia cztery godziny musimy spać. Dlatego w ciągu roku potrzebujemy również nieco odpoczynku, czasu innej aktywności, dzięki której zachowamy równowagę i zdrowie, która „od-tworzy” nas, odnawiając naszą siłę, byśmy mogli powrócić do naszych zasadniczych zadań. Nie sposób o lepszą rekreację, niż rozważanie, jak sam Bóg odpoczął ostatniego dnia Stworzenia, dlatego wędrówka i podziwianie natury są najlepszym sposobem na udział w owym odpoczynku Boga. Znajdujecie się w szczęśliwym położeniu, że macie tak wspaniały kraj i już sama wdzięczność za ten fakt powinna motywować was do cenienia jego naturalnego piękna. 
Raz jeszcze powtórzę: ponieważ jest to czas dany wam do rozporządzenia – wykorzystajcie go mądrze. Kiedy powrócicie do szkoły, będzie mieli mniej czasu dla siebie, będzie to powrót do obowiązków. Wykorzystajcie więc zbliżający się czas na oddanie się temu, co interesuje was najbardziej. Wykorzystajcie go na poszerzenie swych horyzontów i powróćcie do pracy nie obciążeni kolejnym długiem zmarnowanego czasu, ale raczej z zasługą na życie wieczne.
Uciekajmy się do Najświętszej Maryi Panny, która oczekując w Wieczerniku na przyjście Ducha Świętego, dodawała odwagi Apostołom i opiekowała się jak dobra matka znajdującym się w wieku niemowlęcym Kościołem. Podobnie jak Duch Święty rozesłał Apostołów po wszystkie krańce ziemi, tak również wy zostaniecie posłani do waszych rodzin i w ojczyste strony. Oby Niepokalana strzegła nas, byśmy mogli bezpiecznie dotrzeć do portu zbawienia, dobrze wykorzystawszy dany nam czas – by zyskać życie bez końca, na wieki wieków. Amen.

niedziela, 15 maja 2011

3 niedziela po Wielkiejnocy

Drodzy Wierni,
W lekcji czytanej podczas dzisiejszej Mszy, będącej krótkim fragmentem pierwszego listu św. Piotra, święty autor przedstawia nam zwięzłe streszczenie zasad całego chrześcijańskiego życia. Św. Piotr zwraca się do nas słowami „Umiłowani”, ponieważ posiadając prawdziwą wiarę i obdarzeni Bożą łaską nosimy też w sobie znamię Jego miłości. Jako chrześcijanie, jako katolicy, otrzymaliśmy wielki dar: dar zjednoczenia z naszym Panem Jezusem Chrystusem dzięki Jego łasce i za pośrednictwem Jego Mistycznego Ciała, którym jest Kościół. Jako dzieciom Bożym przeznaczone jest nam nie ziemskie dziedzictwo, ale życie wieczne. A św. Piotr prosi nas usilnie, byśmy byli godni powołania, które otrzymaliśmy.
Zwraca się do nas jako do „przechodniów i gości”. Jesteśmy na tej ziemi jedynie przechodniami, ponieważ przeznaczeni jesteśmy do innego świata. Jesteśmy pielgrzymami, ponieważ nasza wędrówka przez to życie jest krótka, zmierzamy ku innemu celowi. Podobnie jak pielgrzymi znajdujemy się w drodze do miejsca świętego, jesteśmy w drodze do oglądania Boga. Nasze przemijające życie doczesne jest więc jedynie drogą pielgrzymowania, drogą pokuty i modlitwy, prowadzącą do naszego właściwego przeznaczenia. Św. Piotr nazywa nas przechodniami, obcymi, gdyż chrześcijanin rzeczywiście powinien być obcy zwyczajom i praktykom światowym. Podczas gdy świat poszukuje swej własnej czci, bogactwa i pychy, chrześcijanin powinien praktykować pokorę, ubóstwo i posłuszeństwo.
Jak mówi św. Piotr, powinniśmy „wstrzymać się od pożądliwości cielesnych, które walczą przeciwko duszy”. Dusza z samej swojej natury upodabnia się do tego, co kocha. Jeśli kocha rzeczy duchowe, rzeczy dobre, stawać się będzie dobrą. Stanie się, jak Bóg tego pragnął, Jego podobieństwem, które niesiemy w naczyniach glinianych. Jeśli dusza przywiąże się do tego, co jest dobre, będzie szczęśliwa. Jeśli jednak zajmować się będzie jedynie rzeczami doczesnymi i materialnymi, ulegnie zepsuciu, stawać się będzie coraz bardziej podobna do nikczemnych rzeczy tego świata co jednak nie da jej szczęścia, ponieważ rzeczy te nigdy nie będą w stanie jej zaspokoić. Z powodu rany zadanej naszej naturze przez grzech pierworodny, jest ona osłabiona i nieuoporządkowana – z trudnością przychodzi jej zajęcie się rzeczami duchowymi i wiele wysiłku trzeba, by zapanowała nad własnymi wrodzonymi władzami. Tę wojnę pomiędzy duszą a pożądliwością chrześcijanin ma obowiązek wytrwale prowadzić, zwłaszcza w tym świecie atakowanym przez grzech i błąd. Musimy starać się ze wszystkich naszych sił wygrać tę wojnę, toczoną przeciwko naszej duszy, gdyż pokój i szczęście możemy osiągnąć jedynie pokonawszy tych nieprzyjaciół naszej duszy – czyli pożądliwości.
Następnie św. Piotr wzywa nas do praktykowania cnót społecznych, prosi: „niech obcowanie wasze wśród pogan będzie dobre”. Nie ma tu na myśli jedynie rozmów, całe nasze zachowanie powinno być bez zarzutu wobec pogan, czyli tych, którzy jeszcze nie posiedli prawdziwej wiary. Rozmowa chrześcijan powinna być budująca, czyli powinna być zachętą i światłem przewodnim dla ludzi dobrej woli. Św. Piotr ma tu na myśli nie tylko nasze rozmowy, ale również wynikające z nich zachowanie.
Jakie to przygnębiające – widzieć chrześcijan używających danej im przez Boga zdolności do mówienia jedynie o rzeczach bezużytecznych, a niekiedy nawet grzesznych, do kłamania, wygłaszania oszczerstw i przeklinania. Będziemy sądzeni – Drodzy Przyjaciele – na podstawie tego, co mówimy: Zbawiciel mówi, że w dniu sądu zdamy rachunek z każdego niepotrzebnie wypowiedzianego słowa. Nasze rozmowy powinny odpowiadać łasce, jaką otrzymaliśmy. To właśnie w rozmowach ujawniamy najskrytsze pragnienia naszych serc: „Z obfitości serca mówią usta” [Mt 12,34], jak powiedział sam Pan Jezus. Posługując się konkretnymi słowami człowiek ujawnia, co najbardziej go zajmuje, swe pragnienia i zamiary. Różnica pomiędzy rurami wodociągowymi a kanalizacyjnymi polega na tym, co z nich wypływa – również dusza odkrywa swe wnętrze poprzez słowa, które wypowiada.
Niech więc nasze rozmowy, zwłaszcza z wyznawcami naszej wiary, będą zawsze budujące. Jednak św. Piotr mówi nawet więcej: niech nasze obcowanie (w tym i rozmowy) będzie dobre między poganami, nawet względem tych, którzy mówią złe rzeczy przeciwko nam. Wszyscy z nas, niezależnie od naszego powołania i miejsca życia, jesteśmy często narażeni na kontakt z ludźmi, których rozmowy nie są budujące, często natomiast niegodne i nieczyste, skażone przez ten świat. Musimy nie tylko wystrzegać się, byśmy nie zostali zbrukani przez ten rodzaj złych rozmów, musimy je również aktywnie zwalczać. Nie można pozwolić na używanie Imienia Boga nadaremno – dobrze jest przypomnieć duszy moc jej słów, a zwrócenie komuś uwagi, by nie mówił takich a takich rzeczy jest w istocie komplementem, gdyż oznacza, że słucha się tego, co mówi i bierze jego słowa poważnie. Chrześcijanin ma obowiązek zmienić temat rozmowy, której tematem stało się zgorszenie czy grzech. Kłamstw nie można tolerować, i lepiej nie rozpoczynać nawet rozmowy z osobą, która usiłuje zniesławić dobre imię osoby trzeciej. „Złe rozmowy psują dobre obyczaje” [1Kor 15,33] mówi św. Paweł, a często jedynym, czego potrzeba do zniszczenia duszy to zezwolenie jej by mówiła o rzeczach, o których mówić nie powinna. Nasze słowa stanowią bowiem często wstęp do uczynków, a o tym, o czym się najpierw mówi, myśli się następnie często, często też wciela się w życie to, co jest uprzednio przedmiotem rozmowy.
Prowadząc prawdziwie chrześcijańskie rozmowy zwalczamy zło wokół nas i równocześnie kładziemy fundament pod przyszłe dobro, jak mówi św. Piotr o poganach: „Aby przypatrzywszy się dobrym uczynkom waszym, chwalili Boa w ‘dzień nawiedzenia’”. Bóg udziela łaski wszystkim, każdemu zgodnie ze swą wszechmocną Opatrznością. To przez tę łaskę: łaskę natchnienia, dobrych myśli, dobrej intencji, skruchy – Bóg nawiedza nasze dusze. Ów moment łaski jest często bardzo krótki i nie powróci po raz kolejny – jest jak wizyta gościa, którego przyjmiemy, albo pozostawimy przed zamkniętymi drzwiami. Jeśli poganie zobaczą u nas owo „dobre obcowanie”, co z kolei doprowadzi ich do dobrych uczynków, wówczas ta wizyta Ducha Bożego nie będzie daremna, ale ku chwale Jego łaski. Mamy obowiązek – Drodzy Przyjaciele – być narzędziami tej łaski w stosunku do żyjących wokół nas ludzi. Tak, jak Bóg nie daje nam światła i ciepła bez słońca, tak również wedle swej odwiecznej woli posługuje się nami jako swymi narzędziami, każdym odpowiednio do jego stanu i miejsca życia. Jest wielu ludzi, którzy być może od wielu lat nie widzieli kapłana, wy ich jednak spotykacie, w miejscu waszej pracy, w centrach handlowych, czy nawet jako gości w domach waszych lub waszych krewnych. Podobnie jak paralityk z Ewangelii nie są oni już w stanie się poruszyć – z tego czy innego powodu nie chodzą do kościoła, rzadko przyjmują sakramenty, nie widują się w księżmi. Jednak wy możecie wpłynąć na tych ludzi. Możecie być odpowiednikami tych, którzy przynieśli owego paralityka do Chrystusa Pana, aby mógł zostać uleczony. Ale jedynym sposobem, byście naprawdę mieli na nich wpływ, jest wasz własny przykład, dawany poprzez wasze słowa i uczynki.
Tak więc, Drodzy Przyjaciele, podążajmy za radą św. Piotra odnośnie naszych rozmów i obcowania z bliźnimi. Udziela nam on dziś również wielu innych nauk, nauczmy się jednak wpierw praktykować tę pierwszą cnotę, a inne przyjdą z czasem. Niech nasze „obcowanie będzie w niebie”, jak prosi św. Paweł, abyśmy mogli już podczas tego doczesnego życia cieszyć się w naszych duszach tą radością, która płynie z czystego sumienia, a która będzie naszym udziałem przez całą wieczność, jeśli tylko pozostaniemy wierni Chrystusowi Panu. Amen.

środa, 30 marca 2011

O modlitwie Pańskiej - Ale zbaw nas ode złego

Drodzy uczniowie, drodzy wierni,

Cały okres Wielkiego Postu jest czasem pokuty, czasem publicznej pokuty dla grzeszników, ale również czasem nauki. W starożytności, gdy chrześcijaństwo przyjmowały głównie osoby dorosłe, okres Wielkiego Postu był czasem katechizacji. Z tego też powodu każdy dzień ferialny posiadał różne czytania oraz pouczenia, które wyjaśniane były katechumenom. Dzień dzisiejszy odpowiada dniowi, w który kandydaci do chrzstu rozpoczynali naukę na temat prawa moralnego i przykazań. Dlatego właśnie w czytaniach znajduje się pochodzący ze Starego testamentu ustęp o Dekalogu. Ważne jednak, byśmy rozumieli przykazania w taki sposób, w jaki naucza nas ich Zbawiciel, a nie w sensie materialistycznym, w jaki traktowali je faryzeusze. Dlatego czytaniu temu towarzyszy wyjaśnienie Chrystusa Pana, że w przykazaniach chodzi o miłość i czystość duszy, a nie o czysto formalne ich wypełnianie.

W dniu dzisiejszym dochodzimy do ostatniej prośby Modlitwy Pańskiej: „ale nas zbaw ode złego”. Prośba ta streszcza w sobie drugą część modlitwy, będąc najbliższą naszemu zbawieniu. Samo słowo „zbawienie” oznacza „wybawienie z niebezpieczeństwa” lub „ocalenie, odkupienie”. Ogólnie więc słowo to oznacza wybawienie nas od zła. Dlatego modlitwa ta związana jest z naszym pragnieniem zbawienia, byśmy zostali zachowani od zła. Prośba ta jest silnie powiązana z poprzednią, gdyż łacińskie słowo „sed” czyli „ale” oznacza że zamiast być wodzeni na pokuszenie, powinniśmy raczej zostać zachowani od zła.

Największym złem, jakie może się nam przytrafić, nie ma nic wspólnego ze złem materialnym: ubóstwem czy cierpieniem – choć oczywiście modlimy się również o to, by nas one nie spotkały – ale duchowe zło grzechu. Wszystkie inne rodzaje zła, jakie zmuszeni jesteśmy znosić, są raczej konsekwencjami grzechu, naszego własnego lub innych ludzi, dlatego w wezwaniu tym prosimy szczególnie o usunięcie od nas okazji do grzechu, byśmy zostali zachowani od zła grzechu. Od zła tego zachowani jesteśmy, gdy wychodzimy zwycięsko z pokus grzechowych. Jak widzieliśmy w zeszłym tygodniu, daleko łatwiej jest trzymać się z dala od grzechu, niż mu się opierać, dlatego najpierw modlimy się, byśmy nie byli wodzeni na pokuszenie. Musimy jednak również walczyć przeciwko diabłu, światu i ciału. Dzięki łasce Bożej możemy odnieść zwycięstwo nad pokusą i właśnie o tę łaskę prosimy Boga w Modlitwie Pańskiej.

Chrystus Pan jest Odkupicielem, czyli Tym, który zdobywa na powrót to, co utraciliśmy. Pierwsi Rodzice upadli, ponieważ ulegli pokusie, dlatego Zbawiciel, na samym początku swego życia publicznego, zaprowadzony został przez ducha na pustynię, by ze względu na nas pokusę zwyciężyć. Pozwolił się kusić diabłu by pokazać nam, w jaki sposób możemy odnieść nad nim zwycięstwo, jak możemy zwyciężyć pokusy grzechowe.

Jak mówi Pismo Święte, diabeł jest jak lew ryczący, szukający, kogo by pożreć. Jest przepełniony nienawiścią i wściekłością zarówno na Boga jak i człowieka. Stara się zniszczyć nas wszelkimi dostępnymi środkami. Utracił wszelką zdolność czynienia dobra i przepełniony jest zazdrością oraz zawiścią. Pragnie tylko jednego, byśmy całą wieczność trwali tak jak on – pogrążeni w smutku i rozpaczy. Metody jego działania dostrzec możemy dobrze, gdy przyjrzymy się kuszeniu pierwszego człowieka – czyli Ewy.

Diabeł nie zawsze jest przy nas. Jego obecność nie jest stała, zbliża się do nas jedynie wówczas, gdy nas kusi. W pewnych sytuacjach diabeł atakuje nagle i bez ostrzeżenia, innym razem rozwija działanie potajemnie, nie ukazując od razu przedmiotu pokusy, ale nakierunkowując na niego poprzez rozmowę z duszą.

I powiedział diabeł do niewiasty: „czemu wam Bóg przykazał, żebyście nie jedli z każdego drzewa rajskiego?” Jak widzicie, diabeł niekoniecznie kusi od razu, ale zawsze kieruje rozmowę na temat, o który mu chodzi. Również dziś posługuje się tą taktyką, zwłaszcza wobec tych, którzy mają skłonność do zmysłowości oraz wobec wolnomyślicieli. Stwarza na przykład fałszywe dylematy: „Czy to prawda, że Bóg nakazuje całkowite wyrzeczenie się naturalnych pragnień?” „Czyż nie jest tak, że macie prawo do tego czy tamtego?” „Czy to prawda, że Bóg żąda ślepej uległości waszego intelektu?”. Diabeł stawia pytania, dostarczając równocześnie uzasadnionych wątpliwości, wywołując dezorientację i zaciemniając istotę rzeczy. Przede wszystkim usiłuje skazić umysł osoby, którą zamierza kusić, wypełniając go wszelkimi możliwymi wątpliwościami i spekulacjami, których jedynym celem jest nasze zaślepienie.

Diabeł nie chce, abyśmy myśleli. Obca jest mu nasza ciekawość, nie chce poznać prawdy i przyczyn rzeczy, pragnie jedynie tego, byśmy robili to, co on chce. Diabeł nie jest władcą, ale poganiaczem niewolników. To samo widzimy w pokusach świata i ciała – nie odwołują się one do intelektu, do tego co szlachetne i dobre, ale do ślepych instynktów i zwierzęcych namiętności. Częstokroć oznaką pokusy jest sytuacja, w której nic nie wydaje nam się jasne i racjonalne. Gdy pojawia się wątpliwość, nie należy dokonywać zmian czy ulegać namiętnościom i skłonnościom, ale zastanowić się i spróbować określić własne położenie.

Z drugiej strony Chrystus Pan, Bóg Wcielony oraz aniołowie, których zsyła nam On do pomocy, zawsze odwołują się do naszego intelektu, napełniają pokojem i ufnością oraz dają zrozumienie. Nawet jeśli Bóg żąda od nas czegoś trudnego, zawsze jest jakiś tego powód. Bóg nie może nigdy żądać czegoś, co byłoby nierozumne – nawet jeśli niekiedy wydawać się nam może, ze przekracza to nasze siły – obdarza nas również swą łaską, o ile tylko będziemy z Nim współpracować. Diabeł stawia nam przed oczyma trudności, by wywołać u nas poczucie beznadziei, rozpaczy i smutku.

Zwróćmy uwagę, że rozmowa Ewy z diabłem już w tym momencie jest niebezpieczna, gdyż opiera się na fałszywych założeniach. Szatan jest mistrzem kłamstwa, dlatego jeśli ktoś wda się z nim w rozmowę, zawsze istnieje ryzyko, że ulegnie pokusie. Niestety Ewa nie modliła się, ani nie przedsięwzięła środków ostrożności, ale po prostu odpowiedziała kusicielowi: „Z owocu drzew, które są w raju, pożywamy, ale z owocu drzewa, które jest w środku raju, rozkazał nam Bóg, abyśmy nie jedli i nie dotykali się go, byśmy snadź nie pomarli” (Gen, 3,3).

Widzicie więc, że sumienie reaguje na sugestię diabła. Każdy z nas posiada instynkt czynienia dobra i unikania zła. Człowiek uznaje, że Bóg i sumienie zakazują mu wykonywania danej czynności, rozbudzania danej wątpliwości czy pragnienia, karmienia danej myśli. Dlatego diabeł kontynuuje atak poprzez wprowadzenie zamętu do sumienia, usiłując uciszyć i zdusić ten wewnętrzny głos obowiązku. Widzimy to na przykładzie współczesnych mediów, kuszących i równocześnie zasypujących takim bagażem obrazów, że ludzie siedzą po prostu bez ruchu przed telewizorami, jak oszołomieni narkotykiem, sparaliżowani i bezbronni. Ludzie tak obawiają się dziś swego sumienia, że zawsze potrzebują wokół siebie trochę szumu – nawet gdy nie oglądają żadnego programu, mają przynajmniej włączony telewizor, by zagłuszyć głos sumienia.

Tak więc człowiek nie chce być nieposłuszny wobec Boga, jednak daremne jest przypominanie mu, że nie wolno mu ulec jakiejś pokusie. O ile prościej byłoby, gdyby nigdy nie trzeba było przypominać o tych moralnych obowiązkach, gdyby odrzucił pokusę już na samym początku, bez zastanawiania się, dlaczego tak musi być. Jednak człowiek traci grunt pod nogami, a wróg gromadzi siły, by przypuścić bezpośredni atak: „I rzekł wąż do niewiasty: Żadną miarą nie umrzecie śmiercią. Bo wie Bóg, iż któregokolwiek dnia będziecie jeść z niego, otworzą się oczy wasze i będziecie jako bogowie, znając dobre i złe” (Gen 3,4-5).

Diabeł ukazuje wspaniałą perspektywę: oto za grzechem kryje się niewypowiedziane szczęście. W wizji tej jest coś magicznego, obiecuje ona rozwiązanie wszystkich problemów. Jak na ironię, problemy te są często całkowicie wyimaginowane, a nawet wymyślone przez samego kusiciela. Po oślepieniu duszy, po wciągnięciu jej w wątpliwości i niepewność, obiecuje jej, że będzie widziała lepiej, jeśli tylko wykona jakąś czynność, która jest jej zakazana. Obiecuje jej szczęście, o ile tylko odda się grzechowi. Podobnie zły przyjaciel zaczyna od wyśmiewania się z was, gdy czynicie coś dobrego, np. chodzicie na Mszę, a następnie zapewnia was, że jeśli tylko tego zaprzestaniecie, będziecie powszechnie lubiani. Oczywiście mogłoby się wydawać dziwne, że ktoś, kto właśnie was obraził, pragnie być waszym przyjacielem – wielu ludzi ulega jednak tej pokusie ze względu na owe fałszywe argumenty.

Jeśli dusza będzie słuchała tych diabelskich podszeptów – wszystko jest stracone. Jest jeszcze czas na wycofanie się, gdyż wola nie udzieliła jeszcze swej zgody, jeśli jednak dusza nie przerwie tej rozmowy, znajdzie się w poważnym niebezpieczeństwie upadku. Jej władze są osłabione. Mury zostały skruszone, wola nie dostarcza już sił do oporu, a namiętności wzrastają w intensywności i zakresie, sam grzech jawi się jej jako coraz bardziej fascynujący i pożądany.

„Ujrzała tedy niewiasta, że dobre było drzewo ku jedzeniu i piękne dla oczu i na wejrzeniu rozkoszne” (Gen 3,6). Ewa była kuszona przez trzech wielkich nieprzyjaciół naszej ludzkiej natury: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pychę żywota. Widziała, że drzewo rodzi owoce dobre do jedzenia – co oznaczało pożądliwość ciała. Widziała, że owoce te są przyjemne dla oczu – co oznaczało pożądliwość oczu. Została również zwiedziona przez myśl, ze byłoby dobrze zdobyć wiedzę, jaką owoc ten mógłby jej dać, co oznacza pychę żywota.

I Ewa oraz Adam ulegli tej pokusie, po czym natychmiast uświadomili sobie, że utracili wszystko. Nastąpiła natychmiastowa śmierć życia nadprzyrodzonego: stali przed Bogiem zupełnie nadzy, bez łaski uświęcającej, bez cnót wlanych, bez darów Ducha Świętego, bez obecności Trójcy Przenajświętszej. Pozostała im jedynie gorycz i szyderczy śmiech kusiciela. Cały rodzaj ludzki został oddzielony od Boga i rozpoczął nieubłagany marsz ku śmierci.

Tak wiec, drodzy uczniowie i drodzy wierni, na przykładzie tego pierwszego kuszenia rodzaju ludzkiego widzimy, w jaki sposób musimy reagować na pokusę. Po pierwsze nie wolno nam nigdy bać się diabła ani jego kłamstw. Powinniśmy je natychmiast odrzucać, zdecydowanie i odważnie. Wysłuchując pokusy, dopuszczacie jedynie do swych oczu brud i ciemność. Jeśli cierpicie z powodu takich wątpliwości i niepewności, musicie jedynie zacząć myśleć, a zazwyczaj ustąpią. Myślcie o konsekwencjach oszukiwania na egzaminie, myślcie o konsekwencjach takiego czy innego uczynku, o tym, jak może on zrujnować całe wasze życie nie przynosząc absolutnie żadnej korzyści. Pierwszą i najważniejszą rzeczą w takiej sytuacji jest modlitwa, a potem myślenie. Jeśli intelekt pozostanie panem, nigdy nie ulegniemy pokusie.

Po drugie, na podstawie analizy owej rozmowy z diabłem widzimy, że Ewa nigdy nie powinna zmieniać swego stanowiska. Wiedziała, że nie powinna jeść tego owocu, a jednak – zwiedziona kłamstwami – zmieniła swe postanowienie. Dlatego generalną zasadą przy wszelkich rodzajach pokus jest – nie zmieniać decyzji! Jeśli zdecydowaliście się zrobić coś – zróbcie to i nie zmieniajcie zdania w czasie pokusy, gdy jesteście smutni lub w złym humorze. Trzymajcie się swoich postanowień, a jeśli przypadkowo możecie zmienić coś na lepsze, poczekajcie aż będziecie w dobrym nastroju, a nie decydujcie pod wpływem chwilowej namiętności czy wątpliwości.

I na koniec, co prawdopodobnie najważniejsze, podczas pokusy konieczne jest zachowanie ufności. Ewa upadła, ponieważ zwątpiła w dobroć Boga, zwątpiła w to, że Bóg pragnie dla niej tego, co najlepsze. Musimy zawsze zachować pewność i ufność, że w każdej pokusie Bóg da nam łaskę wytrwania, że musimy jedynie poczekać, aż wydostaniemy się z tego tunelu z powrotem na światło dzienne, że jeśli zachowamy cierpliwość, po nocy nastanie znów dzień. Diabeł nie może kusić nas nieprzerwanie, gdyż sam jest niestały i zazdrosny, podobnie jak wściekły pies. Musimy więc jedynie być cierpliwi i ignorować jego szczekanie, podążając ku naszemu przeznaczeniu – wieczności z Bogiem, o ile tylko pozostaniemy Mu wierni.

Dlatego, drodzy uczniowie, módlmy się w sposób szczególny do Najświętszej Maryi Panny, która czyniąc zadość za upadek Ewy stała się naszą Matką, prowadzącą nas zwłaszcza w czasie pokusy, byśmy mogli być silni i odeprzeć wszystkie ataki diabła. Módlmy się do Niej, która zwyciężyła wszystkie herezje dzięki łasce zwycięstwa w pokusie, byśmy mogli być wyzwoleni od zła i odnaleźć wieczne szczęście. Amen

a

środa, 23 marca 2011

O modlitwie Pańskiej - I nie wódź nas na pokusienie

Drodzy uczniowie, drodzy wierni,

Dzisiaj przypada środa drugiego tygodnia Wielkiego Postu, a my dotarliśmy do przedostatniej prośby Modlitwy Pańskiej: i nie wódź nas na pokuszenie. Na pierwszy rzut oka jest to chyba najdziwniejsza ze wszystkich próśb, gdyż dobrze wiemy, iż Bóg nie wodzi nas na pokuszenie, czyli nie kusi nas tak, jak to czyni diabeł. Musimy więc przyjrzeć się bliżej tej prośbie i postarać się lepiej ją zrozumieć.

Oczywiście wezwanie to jest naturalną konsekwencją prośby, o której mówiliśmy w ubiegłym tygodniu – prośby o odpuszczenie naszych win – tak więc naturalną tego konsekwencją jest to, że chcemy zadośćuczynić za nasze grzechy i unikać ich w przyszłości, co dobrze oddaje nasza prośba, byśmy nie byli wodzeni na pokuszenie i nie upadli w grzech. Przyjrzyjmy się więc bliżej czym jest pokusa, w jaki sposób jesteśmy kuszeni i przez kogo.

Pokusa, po łacinie tentatione, pochodzi od słowa „temptare”, czyli próbować, testować lub wykazywać. Pokusa jest przede wszystkim testem cnoty, próbą. Tak więc podobnie jak cnota wymaga dwóch rzeczy, czynienia dobra i unikania zła, tak też pokusa jest próbą na dwa różne sposoby. Człowiek może być próbowany lub doświadczany w czynieniu dobra, lub testowany co do unikania zła. W obu tych przypadkach człowiek jest kuszony, ponieważ w obu przypadkach jego cnota jest próbowana, badana i doświadczana. Badanie oznacza, że dana rzecz ma okazać się taką, jaką jest w rzeczywistości – cnota nie jest zasadniczo czymś, co można by zobaczyć, poza konkretnymi okazjami do jej praktykowania. To właśnie podczas pokusy, podczas próby, cnota ujawnia się i jest widzialna, podobnie jak wasza wiedza w jakiejś dziedzinie pozostaje niekiedy ukryta, aż do sprawdzianu.

Jesteśmy poddawani testowi w sytuacji, gdy ukazuje się nam jakieś dobro, a my możemy zgodzić się na jego czynienie, lub nie zgodzić. Możemy czynić dobro, które nam się ukazuje, albo nie. W życiu mamy tak wiele okazji, jednak dobre ich wykorzystanie wymaga cnoty. Każdemu z nas zdarza się, że mamy okazję uczynić coś dobrego - jednak tylko człowiek cnotliwy potrafi okazje takie wykorzystać. Widzimy to każdego dnia, wszyscy mamy tak wiele okazji do czynienia dobra – ze smutkiem jednak musimy przyznać, że niewielu z nas sposobności te wykorzystuje. To właśnie skutek braku cnoty. Człowiek cnotliwy natomiast potrafi wykorzystać najmniejszą nawet sposobność i obrócić ją na swoją korzyść. Częstokroć sukces lub porażka w wykorzystaniu sposobności decyduje w znacznej mierze o naszej przyszłości, zwłaszcza gdy jesteśmy młodzi.

W tym sensie, próby zsyłane są przez Boga na sprawiedliwych dla ich wzrostu i rozwoju duchowego, by wykorzystywali sposobność i wychodzili z tych doświadczeń zwycięsko. Bóg doświadczał Abrahama, mówi Pismo Święte. Nie, żeby Bóg musiał poznać cnotę Abrahama, gdyż Bóg wie wszystko, ale raczej w tym celu, by wewnętrzne, niewidzialne cnoty wiary Abrahama, stały się jawne wobec wszystkich, gdyż miał on specjalne powołanie, by stać się ojcem wszystkich wierzących. Podobnie, by dać wszystkim narodom przykład cierpliwości, Bóg kusił Joba. W tym sensie Bóg zezwala na pokusę, a nawet ją wywołuje, by dać nam okazję do postępu w cnocie, a często to właśnie zwycięstwo nad trudnościami determinować będzie nasze powołanie – jak to widzimy na przykładzie życia patrona naszej szkoły – świętego Tomasza z Akwinu.

Oczywiście wszyscy chcemy postępować w cnocie, tak więc nie prosimy, by ten rodzaj prób nie stał się naszym udziałem, mamy jedynie nadzieję, że pozostaniemy wierni łasce ofiarowanej nam w tych trudnościach. Tak naprawdę chodzi nam o drugą z prób, jakiem poddawana jest cnota, czyli o unikanie zła. Niekiedy są one oczywiście ze sobą powiązane, ale nierzadko nie czynimy wszystkiego, by nie ulec złu, dlatego właśnie w ostatnim wezwaniu Pater Noster prosimy: ale nas zbaw ode złego.

Modlimy się zwłaszcza o to, byśmy nie ulegli pokusie uczynienia czegoś złego, a w ten sposób często próbowana i testowana jest cnota. Tym, którzy czynią zło, brakuje w oczywisty sposób cnoty. Złych ludzi rozpoznaje się nie po tym, co myślą czy zamierzają, ale przede wszystkim po tym, co czynią: po ich owocach ich poznacie, mówi Zbawiciel. Modlimy się więc o pomoc w czasie pokusy, byśmy mogli zachować nasze dusze od zła. Dlatego też modlimy się, byśmy nie byli wodzeni na pokuszenie, ponieważ zło nie jest czymś czego pragniemy, ale czymś czego musimy unikać, innymi słowy nie popadlibyśmy w nie, gdybyśmy nie byli popychani do niego przez inną siłę. Zło ze swej natury zniewala nas, ponieważ przywiązuje nas do rzeczy, które nie mogą dać nam szczęścia. Kala nasze sumienie i czyni nas nieczystymi, nie daje nam więc szczęścia, ale raczej zwodzi nas i zniewala. Niekiedy jest sprzeczne z naturą i brutalne, niszczące to, co w nas najcenniejszego, czyli naszą wolna wolę i pragnienie dobra.

Czym jest więc owa siła, która popycha nas do zła, choć czujemy do tego zła wrodzony wstręt? Istnieją trzy główne siły, które prowadzą czy też popychają nas do zła: diabeł, świat i ciało. Te trzy siły otaczają człowieka, a nawet atakują go od środka.

Diabeł i wszystkie moce wyższe od duszy, czyli upadli aniołowie, kuszą człowieka przez sianie zamętu, wątpliwości, niepewności, by odwieść nas od naszych dobrych postanowień. Diabeł jest ojcem kłamstwa i realizuje swoje cele niszcząc ludzkie szczęście przede wszystkim przez sianie dezorientacji i wątpliwości. Gdy dusza porzuca silne postanowienie unikania jakiegoś zła, diabeł już wygrał i wykorzystuje jedynie okazję, by pozbawić duszę Bożej łaski. Dlatego potrzebujemy pomocy Bożej, pomocy Jego łaski, by opierać się mężnie atakom diabła. Modlimy się więc, byśmy mogli być bezpieczni od podstępów szatana, by nie zwiodły nas jego kłamstwa i iluzje, byśmy nie byli wodzeni na pokuszenie.

Po drugie, z powodu upadku Pierwszych Rodziców na skutek ich nieposłuszeństwa wobec Boga, nasze własne ciała nie są już nam posłuszne. W nas samych ma miejsce prawdziwy bunt zmysłów przeciwko rozumowi, instynktu przeciwko intelektowi, namiętności przeciw naszym interesom, ma miejsce to, co nazywamy pokusami ciała. Te namiętności, ta pożądliwość, jest w pewnym sensie najgorszym z naszych wrogów, ponieważ atakuje nas przeważnie od wewnątrz, jest to wróg żyjący – można tak powiedzieć – wewnątrz naszych murów. Dlatego musimy walczyć z tymi ślepymi instynktami naszej natury poprzez umartwienia, poprzez podporządkowywanie ich rozumowi, przez ćwiczenie naszej woli, a zwłaszcza przez unikanie okazji, które instynkty te wyzwalają. Jak przygnębiający widok stanowią ludzie, którzy stali się dosłownie niewolnikami swych namiętności, zaślepieni przez bezrozumne przyjemności, które nie zaspakajają ich i sprawiają, że ludzi owi popadają we wszelkie rodzaje nieuporządkowań. Chcemy być panami samych siebie, nie chcemy ulegać byle podmuchom namiętności – dlatego prosimy Boga przede wszystkim o pomoc Jego łaski, byśmy nie ulegali pokusom cielesnym, ale potrafili nad nimi zapanować.

I na koniec, również otaczający nas świat jest często siłą, która prowadzi nas na pokuszenie i do zła. Światem jest wszystko, co nas otacza, a zwłaszcza byty nam równe, czyli inni ludzie. Jak powiedział mi kiedyś pewien bardzo stary i mądry włoski ksiądz: „Tutti i santi sono a Roma, ma non tutti quelli di Roma sono Santi”. W Rzymie znaleźć można znaleźć wszystkich świętych, ale nie wszyscy mieszkańcy Rzymu są świętymi. Tak też jest wokół nas – są ludzie, którzy życzą nam źle, którzy chcą, byśmy byli tacy, jak oni, źli i pełni zepsucia. Ludzie ci mogą nawet wydawań nam się sympatyczni, odziani w owcze skóry, jak jednak powiedział Chrystus Pan, wewnątrz są wilkami drapieżnymi. Nie chcemy naśladować tych ludzi i mamy nadzieję, że nie będziemy przez nich prowadzeni, prosimy więc Zbawiciela, by trzymał nas z dala od nich, byśmy wiedzieli, kiedy uciekać przed wilkiem i ignorować ludzi, którzy nazywając się naszymi przyjaciółmi, zachęcaliby nas do czynienia zła.

Dlatego, drodzy uczniowie i drodzy wierni, prośmy Najświętszą Maryję Pannę zwłaszcza o tę szczególną łaskę zwycięstwa nad pokusą, co będzie tematem kolejnego kazania, ponieważ jednak najskuteczniejszym sposobem na zwyciężenie pokusy jest ucieczka przed nią, prośmy z całego serca dobrego Boga, by nie zezwolił, aby pokusa zdobyła nam nami władzę. Z pomocą Najświętszej Maryi Panny, która – jeśli będziemy Ją o to prosić - będzie kierowała nami zawsze w czasie próby, będziemy mogli oprzeć się pokusom i osiągnąć niebo, gdzie radować się będziemy szczęściem wiecznym, na wieki wieków. Amen.

środa, 16 marca 2011

O modlitwie Pańskiej - Przebacz nam nasze winy

Drodzy uczniowie, drodzy wierni,

W dniu dzisiejszym przypada środa suchodniowa, dzień w którym Ewangelię poprzedzają dwie Lekcje. Suche Dni są w sposób szczególny przeznaczone na modlitwę za duchowieństwo, a modlitwa ta tradycyjnie przypada w sobotę suchodniową, kiedy to sześć stopni święceń ma odpowiadających sobie sześć Lekcji.

Dochodzimy dziś do jednej z najważniejszych próśb Modlitwy Pańskiej. Jest to jedna z dwóch próśb, które powiązane są z pewnym warunkiem. Rozważywszy, co oznacza prośba, by wola Boża pełniona była na ziemi, tak jak pełniona jest w niebie, w dniu dzisiejszym prosimy o wybaczenie naszych przewin tak, jak i my wybaczamy tym, którzy wykroczyli wobec nas. Stosowne jest bowiem, by tak jak prosimy, aby wola Boża stała się na ziemi tak, jak pełniona jest w niebie, by również wtedy, gdy nie pełnimy woli Bożej, czyli gdy popełniamy wykroczenia przeciwko Jego prawu, otrzymanie odpowiedniego lekarstwa obwarowane było pewnymi warunkami, a konkretnie tym, byśmy i my odpuścili tym, którzy zgrzeszyli względem nas.

Najbardziej znamienny w owej prośbie jest fakt, że uznajemy, iż popełniliśmy wykroczenia względem Boga. Innymi słowy: nie prosimy Go, by odpuścił nam grzechy, JEŚLI BYŚMY zgrzeszyli, a po prostu prosimy o Jego przebaczenie. Święty Jan mówi jasno: „Jeślibyśmy powiedzieli, że grzechu nie mamy, sami siebie zwodzimy i prawdy w nas nie ma” (1J 1,8). Tak więc sama dyspozycja wymagana przez te słowa jest uznaniem naszych grzechów. Uznajemy i wyznajemy, że jesteśmy grzesznikami, przestępcami i dłużnikami wobec Bożej sprawiedliwości, powinniśmy więc lękać się kary i okazywać pokorę.

W wersji łacińskiej prośba ta używa słowa „dług”’ „debitoribus nostris” i zupełnie słusznie, gdyż w wyniku naszych grzechów staliśmy się winni wobec Boga i zaciągnęliśmy dług kary, który musimy spłacić albo przez zadośćuczynienie, albo też przez cierpienie. Jednak „Ojcze nasz” jest modlitwą nadziei, gdyż prosimy w niej o wymazanie tego długu. Grzech niesie za sobą dwie poważne konsekwencje: to, co nazywamy winą, oraz karę.

Z winą mamy do czynienia wówczas, gdy pogwałcamy porządek rządzący wszechświatem, porządek ustanowiony przez Boga, porządek który doprowadziłby nas do szczęśliwości, gdybyśmy byli mu posłuszni. Wina w porządku moralnym przypomina zachowanie kogoś, kto w porządku naturalnym próbowałby latać bez skrzydeł. Rzuciłby się z klifu zwiedziony iluzją, że potrafi latać, znalazłby się więc w powietrzu bez niczego, co mogłoby go wesprzeć. Jednak prawa natury, prawo grawitacji, stanowią, że człowiek ten potrzebuje koniecznie czegoś, by go podtrzymało, w tej sytuacji ma jednak wokół siebie jedynie powietrze, które wesprzeć go nie może. W konsekwencji człowiek ten spada, a z im większej wysokości skakał, tym boleśniejszy jest jego upadek. Spada, ponieważ prawo natury wymaga równowagi, równowagi pomiędzy masą ciała, a siłą je podtrzymującą. I kiedy ten biedny człowiek spada na ziemię, natura odnajduje swą równowagę, siła jego ciążenia jest proporcjonalna do siły uderzenia ze strony ziemi, na którą spada. Jednak odzyskanie owej równowagi i porządku może być niezwykle bolesne, zwłaszcza gdy nieuporządkowanie, czyli wysokość i dysproporcja pomiędzy tymi siłami, jest wielka.

Również w porządku moralnym istnieje pewien naturalny ład ustanowiony przez Boga. Gdy ludzie przez akt swej własnej wolnej woli wykraczają przeciwko temu ładowi, siła natury moralnej działa z konieczności w kierunku przeciwnym, doprowadzając tę wolną wolę na powrót do stanu równowagi. Jest to jeden z powodów, dla których nasze sumienie ostrzega nas, gdy rozmyślnie czynimy coś złego. Ów akt, przez który wybieramy coś sprzecznego z prawem Bożym jest właśnie tym, co nazywamy winą i pozbawia on niejako duszę moralnego wsparcia, próbując oprzeć jej szczęśliwość na czymś, co nigdy jej nie nasyci. Stąd właśnie konieczność przywrócenia porządku natury, czyli prawa Bożego. A aby przywrócić tę równowagę konieczne jest to, co nazywamy karą, ponieważ dusza zderza się z twardym gruntem rzeczywistości z siłą proporcjonalną do odległości, na jaką oddaliła się od prawa Bożego.

Oczywiście ruch ciał materialnych i bytów duchowych jest tu tylko analogią, a dusza ludzka jest nieskończenie bardziej skomplikowana od przedmiotów nieożywionych, niemniej jednak dzięki temu podobieństwu zrozumieć możemy, co mamy na myśli, gdy prosimy Boga o przebaczenie naszych wykroczeń. Wina jest więc aktem, w wyniku którego znajdujemy się w stanie moralnego nieuporządkowania, kara zaś jest środkiem, poprzez który przywracana jest równowaga, poprzez który przywracana jest sprawiedliwość. Podobnie wówczas, gdy ktoś ukradnie wam coś, ma obowiązek uczynić coś więcej, niż tylko powiedzieć „Przepraszam” - to odnosiłoby się jedynie do winy. Musi również dać zadośćuczynienie, musi zwrócić ukradzioną rzecz, a nawet zapłacić wyrównanie wszelkich szkód, jakie ponieśliście w wyniku faktu, że jej nie posiadaliście. Na przykład jeśli na skutek tego, że ktoś ukradł wam samochód, musieliście codziennie jeździć autobusem, człowiek ten powinien nie tylko zwrócić samochód, ale również pieniądze, jakie wydaliście na przejazd autobusem. To samo dotyczy wszelkich innych grzechów, jakie popełniliśmy – jeśli fałszywie oskarżyliście kogoś, musicie przywrócić mu dobre imię, i tak dalej. Częstokroć wynagrodzenie różnych wykroczeń jest bardzo trudne. Jest tak na podobieństwo osoby, która spadła z dużej wysokości w konsekwencji i może spędzić wiele dni w szpitalu.

Dlatego właśnie stale modlimy się o darowanie naszych długów, debites. Mamy tu na myśli zwłaszcza karę, którą zaciągnęliśmy w konsekwencji naszych win. Dodajemy jednak do tej prośby warunek, w którym pobrzmiewa echo nauczania Zbawiciela z przypowieści, znanej wam z pewnością na pamięć, a którą przytoczę tu za Ewangelią św. Mateusza:

„Dlatego podobne jest królestwo niebieskie człowiekowi królowi, który chciał rozliczać się ze sługami swoimi. A gdy się począł rozliczać, przywiedziono mu jednego, który był mu winien dziesięć tysięcy talentów. Gdy zaś nie miał skąd oddać, kazał go pan jego sprzedać i żonę jego i dzieci i wszystko, co miał i oddać. A upadłszy sługa ów, prosił go mówiąc: Miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam. Pan zaś zlitowawszy się nad owym sługą, wypuścił go i dług mu darował. Lecz sługa ów wyszedłszy, znalazł jednego z towarzyszów swoich, który był mu winien sto denarów; i ująwszy go, dusił go, mówiąc: Oddaj, coś winien. A upadłszy towarzysz jego, prosił go, mówiąc: Miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam. On zaś nie chciał, ale poszedł i wsadził go do więzienia, ażeby oddał dług. Towarzysze zaś jego widząc, co się działo, zasmucili się bardzo i opowiedzieli panu swemu wszystko, co się było stało. Wtedy zawołał go pan jego i rzekł mu: Sługo niegodziwy! Cały dług odpuściłem ci, gdyż mnie prosiłeś! Czyż więc i ty nie powinieneś był zmiłować się nad towarzyszem twoim, jak i ja zmiłowałem się nad tobą? I rozgniewawszy się pan jego, podał go katom, ażeby oddał wszystek dług. Tak też i Ojciec mój niebieski uczyni wam, jeśli nie odpuścicie każdy bratu swemu ze serc waszych” (Mt 18, 23-35).

Prośba ta jest więc niezwykle ważna i w pewien sposób streszcza wszystkie dyspozycje konieczne do otrzymania Bożego miłosierdzia. Ów zmysł miłosierdzia, miłosierdzie proporcjonalne do tego, jakie okazujemy naszym bliźnim, jest elementem absolutnie niezbędnym dla budowania cywilizacji chrześcijańskiej. Musimy wybaczać naszym bliźnim, jeśli sami pragniemy dostąpić przebaczenia Bożego. Być może jednak w czasach obecnych powinniśmy podkreślać przede wszystkim konieczność zadośćuczynienia. Przebaczenie jest kwestią odbudowy ładu, czy też ponownego uporządkowania tego, co znalazło się na niewłaściwym miejscu. Powinniśmy zawsze starać się odbudować ten ład w naszym życiu, zwłaszcza w stosunkach z innymi. Powinniśmy też pomagać innym w jego odbudowie. To właśnie nazywamy Obcowaniem Świętych – mamy z nim do czynienia wówczas, gdy pracujemy dla dobra wszystkich i każdego z osobna, przede wszystkim poprzez dobry przykład, poprzez napominanie innych w duchu miłości i przez zadośćuczynienie za popełnione przez nas zło.

Módlmy się więc w sposób szczególny do Najświętszej Maryi Panny, do Tej, która nie zaciągnęła żadnych własnych długów, a jednak nieustannie modli się o darowanie naszych, byśmy po zakończeniu tego doczesnego życia mogli szybko osiągnąć stan wiecznego szczęścia, przeznaczonego nam w porządku ustanowionym przez Boga, który żyje i króluje po wszystkie wieki wieków. Amen.

środa, 2 marca 2011

O modlitwie Pańskiej - Chleba naszego powszedniego

Drodzy uczniowie, drodzy wierni,

Dziś przypada dzień ferialny, dzień, w którym nie wspomina się żadnego ze świętych Pańskich, ale poprzednią niedzielę, Niedzielę Sześćdziesiątnicy. Jest to okres Przedpościa, czasu poprzedzającego bezpośrednio Wielki Post, okres przygotowania na czas pokuty, który rozpocznie się w przyszłym tygodniu w Środę Popielcową.

Nie ma lepszego sposobu na przygotowanie naszych dusz, niż modlitwa. W czasie ostatnich tygodni przyglądaliśmy się modlitwie, której nauczył nas sam Zbawiciel, modlitwie „Ojcze nasz”. Rozważaliśmy trzy pierwsze prośby, stanowiące razem pierwszą część modlitwy i obejmujące zasadniczo wszystko, o co moglibyśmy prosić ze względu na nasze dobro duchowe: by Bogu oddawana była cześć, by Królestwo Jego łaski zamieszkało w naszych sercach i by Jego wola stała się na ziemi tak, jak pełniona jest w niebie. Modlimy się przede wszystkim o osiągnięcie celu ostatecznego, dla którego zostaliśmy stworzeni. Kolejna część Modlitwy Pańskiej mówi o środkach, dzięki którym będziemy mogli dotrzeć do domu naszego Niebieskiego Ojca.

Modlimy się: „chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”. Trzy elementy tej prośby wzbudzają naszą ciekawość. Po pierwsze, dlaczego mówimy „dzisiaj”, po drugie dlaczego prosimy o „chleb”, a po trzecie: w jaki sposób chleb ten powiązany jest z dniem dzisiejszym, chodzi bowiem o nasz chleb powszedni. Fakt, że modlitwę tę odmawiamy przynajmniej raz dziennie, implikuje sama jej treść, Pan przypomina nam w ten sposób, że powinniśmy modlić się zawsze, każdego dnia. Modlitwa jest niejako tlenem dla duszy, czymś bez czego nie może ona oddychać, gdybyśmy się nie modlili, dusza nasza obumarłaby. W wezwaniu tym prosimy przede wszystkim o energię życiową, która każdego dnia jest zużywana i musi być nieustannie regenerowana.

Zbawiciel mówi nam, byśmy prosili o chleb. Oznacza to, że dobra potrzebne nam w tym życiu możliwe są do zdobycia, a jednak równocześnie zaspakajane są one przez Boga. Chrystus Pan pragnie jednak przede wszystkim zwrócić naszą uwagę na konieczność unikania pięciu grzechów, związanych z pożądaniem przez nas rzeczy doczesnych.

Pierwsze nieuporządkowanie polega na staraniu się o rzeczy, które są nieodpowiednie dla naszego stanu życia. Jest czymś naturalnym, by żołnierz czy policjant pragnął rzeczy, potrzebnych mu do wykonywania jego zawodu: broni, różnego rodzaju uzbrojenia, munduru i wszystkiego co konieczne do obrony siebie i swojego kraju. Nie byłoby jednak odpowiednie, by zwykły człowiek nosił w autobusie karabin maszynowy – zupełnie słusznie postrzegamy taką osobę jako zagrożenie, ponieważ nie ma ona prawa nosić takich rzeczy, zwłaszcza w autobusie. Tak więc również w sferze doczesnej moglibyśmy pożądać rzeczy, które mają niewiele lub zgoła nic wspólnego z naszymi potrzebami czy naszą doskonałością. Dlatego właśnie nie modlimy się o artykuły luksusowe, ani o rzeczy wytworne czy też o ich nadobfitość, ale o zwykły chleb, który niezbędny jest wszystkim, a bez którego trudno byłoby nam żyć. Modlimy się zasadniczo o to, co jest nam niezbędne i o wypełnienie naszych obowiązków stanu.

Chcemy jednak uniknąć również wielu grzechów związanych ze sposobem zdobywania dóbr doczesnych. Drugi z grzechów dotyczy zdobywania dóbr w wyniku oszustwa, lub zabierania innym tego, co im się słusznie należy. Dlatego właśnie prosimy nie tylko o chleb, modlimy się o nasz codzienny chleb, chleb który należy do nas, a nie do innych. Złodziejem i rabusiem jest z definicji ten, kto żyje kosztem pracy i z chleba innych. Modlimy się więc o wszystko, co jest nam niezbędne: o dobre stopnie, o dobre jedzenie, o dobrych przyjaciół. Nie możemy jednak posiadać tych rzeczy, a równocześnie oszukiwać, kraść lub kłamać. Musimy więc modlić się zwłaszcza o łaskę , byśmy mogli uniknąć tych nieuporządkowań.

Kolejną rzeczą, której powinniśmy się wystrzegać, jest nadmierna troska o rzeczy doczesne. Są ludzie, którzy nigdy nie są zadowoleni z tego, co posiadają, zawsze chcą mieć więcej. Nasze pragnienia muszą być jednak dostosowane do naszych potrzeb, a nie na odwrót. Mędrzec prosił Boga, by nie był ani biedny, ani bogaty, by Bóg dał mu jedynie tyle, ile konieczne [Przy 30,8-9]. Zbawiciel w Ewangelii wielokrotnie ostrzega nas przed ową nadmierną troską o sprawy tego świata: „Nie troszczcie się tedy, mówiąc: Cóż będziemy jeść, albo co będziemy pić, albo czym będziemy się przyodziewać. Bo tego wszystkiego poganie pilnie szukają. Albowiem Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Szukajcie więc najprzód królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a to wszystko będzie wam przydane” (Mt 6,31-33).

Obawa o dobra doczesne często prowadzi wielu ludzi również do innych nieuporządkowań, takich jak żarłoczność. Są tacy, którzy w przeciągu jednego dnia spożywają tyle, ile powinno im starczyć na dłuższy czas. Dlatego właśnie prosimy „chleba naszego powszedniego”, prosimy o chleb na jeden dzień, prosimy by został nam on dany na konkretny dzień, a nie by w jednej chwili zaspokojone zostały potrzeby całego naszego życia. Pan Jezus pragnie, byśmy mieli ufność w Bogu, że tak jak dał nam On jeść dzisiejszego dnia, w kolejne dni uczyni podobnie. Nie musimy jeść więcej, niż podpowiada nam rozsądek, a z pewnością nie powinniśmy zjadać wszystkiego co mamy w domu, jakby jutro nie miało nadejść. Nasz chleb powszedni powinien nam wystarczyć.

Ostatnim i najgorszym grzechem popełnianym w związku z rzeczami doczesnymi jest niewdzięczność. Wszystkie inne nieuporządkowania, o których mówiliśmy przed chwilą są niczym w porównaniu z grzechem niewdzięczności. Widzimy go często u tych, którzy posiadają wiele dóbr materialnych, jednak znacznie bardziej godny ubolewania jest wówczas, gdy dotyczy ludzi niezamożnych. Pismo Święte mówi, że trzy rzeczy są obrzydliwością w oczach Boga: pycha człowieka ubogiego, kłamliwość bogacza, oraz głupota i szaleństwo starca (Eccl 25,4), do czego święty Paweł dodaje niewdzięczność (2Tym 3,2). Gdy otrzymujemy coś od innych, zaciągamy przez ten fakt względem nich dług wdzięczności. Najbardziej elementarna sprawiedliwość wymaga, byśmy dziękowali innym za to, czego nam udzielają, czy jest to ich czas, energia, pieniądze czy inne dobra. Ponieważ całe nasze istnienie, zwłaszcza wówczas gdy jesteśmy młodzi, polega w głównej mierze na otrzymywaniu różnych rzeczy od innych, cnota wdzięczności jest tak fundamentalna, że jest znamieniem człowieka cywilizowanego.

Jeśli przyjrzycie się wielkim dziełom ludzkiej cywilizacji odkryjecie jedną cechę wspólną dla nich wszystkich, a jest nią cnota wdzięczności. Przyjrzyjcie się dedykacjom poszczególnych dzieł Bacha, a znajdziecie długie listy dziękujące patronowi za możliwość przedstawienia mu owoców swej pracy. Izaak Newton, być może najwybitniejszy z żyjących kiedykolwiek fizyków, w liście do jednego ze swych rywali, Roberta Hooke, pokornie wyznawał, że jeśli zdołał widzieć nieco dalej niż inni, było tak dlatego, że stał na ramionach Gigantów, czyli swych poprzedników. Istnieje bardzo mądre powiedzenie, że ten, kto nie chce dziękować swym przodkom, miał za nauczyciela głupca. Wdzięczność jest cnotą tak fundamentalną, że bez niej nie może być stworzone nic solidnego, nie nic solidnego nie może przetrwać, a nic dobrego zostać zachowane.

Jesteśmy winni innym, a nawet samym sobie, podziękowanie za to wszystko, co inni dla nas uczynili. Sami z siebie jesteśmy mniej niż niczym, jednak przy pomocy naszych rodziców, naszych nauczycieli, naszych mentorów i opiekunów możemy zdziałać wiele, a nawet stać się światłami przewodnimi naszej cywilizacji, jednak tylko wówczas, gdy będziemy szczodrzy, a przede wszystkim gdy okazywać będziemy wdzięczność za wszystko, co otrzymaliśmy. Wdzięczność jesteśmy winni naszym rodzicom, a również naszym nauczycielom, przyjaciołom, przywódcom, przyjaciołom i wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób nam pomogli. Cnota wdzięczności jest najlepszą gwarancją tego, że zawsze otrzymamy konieczną nam pomoc, a jak wiemy, każdego dnia potrzebujemy naszego chleba powszedniego.

Dlatego, drodzy uczniowie, nauczmy się zwłaszcza praktykowania jednej cnoty, o którą też powinniśmy nieustannie się modlić, mam na myśli cnotę wdzięczności. Modlimy się o nasz chleb powszedni, a chlebem tym jest przede wszystkim sakramentalny Chleb Życia, Eucharystia, co po grecku znaczy „dziękczynienie”. Słowo „euxaristo” znaczy „dziękować”. Stąd poprzez ów chleb powszedni, który przyjmujemy z ołtarza, dziękujemy naszemu niebieskiemu Ojcu za wszystkie dobrodziejstwa jakie od Niego otrzymaliśmy, z których największym jest sam sakrament. W ten sposób przy pomocy łaski udzielanej nam w tym sakramencie, miejmy odwagę dziękować naszym bliźnim za wszystko, cokolwiek dla nas uczynili, przez własny przykład i hojność oraz dobre wykorzystanie owoców ich wyrzeczeń. W ten sposób, poprzez wzajemną pomoc i wdzięczność, pewnego dnia osiągnąć będziemy mogli oglądanie Boga i w wiecznym akcie wdzięczności wyśpiewywać będziemy Jego chwałę na wieki wieków. Amen.

sobota, 26 lutego 2011

Niedziela Sześćdziesiątnicy

„Dosyć masz łaski mojej, albowiem moc w słabości doskonalszą się staje”

Drodzy wierni,

Dziś jest niedziela sześćdziesiątnicy, nazwana tak, ponieważ jest sześćdziesiąt dni przed Wielkanocą. Święta Matka Kościół ma dla nas dzisiaj dwie wielkie lekcje o potrzebie łaski i konieczności naszego z nią współdziałania.

Dziś jest też święto świętego Pawła Apostoła a kościołem stacyjnym w Rzymie jest bazylika świętego Pawła za Murami. Czytamy w lekcji dzisiejszej Mszy o wszelkich cierpieniach, jakie zniósł św. Paweł. A dziś radujemy się jego chwałą w niebie.

A w dzisiejszej Ewangelii Pan Jezus poucza nas przypowieścią o siewcy. Słowo Boże jest zasiewane w naszych sercach i w niektórych przynosi plan stokrotny. W św. Pawle widzimy właśnie taką duszę, która przyniosła plon stokrotny. Duszę, która współpracowała z łaską, która wydała owoc w cierpliwości.

Pan Jezus jest Tym, który zasiewa ziarno swojej nauki. Daje swoja łaskę, daje ja darmo, jak ten co zasiewa pole. Ziarno jest rzucane wszędzie, gdzie może wzrosnąć. Przyszedł aby nauczać każdy naród, każdego pojedynczego człowieka, co muszą robić, aby osiągnąć wieczne życie. I daje im siłę aby je osiągnąć poprzez łaskę uczynkową. Jest tak wspaniałomyślny. Oddaje nawet własne życie aby pokazać jak nas kocha. Chce aby wszyscy ludzie byli zbawieni.

Niemniej jednak, to co Pan Jezus nam daje, często spada na tych, którzy nie są gotowi. Ziarno pada na twardy grunt. Pada na zatwardziałe serca, gdzie nie może wzrosnąć, a potem diabeł je porywa. Wielokroć pada na glebę, która przyjmuje je z radością. To dusze, którym brak głębi charakteru, więc przylegają do wszystkiego po prostu dlatego, że jest nowością. A potem zaczynają cierpieć dla Ewangelii i być atakowani przez tych, którzy nie chcą aby ziarno pozostało w ich sercach. I są zgorszeni prześladowaniami. Krzyż jest dla nich zgorszeniem.

I ziarno nie przynosi owocu.

Moi drodzy, otrzymaliśmy łaskę Bożą. Mamy wszelki przywilej posiadania wiary, posiadania Bożej łaski. A ta łaska chce wzrastać i rozwijać się w nas. Chce przynieść owoc. Chce rosnąć, jak wszystko co żyje. I my musimy wzrastać w tej łasce, a ona musi rosnąć w nas. Jak wszystko co jest żywe musi rosnąć lub umrzeć.

Pan Jezus opowiedział wiele przypowieści. To był Jego sposób nauczania. Ale wyjaśniał je tylko Apostołom, bo pragnął aby oni nauczali świat. Lecz tę przypowieść przekazuje nam sam, bezpośrednio, wyjaśnienie i pouczenia. Jest ona tak ważna dla Serca Jezusowego. Chce żebyśmy współdziałali z Jego łaską.

Jesteśmy członkami Pana Naszego Jezusa Chrystusa poprzez chrzest. On jest naszą Głową, naszym Wodzem, źródłem wszelkiego życia w nas. Daje nam pełnię swojego życia tak, że daje nam wszystko co ma. Ale może nam dać według naszej dyspozycji, jako że wszystko może być przyjęte tylko według możliwości przyjmującego. Mogę chcieć dać wam szklankę wody, ale jeśli trzymacie ją do góry dnem, bez względu na to ile wody wyleję, szklanka pozostanie pusta. Bez względu na to jak bardzo Pan Jezus daje nam swą łaskę, bez względu jak bardzo wylewa się z miłości dla nas, jeśli jej nie chcecie, jeśli nie otwieracie na nią waszych serc, umrzecie z pragnienia.

Naśladujcie przykład świętego Pawła. Popatrzcie co wycierpiał dla Pana Jezusa. Pragnął oddać wszystko i Pan Jezus nagrodził go, wynagrodził go tysiąckrotnie. Nawet w tym życiu. A jego chwała w niebie jest ogromna. Jest on nauczycielem pogan. To dzięki niemu Europa przyjęła wiarę. Łaska znalazła w nim taką hojność, że mogła wyrosnąć w olbrzymie drzewo przynoszące owoc stokrotny i tysiąckrotny nawet po dziś dzień.

Łaska może to samo zdziałać w was, drodzy wierni, jeśli tylko będziecie z nią współdziałać. Nie potrzeba wiele. Pan Jezus pragnie jedynie waszej dobrej woli. Chce od was abyście jedynie rozwarli swoje ręce i chwycili się tego, co wam daje. Chce abyście byli ulegli Jego natchnieniom. Pragnie abyście zechcieli cierpieć małe niedogodności obecnego czasu, aby mógł obdarzyć was chwałą w przyszłości – podobnie jak drzewo musi być przycinane aby przynieść więcej owocu. Każda trudność każdego dnia jest obietnicą żniwa, jeśli tylko będziecie współdziałać z ręką Bożą.

Szczególnie módlcie się do Najświętszej Maryi Panny. To Ona jest tą, która najpełniej współdziałała z łaską Bożą. W niej łaska nie znalazła żadnej przeszkody, ale osiągnęła pełnię. W „Zdrowaś Maryjo” modlimy się „łaskiś pełna”. Jej wola była nieustannie zwrócona ku Bogu, aby nieustannie od Niego czerpać. Jest pośredniczką wszelkich łask, tak owocne jest Jej współdziałanie z łaską.

Zatem zwróćcie się do Niej, utkwijcie w Niej wasz wzrok. Ona jest Gwiazdą Morza, która prowadzi nas przez trudy na tym łez padole. Naśladujcie Ją. Podążajcie za tę Gwiazdą, aby naśladując jej przykład na ziemi móc żyć z Nią wiecznie w niebie.

środa, 9 lutego 2011

O modlitwie Pańskiej - Bądź wola Twoja

Drodzy uczniowie, drodzy wierni,

W dniu dzisiejszym obchodzimy wspomnienie świętego Cyryla z Aleksandrii, jednego z najwybitniejszych Ojców i Doktorów Kościoła. Był żarliwym obrońcą Boskiego Macierzyństwa Najświętszej Maryi Panny i to głównie dzięki jego wysiłkom Sobór Efeski obronił ten przywilej Maryi oraz Jej tytuł Theotokos – Matka Boga.

Dziś dochodzimy w naszych rozważaniach do kolejnej prośby Modlitwy Pańskiej: Bądź wola Twoja, jako w Niebie tak i na ziemi. Jest to trzecia prośba i co ciekawe, mamy tu do czynienia z pewnym warunkiem, czy też emfazą: jako w Niebie tak i na ziemi. Nie prosimy jedynie o to, by stała się wola Boża, ale zwłaszcza o to, by stała się ona na ziemi w taki sam sposób, w jaki realizowana jest w Niebie.

Najpierw prosimy „Bądź wola Twoja”, innymi słowy, by stała się wola Boga, a nie nasza własna. Powód tego jest taki, że wszystko, czego pragniemy, uzależnione jest od tego, co wiemy. Nie możemy czynić czegoś, zanim nie dowiemy się, co mamy zrobić. Jednak bardzo często jesteśmy w wielu kwestiach ignorantami, nie wiemy wielu rzeczy, a zwłaszcza konsekwencji tego, co chcielibyśmy uczynić. Dlatego nasz rozum oraz wola muszą opierać się na woli Boga, gdyż nasz Niebieski Ojciec jest nieskończenie od nas mądrzejszy. Właśnie cnota pokory jest strażniczką wszelkich innych cnót, sprawiając, że nie pokładamy ufności w naszej wiedzy, ale polegamy na nieomylnej wiedzy Boga. A jednak nie modlimy się po prostu o wiedzę, chcemy, by coś się stało, by coś wdrożone zostało w życie. Dlatego w Modlitwie Pańskiej nie prosimy „niech poznana zostanie Twoja wiedza”, ale „stań się wola Twoja”.

Czego jednak pragnie Bóg? Z pewnością nasza doskonałość uzależniona jest od pełnienia woli Bożej, co to jednak oznacza?

Co do nas, Bóg pragnie dla nas trzech rzeczy, o które Go prosimy. Po pierwsze i najważniejsze pragnie, byśmy osiągnęli życie wieczne. Bóg jest nieskończony, tak więc Jego wola jest wieczna, wszechmocna, poruszająco wszystko. Bóg stworzył wszystkie rzeczy mając na myśli jeden tylko cel - siebie samego. Bóg pragnie przede wszystkim udzielać siebie samego oraz przekazywać istnienie innym bytom. Dlatego pierwszą rzeczą, jakiej Bóg pragnie dla nas, to byśmy uczestniczyli w Jego życiu, w Jego wiecznym życiu. Jest to cel, dla którego zostaliśmy stworzeni. Nie zostaliśmy stworzeni dla samych tylko przyjemności – gdyż tym mogą się cieszyć również zwierzęta. Nie zostaliśmy stworzeni dla odnoszenia sukcesów finansowych, gdyż tracą one wartość wraz ze śmiercią. Zostaliśmy stworzeni dla jednego celu - byśmy osiągnęli wieczne szczęście ciesząc się z posiadania najdoskonalszej ze wszystkich istot, czyli Boga. Zostaliśmy stworzeni dla Boga, dla życia wiecznego.

Tak więc pierwszą rzeczą, o którą prosimy modląc się, by stała się wola Boga, jest właśnie życie wieczne. Prosimy o osiągnięcie celu, dla którego stworzył nas Bóg. Prosimy bardzo konkretnie, byśmy prowadzili na ziemi życie w taki sposób, by osiągnąć Niebo: „Bądź wola Twoja, jako w Niebie, tak i na ziemi”.

Drugą manifestacją woli Bożej względem nas są przykazania. Gdy ktoś czegoś pragnie, na przykład zdrowia, pożąda naturalnie wszystkiego, co do tego celu prowadzi. Dlatego lekarz, który chce, byście wyzdrowieli, da wam lekarstwo i odpowiednią poradę, byście mogli do zdrowia powrócić. Rzeczy te są środkami do osiągnięcia celu, w sposób naturalny pragniemy więc również ich, jeśli chcemy wyzdrowieć. Dlatego, choć Bóg pragnie nade wszystko, byśmy osiągnęli szczęście radując się Nim na wieki w Niebie, pragnie też tego, co z tego faktu wynika, czyli środków, dzięki którym cel ten będziemy mogli osiągnąć: chce, byśmy zachowywali przykazania. W Modlitwie Pańskiej prosimy o siłę w zachowywaniu przykazań, czyli o siłę w praktykowaniu cnoty i unikaniu grzechu. Modlimy się, by wola Boża stała się na ziemi, czyli by nasze codzienne życie przypominało życie w Niebie, innymi słowy, by toczyło się zgodnie z wolą Bożą wyrażoną w przykazaniach.

Ze względu na konsekwencje grzechu pierworodnego to praktykowanie cnót i unikanie grzechów jest dla nas szczególnie trudne. Wszystkie nasze władze pozostają nieuporządkowane i jedynie kosztem wielkiego wysiłku możemy nad nimi zapanować. Jak pisze święty Paweł, jest w naszym ciele prawo, walczące z prawem naszego rozumu. Nawet gdy chcemy być dobrymi dostrzegamy wiele przeszkód, a nasza wrodzona skłonność do lenistwa sprawia, że wszystko zdaje nam się trudne. To prawo ciała, by posłużyć się słowami świętego Pawła, walczy przeciwko woli ducha. Dlatego wola Boża będzie się w nas przejawiała zwłaszcza poprzez zwycięstwo ducha nad ciałem, w tym, że zdołamy zapanować nad nim i zatryumfować nad jego wolą. Dlatego właśnie modlimy się przede wszystkim o to, by wola Boża pełniona była na ziemi, czyli w naszym doczesnym ciele, tak jak w Niebie, zgodnie ze pragnieniami naszych dusz przeznaczonych do życia wiecznego.

Te trzy manifestacje woli Bożej odnoszą się tylko do nas jako do jednostek, ale też do naszego życia społecznego. Oczywiście każdy z nas należy do konkretnej rodziny, pewnej wspólnoty, pewnego społeczeństwa i narodu. Pragniemy więc również, by wola Boża pełniona była w społeczeństwie, czyli na ziemi, tak jak pełniona jest w niebie, we wspólnocie świętych. Pragniemy doskonałości nie tylko dla nas samych, chcemy też, by struktury do których należymy, czyli nasze rodziny, nasza szkoła, nasz kraj, były coraz bliższe doskonałości, która staje się naszym udziałem dzięki łasce.

O to właśnie prosimy w sposób szczególny w Modlitwie Pańskiej, modlimy się, by wola naszego Niebieskiego Ojca pełniona była na tym świecie w taki sposób, by życie to przygotowało nas do życia przyszłego. Modlimy się, by nasza ojczyzna wyrażała wolę Bożą w swych prawach, poprzez stymulowanie gnuśnych, ochronę słabych i karanie złych. Prosimy, by nasi przywódcy pełnili i wyrażali w swych decyzjach wolę Bożą, poszukując raczej dobra wspólnego niż osobistych korzyści. Prosimy, by nasi nauczyciele byli szanowani i wzrastali we wiedzy, a dzięki temu mogli przekazywać tę wiedzę nam. Modlimy się za naszych rodziców, by troszczyli się przede wszystkim o nasze wieczne przeznaczenie, a nie tylko o dostarczanie nam przemijających przyjemności. Mówiąc w skrócie, modlimy się, by społeczeństwo, w którym żyjemy na ziemi, było rzeczywiście obrazem społeczności niebieskiej, gdzie będziemy szczęśliwi z Bogiem, który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.

środa, 2 lutego 2011

Oczyszczenia Najświętszej Maryi Panny

Drodzy uczniowie, drodzy wierni
W dniu dzisiejszym przypada bardzo wyjątkowe święto, Oczyszczenie Najświętszej Maryi Panny. Nosi ono również miano święta Matki Bożej Gromnicznej, ponieważ istnieje zwyczaj, by w dzień ten błogosławić świece, na początku Mszy ma też miejsce procesja. Wspominamy dziś ofiarowanie przez Najświętszą Dziewicę Pana Jezusa w świątyni jerozolimskiej. Matka Boża wypełniła w ten dzień wymagania Starego Prawa, wykupując swego Syna poprzez złożenie za Niego ofiary.
Dziesiątą i najdotkliwszą plagą, jaką Bóg zesłał na bałwochwalczych Egipcjan, było posłanie anioła zagłady. Mojżesz ostrzegł faraona, że jeśli nie pozwoli narodowi wybranemu odejść, posłany zostanie anioł, który pozabija wszystkie pierworodne dzieci płci męskiej w całym Egipcie. Faraon jednak zatwardził swe serce w grzechu i nie uwolnił ludu Mojżesza, Bóg posłał więc anioła, by zabił wszystkich pierworodnych chłopców. Izraelitom dano jednak sposób na ocalenie swych dzieci. Musieli wziąć krew baranka ofiarnego i skropić nią progi drzwi swych domów. Anioł, widząc krew, przechodził obok tych domów i śmierć ich nie nawiedziła.  Była to pierwsza pascha, przejście obok domów tych, którzy zostali pokropieni krwią baranka. 
Dzieci te jednak, choć uratowane od śmierci, nadal należały do Boga z powodu wyroku, jaki wydał On na ten kraj. Dlatego każda rodzina po narodzinach syna musiała wykupić swe dziecko ze świątyni. Takie właśnie było znaczenie obrzędu, jakiemu poddaje się tego dnia Najświętsza Maryja Panna, ofiaruje wraz ze świętym Józefem w świątyni parę gołębi, wykupując swego Pierworodnego.
Święto to ma więc głębokie znaczenie. Jest to pierwsze ofiarowanie Pana Jezusa, pierwszy etap ofiarowania, które dopełnione zostanie na Kalwarii, kiedy Baranek Boży, który gładzi grzechy świata, uratuje nasze dusze od śmierci wiecznej. Tak, jak anioł śmierci oszczędził tych, którzy skropili drzwi swych domów krwią baranka, tak również nasze dusze oszczędzone zostaną, jeśli skropimy swe wargi Krwią Zbawiciela. Najświętsza Maryja Panna ofiaruje Chrystusa Pana w świątyni, będąc posłuszna nakazom prawa, ale również w proroczy sposób ukazując, kim jest Jej Syn, ponieważ wszystkie nakazy Starego Prawa za swój jedyny cel miały ukazanie nam natury Mesjasza. Z tego właśnie powodu Symeon  prorokował będzie wobec Bożej Dzieciny, nazywając Ją światłem na oświecenie pogan i chwałą ludu Izraela.
W ten sposób opatrznościowo dochodzimy do kolejnej prośby Modlitwy Pańskiej, korespondującej z odczuciami Matki Bożej w tym dniu. Wyraziwszy życzenie: „Święć się Imię Twoje”, prosimy również: „Przyjdź Królestwo Twoje”.
Od samego początku swego publicznego nauczania Zbawiciel głosi Królestwo Niebieskie. „Czyńcie pokutę, albowiem bliskie jest Królestwo Niebieskie”. Oczywiście pożądamy Królestwa, które zapowiedział Chrystus Pan. Co ono jednak oznacza? Królestwo Niebieskie jest tam, gdzie rządzi Niebo, czyli Bóg, gdzie wypełniana jest Jego wola. Jeśli jest coś absolutnie koniecznego, to właśnie wola Boża, ponieważ gdyby Bóg nie powołałby jakiejś rzeczy do istnienia, rzecz taka nigdy by nie zaistniała. Oczywiście nie modlimy się, by wola Boża pełniona była w tym sensie, ale prosimy, by wola Boża pełniona była w nas. Wola Boża będzie wypełniona przez ludzi sprawiedliwych, którzy się z nią zgadzają i odnajdą w niej swe szczęście, lub też zrealizuje się poprzez ukaranie przez Boga ludzi występnych.
W Modlitwie Pańskiej wyrażamy jednak pragnienie, by Królestwo Boże „przyszło”, czyli by było ono obecne i sprawowało swe rządy na ziemi. Powód tego jest taki, że w obecnej kondycji rodzaju ludzkiego, ludzie są często bardzo dalecy od pełnienia woli Bożej. Jest na tym świecie wiele zgorszeń, wiele rzeczy bardzo dalekich od szczęśliwości i doskonałości, jakich pragnie dla nas Bóg. Tak więc, prosząc o przyjście Królestwa Zbawiciela, prosimy w istocie o wiele rzeczy. Prosimy, by sprawiedliwi zostali umocnieni, by źli zostali usunięci i pozbawieni możliwości szkodzenia wspólnemu dobru, lub by się nawrócili i stali sprawiedliwymi. Modlimy się też o to, byśmy my sami dotarli do owego wiecznego Królestwa, czyli do Nieba, gdzie nie ma sprzeciwu wobec rządów Boga, gdzie nie będzie śmierci ani smutku.
Jednym z głównych powodów, dla których tęsknimy za Niebem, jest fakt, że w Niebie panuje sprawiedliwość. Na tym świecie jest często przeciwnie. Ludzie źli wydają się cieszyć powodzeniem. Szybko zdobywają pieniądze i władzę, podczas gdy dobrzy wydają się napotykać tak wielu przeszkód. Jednak to tylko pozory. W rzeczywistości sukcesy złych są bardzo krótkotrwałe. Modlimy się, by koniec rządów ludzi złych nadszedł jeszcze szybciej: Przyjdź Królestwo Twoje. Prosimy, by rządy nad nami sprawowali sprawiedliwi, byśmy odnaleźli prawdziwą wolność Dzieci Bożych, byśmy nie żyli dłużej gnębieni przez ludzi, będących niewolnikami złych nawyków i grzechów. 
W obchodzonym dziś święcie Matki Bożej widzimy więc zwłaszcza Jej tęsknotę za Królestwem Jej Syna, Jej pragnienie, by przyszło ono szybko. Fundamentem tego Królestwa jest sprawiedliwość, dlatego by Królestwo to mogło nadejść, musi Ona ofiarować swego własnego Syna. Chrystus Pan, ofiarując samego siebie na Krzyżu, zaprowadzi sprawiedliwość pomiędzy Bogiem a człowiekiem, umożliwiając panowanie Królestwa Bożego na tym świecie. Dlatego, ofiarując swego Syna w świątyni jerozolimskiej, Niepokalana zanosi żarliwą prośbę, by Królestwo Boże nadeszło szybko, szybko dla każdego z nas. Dlatego też nazywamy Ją Pośredniczką Wszelkich Łask, ponieważ Królestwo to jest Królestwem budowanym przede wszystkim przez łaskę, Królestwem w którym Bóg panuje nad nami poprzez obecność swej wiecznej woli. 
Dlatego, drodzy uczniowie i drodzy wierni, zwracajmy się w sposób szczególny do Najświętszej Maryi Panny, która – jako Matka Boga – jest dla naszych próśb najskuteczniejszą Orędowniczką. Oby wyprosiła nam siłę i determinację w naśladowaniu Jej gorliwości dla Królestwa Zbawiciela, w którym Bóg żyje i króluje przez wszystkie wieki wieków. Amen.