niedziela, 30 sierpnia 2009

Kazanie na 13 niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego




Drodzy wierni,

Ewangelia dzisiaj mowi nam o uzdrowieniu dziesięciu trędowatych. Widzimy Naszego Pana idącego wzdłuż granic między Galileą i Judą – to znaczy, chodząc granicami między niebem i ziemią. Pan Jezus jest Bogiem i człowiekiem i w ten sposób jest on w połowie drogi, czyli między dwoma. Być może wiecie, że kiedy docieracie do rzeki, to jest problem – trudne jest, by dostać się na drugą stronę. Płynąć jest bardzo niebezpiecznie i często niemożliwe. Potrzebujecie żeby most dostał do drugiej strony. Tak też, dostać się do nieba jest niemożliwe dla nas przez siebie. My jesteśmy tylko ludźmi. Potrzebujemy, by most sięgał drugej strony - i ten pomost, zwany "pontif" w łacinie, to jest Nasz Pan Jezus Chrystus. On jest arcykapłanem naszych dusz, jako że leży między dobrym Bogiem i nami, ponieważ, On jest zarówno Bogiem i człowiekiem.

Nasz Pan jest na drodze do Jeruzalem - to znaczy, na swojej drodze do świątyni, by uczynić to co jego ojciec chce. I w ten sposób On dochodzi do wsi, to znaczy do naszej biednej ludzkej natury i tam dziesięciu trędowatych przychodzi zobaczyć go. W Ewangelii Pan Jezus wykonuje wiele cudów i każda choroba, którą on leczy odpowieda duchowej chorobej. Trąd jest najgorszą z chorób, ponieważ on niszczy ludzkie ciało. Trąd w ten sposób odpowiada śmiertelnemu grzechowi, najgorszej z duchowych chorób. Dziesięciu trędowatych przychodzi do Pana Jezusa aby zostać wyleczonym - to symbolizuje śmiertelne grzechy, popełnione przeciw dziesięciu przykazaniom.

Zauważ, że dziesięciu trędowatych wierzy w władzę Pana Jezusa mogocą ich uzdrowić. Nasz Pan mógłby sam dokonać cudu natychmiast. Ale Pan Jezus nie robi  tak, ponieważ, On chce nauczyć nas też lekcji. On mówi do trędowatych: "Pójdzcie, pokażcie się kapłanom". I przeczytaliśmy w Evangeli, że trędowaci zostali wyleczeni po pójściu ku kapłanom. To lekcja dla nas. Kapłan jest instrumentem przebaczenia naszych grzechów przez Jezusa. To kapłan otrzymał władzę, by wybaczyć grzechy. Nasze grzechy są najgorszą z naszych duchowych chorób, chorobą, która kończy się w wiecznej śmierci, w wiecznym ogniu piekła. Ale przez spowiedź kapłan ma władzę, by wyleczyć tę chorobę.

Zauważ że Pan Jezus mówi "pokażcie się duchownym". To znaczy, że musimy pokazać nasze sumienie kapłanowi - musimy stwierdzić co zrobiliśmy. Musimy stwierdzić, że zasłużyliśmy na karę. Nasze przyznanie się do winy powinno być proste i bezpośrednie. Idziemy do kapłana nie powiedzieć jak dobrzy byliśmy, ale raczej pokazać mu naszą biedę.

Sakrament pokuty wymaga specjalnie dwóch cnót, które widzimy u Samarytan, którzy wracają, by podziękować Panu Jezusowi. Pierwsza jest cnotą pokory - która jest ukazana przez fakt, że on prosi, by zostać wyleczonym. On nie myśli, że jest kimś ważnym. On ma pragnienie, by zostać uzdrowionym i to pragnienie, by zostać uzdrowiony nie może zaistnieć, jeśli myślałby, że jest samowystarczalny. Druga cnota, którą on wykazuje jest cnotą wdzięczności. On dziękuje Panu Jezusowi za uzdrowienie. Wielu ludzi pozostaje w stanie grzechu po prostu, ponieważ oni są zbyt dumni, by rozpoznać ich błędy, albo nie chcą dziękować Panu Jezusowi za jego dar.

Tak, moi drodzy wierni, podziękujcie dobremu Bogu specjalnie dzisiaj za dar kapłaństwa. Nasz Pan chce czynić cuda wśród nas przez ręce kapłana. Musisz modlić się za świętych duchownych, żeby Pan Jezus dał nam wielu świętych księży po to, by wyleczyć nas z naszych chorób, po to by uratować nasze dusze i przyprowadzić nas do nieba do wiecznej radości.

Pomódlcie się specjalnie wtedy, do Naszej Pani, matki kapłanów. To ona dała świętą ludzkość Panu Jezusowi, suwerennemu wysokiemu kapłanowi. Jak dobra matka ona chce najlepej dla jej dzieci, ale ona też czeka, aż poprosimy. Prośmy ją więc o wielu świętych kapłanów, żeby moglibyśmy być szczęśliwi z nią przez całą wieczność. Amen

środa, 26 sierpnia 2009

Kazanie na uroczysztość N.M.P. Częstochowskiej

Drodzy wierni,

Spośród wszystkich wezwań, jakimi zwracamy się do Matki Bożej w Litanii Loretańskiej, zwłaszcza jedno wydaje się pasować szczególnie dobrze do dzisiejszego święta. Wszyscy dobrze znacie historię wizerunku Matki Bożej Częstochowskiej i cuda z nim związane. Cudowne, mające na celu ochronę wiary interwencje w dziejach Polski są tak wspaniałe, że wszyscy bez trudu mogą dostrzec szczególną opiekę, jaką Matka Boża roztacza nad tymi, którzy chcą za wszelką cenę trzymać się katolickiej wiary katolickiej. Miejsce, w którym przechowywany jest Jej obraz jest tak dostojne, otoczone taką chwałą, że zupełnie słusznie nosi ono nazwę Jasna Góra.

Co jest jednak źródłem tego światła? Jakie jest źródło tej gigantycznej siły? Dlaczego Niepokalana Dziewica jest nie tylko Matką Boga, ale też w sposób szczególny -obrończynią wiary? Jest Królową Polski, a jednak otrzymała ten tytuł właśnie w konsekwencji obrony przez Nią wiary, gdy Jan Kazimierz poświęcił Jej ten kraj w dziękczynieniu za cudowne zwycięstwo nad wrogami wiary, osiągnięte dzięki Jej wstawiennictwu.

Tak więc tytuł jakim zwracamy się do Niej w Litanii Loretańskiej słowami „Virgo Fidelis”, który to tytuł czyni Ją Wieżą Dawidową, potężniejszą, niż wojsko uszykowane do boju. „Panno wierna” - wołamy do Niej – módl się za nami! Te słowa „Panno wierna” oznaczają dwie rzeczy: że jest Ona wierna, to znaczy że czyni to, co obiecuje, ponieważ osoba godna wiary dotrzymuje swych obietnic. Oznacza to jednak również fundamentalną cnotę, jaką daje człowiekowi wiarygodność – czyli cnotę wiary. Ta cnota wiary zakotwicza niejako nasz intelekt w nieomylności Boga, pozwala oprzeć fundamentalne zasady naszego życia nie na ludzkiej słabości i zapobiegliwości, ale na niezmiennej prawdzie Stwórcy. Tak więc, by ktoś godny był zaufania, musi wpierw zakotwiczyć swój intelekt w czymś wiarygodnym, w nauce samego Boga, którą otrzymujemy dzięki wierze. To właśnie pogan, którzy nie posiadali wiary, Pismo święte porównuje do oceanu – nieustannie poruszanego przez wiatry różnych opinii, niebezpiecznego żywiołu, któremu nie można zaufać. Nie posiadali oni chrześcijańskiej nadziei, kotwicy, która przykuwa niejako nasz wzrok do rzeczy wyższych. To właśnie wiara daje nadziei solidny fundament, na którym może ona budować. To cnota wiary – jak mówi św. Jan – zwycięża świat (1J, 5,4). Tak więc poprzez tytuł „Virgo Fidelis” mamy na myśli, Najświętsza Maryja Panna posiada pełnię wiary.

Najświętsza Maryja Panna jest Obrończynią Wiary właśnie dlatego, że jest Virgo Fidelis.

Z katechizmu wiemy, że wezwani jesteśmy do naśladowania Chrystusa – do brania swego krzyża i podążania za Zbawicielem. Oznacza to, że mamy naśladować cnoty Pana Jezusa we wszystkim, co czynimy. Chrystus Pan jest doskonałym obrazem Ojca, i to do tego stopnia, że mówi On do Filipa: „Kto widzi mnie, widzi i Ojca”. By stać się doskonałymi, musimy upodobnić się do Pana Jezusa we wszystkich Jego cnotach, żyć tak, jak On żył i w zjednoczeniu z Nim. „Nikt nie przychodzi do Ojca, jak tylko przeze mnie”, mówi Chrystus. Oznacza to, że by dostać się do nieba, musimy stać się podobnymi do Niego, we wszystkich Jego cnotach. Musimy naśladować Go we wszystkim.

„Bez wiary nie podobna podobać się Bogu” (Żyd 11,6) mówi Pismo Święte i zaprawdę nie możemy osiągnąć wiecznej szczęśliwości, którą jest Bóg, nie uwierzywszy w Niego wcześniej.

Wiemy jednak, że Chrystus Pan posiada Bóstwo w całej pełni, jest Bogiem. Tak więc dusza Zbawiciela, Jego ludzka dusza, była w posiadaniu wizji uszczęśliwiającej już od chwili Wcielenia. Widział On Boga, posiadał Go, ponieważ sam jest Bogiem. Tak więc Pan Jezus nie wierzył, On wiedział. Posiadał wszystkie cnoty w stopniu doskonałym, poza cnotą wiary. Pan Jezus nie posiadał cnoty wiary. Jak więc mamy naśladować Go w praktykowaniu tej cnoty? Jak mamy upodobniać naszą wiarę do jego wiary? W przypadku każdej innej cnoty mamy z Chrystusie przykład do naśladowania, w tym jednak przypadku nie możemy Go naśladować. Jak więc możemy osiągnąć doskonałą wiarę?

Rozwiązanie tego problemu stanie się jaśniejsze, gdy przyjrzymy się bliżej powodowi, dla którego Zbawiciel nie mógł posiadać cnoty wiary. Wynika to po prostu z faktu, że jest On Synem Bożym. Jest, jak mówimy, hipostatycznie zjednoczony z Bóstwem, czy jak - mówi Litania do Najświętszego Serca - jest „Ze Słowem Bożym istotowo zjednoczony”. W konsekwencji Pan Jezus jest naturalnym, prawdziwym Synem Bożym, nawet pełnia łaski wypełniająca Jego ludzką duszę nie powoduje skutku takiego, jak w przypadku innych istot ludzkich. Normalnie łaska, gdy wlewa się w nasze dusze, czyni nas przybranymi dziećmi Boga. Jest czymś, co nas przemienia, jest jednak w stosunku do tego czymś akcydentalnym – podobnie jak adopcja nie zmienia tego, kim jesteście, nie zmienia waszych rodziców, oznacza raczej nadanie prawnego tytułu, który oddaje dziecko pod opiekę kogoś innego, niż jego naturalni rodzice. Jednak Chrystus Pan nie mógł otrzymać godności pierwszego spośród przybranych dzieci Boga ponieważ jest On prawdziwym Synem Bożym. Pełnia łaski, będąc u Niego stanem naturalnym, nie może nadać Mu większej godności. A jednak łaska ta musiała mieć jakieś naturalne konsekwencje.

Godność płynąca z faktu bycia pierwszą spośród dusz adoptowanych dzięki łasce widzimy w osobie Matki Bożej. To Ona pozdrowiona została przez Anioła jako pełna łaski – pełna tej łaski, która czyni nas przybranymi dziećmi Bożymi i dziedzicami życia wiecznego. To właśnie dla swej Matki zarezerwował Zbawiciel tę godność, spływającą na Nią w sposób niejako naturalny, gdyż to z Niej właśnie wzięła ciało Druga Osoba Trójcy Przenajświętszej.

Podobnie jest z cnotą wiary. Ponieważ to na Najświętszą Maryję Pannę łaska spływa w całej swej pełni, jest czymś naturalnym, że cnota ta, którą jest początkiem naszego usprawiedliwienia, czyli wiara, powinna znaleźć w Niej swój najpełniejszy wyraz oraz przykład. Jest Ona, jak to mówimy litanii Virgo Fidelis, ponieważ jest Mater Christi.

Wiara jest pierwszą z Jej cnót, wychwalanych w Ewangelii: podczas nawiedzenia świętej Elżbiety, ta ostatnia woła: „Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła” (Łk 1,45). Jest to cnota, którą musiała praktykować przez całe swe życie.

I było to bardzo odpowiednie. Bardziej niż ktokolwiek inny, Matka Zbawiciela miała bliski kontakt z Jego Człowieczeństwem. Widziała kruchość małego ciałka, które leżało w żłóbku. To Ona zmieniała pieluszki Panu Jezusowi. To Ona - jak tylko matka może zobaczyć i poznać - widziała Jego Człowieczeństwo w chwilach największej słabości ludzkiej natury. A jednak musiała mieć silną wiarę, że to Dziecko, to Dziecko tak bardzo od Niej zależne, jest w rzeczywistości Jej Panem i Bogiem.

Towarzyszyła również swemu Synowi w ucieczce do Egiptu. Wierzyła, że to Dziecko, które musieli uratować od wyroku króla Heroda, miało być Zbawicielem świata.

Co więcej, w Ewangelii widzimy, jak Chrystus Pan nieustannie udoskonala Jej wiarę, a nawet oczyszcza ją od najnormalniejszych ludzkich przywiązać, właściwych sercu każdej matki. Pozostał w świątyni jerozolimskiej dyskutując z uczonymi w Piśmie, podczas gdy Ona poszukiwała Go przez trzy dni z bólem w sercu. Była to próba wiary w pewien sposób gorsza nawet niż Ukrzyżowanie, gdyż Krzyż pomimo całej swej grozy był czymś pewnym, nic nie jest jednak tak okrutną torturą dla serca matki, jak brak wiedzy, gdzie znajduje się jej dziecko. A jednak wierzyła, jak świadczy o tym odpowiedź Zbawiciela: „Cóż jest, żeście mnie szukali? Nie wiedzieliście, że w tych rzeczach, które są Ojca mego, potrzeba żebym był?”. Miało to znaczyć, dzięki wierze wiecie, ale nie praktykujecie tej wiary w sposób doskonały.

I Ewangelista odnotował pod koniec tej sceny: „I był im poddany. A matka Jego zachowywała wszystkie te słowa w sercu swoim” (Łk 2,51). Te słowa Pana Jezusa, słowa życia wiecznego, znalazły swe miejsce najpierw w sercu Jego Matki, w Jej sercu, które uwierzyło.

Wiarę Maryi widzimy następnie w przypadku pierwszego zapisanego cudu Zbawiciela, inaugurującego niejako Jego działalność publiczną. Nawet po napomnieniu ze strony Syna, które miało na celu udoskonalenie Jej wiary: „Jeszcze nie przyszła godzina moja”, wierzy Ona i mówi do sług: „Cokolwiek wam powie, czyńcie”.

W każdym momencie Jej życia, w każdym Jej słowie widzimy, że wiara Matki Bożej jest niejako kamieniem węgielnym całego dzieła Odkupienia. Tak, jak w przypadku wszystkich zdziałanych przez siebie cudów, Pan Jezus wymagał aktu wiary, można by również powiedzieć, że w stosunku do dzieła Odkupienia wymagał aktu wiary w pierwszym rzędzie ze strony swej Matki.

Tak więc Najświętsza Maryja Panna, będąc wzorem dla wszystkich wierzących, jest też Obrończynią Wiary. Zawsze będzie kamieniem probierczym, przy pomocy którego prawdziwą wiarę odróżnić będzie można od herezji i błędu – jak to widzimy w całej historii Kościoła. Każda herezja atakowała w pierwszym rzędzie Ją i to właśnie Ona starła i zniszczyła wszystkie kacerstwa.

Tak więc, drodzy przyjaciele, tego dnia, w którym obchodzimy uroczystość Matki Bożej, Matki Bożej jako obrończyni i opiekunki Polski, protektorki wiary, naśladujmy Ją zwłaszcza w praktykowaniu tej cnoty wiary, cnoty, która daje nam zwycięstwo nad grzechem, śmiercią i sługami szatana. To właśnie cnota wiary ocaliła Polskę, a dzień, w którym Polacy nie będą się już uciekali do Matki Bożej, nie będą już prosili o Jej wstawiennictwo i nie będą naśladowali Jej cnoty wiary, będzie równocześnie dniem, w którym Polska nie będzie już godna Jej opieki.

Tak więc, drodzy przyjaciele, w świetle wszystkich tych rozważań, módlmy się do Matki Bożej o tę cnotę, która czyni ją postrachem Jej wrogów: o cnotę wiary, tej wiary, która da nam zwycięstwo nie tylko w tym życiu, ale przede wszystkim zwycięstwo rozstrzygające, wieczne zbawienie, gdy razem z Nią radować się będziemy szczęściem, które nie ma końca. Amen.

sobota, 22 sierpnia 2009

Kazanie na uroczystość Niepokalanego Serca Maryi







Drodzy wierni,

W dniu dzisiejszym obchodzimy uroczystość Niepokalanego Serca Maryi, uroczystość, która przypada w oktawie Wniebowzięcia i w pewien sposób zwieńcza chwałę Wniebowzięcia poprzez ukazanie nam powodu tej chwały Maryi – Jej Niepokalane Serca.

Podobnie jak nabożeństwo do Najświętszego Serca Pana Jezusa jest konsekwencją nauki o Wcieleniu Syna Bożego, tak również Niepokalane Serce jest fizyczną konsekwencją Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Podobnie jak konsekwencją unii hipostatycznej Zbawiciela było, że Jego człowieczeństwo zjednoczone było z Jego Bóstwem, tak również w przypadku Matki Bożej konsekwencją Jej Niepokalanego Poczęcia było, że Maryja wolna była od wszelkiej zmazy grzechu, że Jej serce było niepokalane od początku Jej istnienia. Tak więc Jej ludzkie serce, serce jedynej istoty ludzkiej, która otrzymała przywilej Niepokalanego Poczęcia, zasługuje na specjalną cześć.

Jednak pewnych ludzi, zagubionych w zwodniczej logice błędu, gorszy ta cześć, którą oddajemy Najświętszej Dziewicy. Utrzymują oni, jak wielu sofistów w minionych wiekach, że gdyby Maryja była Niepokalana, czyli bez grzechu, nie potrzebowałaby Ona Odkupiciela. Chrystus Pan przyszedł - jak wiemy z całą pewnością - by zadośćuczynić za nasze grzechy. Celem Jego przyjścia na ten świat było odkupienie rodzaju ludzkiego, który popadł w grzech. Tak więc jeśli Maryja była wolna od tego powszechnego stanu, w jakim znajdował się rodzaj ludzki, wydawać by się mogło, że nie potrzebowała Zbawiciela, a więc Chrystus nie przyszedł, by zbawić cały rodzaj ludzki, ale jedynie jego przeważającą część. Stąd też, jak argumentowali owi ludzie, Najświętsza Maryja Panna byłaby w jakiś sposób wyłączona z owoców ofiary Krzyża.

Zwodniczość tej obiekcji widzimy jeszcze wyraźniej, gdy rozważymy, że ów przywilej dany Matce Bożej, Niepokalane Poczęcie, był nie miał jedynie aspektu negatywnego - zachowania od grzechu, oznaczał również wolność od grzechu i nieskazitelną czystość, jak nas tego naucza Kościół w definicji dogmatycznej: omnipotentis Dei gratia et privilegio... fuisse ab omni originalis culpae labe praeservatam immunem. Była Ona nie tylko wolna od wszelkiego kontaktu z grzechem, wyłączenie to było formalnie skutkiem łaski. Została poczęta nie tylko w stanie negatywnego zachowania od grzechu, ale też przez pozytywne udzielenie łaski uświęcającej. Czystość jest czymś więcej niż tylko ochroną od nieczystości, ale również – w aspekcie pozytywnym - byciem miłym Bogu. Była Ona więcej, niż tylko chroniona od grzechu – jako, mogłoby to bowiem implikować, że istniejąca nieczystość została w jakiś sposób usunięta. Została poczęta, jak mówimy, Niepokalana, czyli w pozytywny sposób poczęta tak, że Jej dusza od samego początku swego istnienia była czysta i miła Bogu.

Tak więc od samego początku swego istnienia Maryja była pełna łaski. Czy można więc powiedzieć, że w jakimś sensie nie potrzebowała Odkupiciela? Wydawałoby się, że Pan Jezus nie musiał umierać na Krzyżu za tę wyjątkową istotę ludzką, tak ściśle z Nim zjednoczoną. Stąd właśnie fałszywi tak zwani obrońcy czci Zbawiciela wysuwają argument przeciwko przywilejowi, jakim cieszyła się Jego Matka.

Nie powinniśmy zwracać uwagi na tych sofistów, drodzy wierni. Faktem jest, że Najświętsza Maryja Panna potrzebowała Zbawiciela bardziej, niż ktokolwiek inny. Można by powiedzieć, że Jej zbawienie zależało w większym stopniu od Chrystusa, niż zbawienie nas wszystkich razem wziętych. Ona, bardziej niż wszyscy inni razem wzięci, potrzebowała Chrystusa Pana dla swego zbawienia.

Jak we wszystkich innych kwestiach, również tu, jeśli chcemy prawdziwie zrozumieć to głębokie nauczanie dotyczące Matki Bożej, musimy słuchać definicji podanych przez Kościół.

Po pierwsze możemy powiedzieć, że oprócz stwierdzenia przywileju jaki otrzymała Maryja, nie ma w definicjach nic, co wskazywałoby, że nie znajdowała się ona w kondycji różnej, niż powszechna kondycja rodzaju ludzkiego. Cały rodzaj ludzki, z powodu upadku Adama, znalazł się we władzy diabła. Podobnie jak w przypadku kraju, który dostaje się pod okupację obcego mocarstwa ze względu na winy swych przywódców, nie wszyscy jego mieszkańcy winni są zbrodni – są jednak kolektywnie ofiarami tej samej okupacji. Tak więc, jak pisało wielu Doktorów Kościoła, choć Najświętsza Maryja Panna wolna była od długu za grzech pierworodny (normalnej sytuacji dla całego rodzaju ludzkiego zrodzonego w niewoli diabła), była Ona niemniej istotą ludzką, potomkiem Adama, a wiec również obiektem powszechnego dzieła Odkupienia dokonanego przez Chrystusa, odkupienia, które uwolniło nas z niewoli diabła. Odpowiedź ta nie wyjaśnia jednak innej prawdy, tj. faktu, że była Ona nie tylko uwolniona, ale też poczęta w sposób niepokalany. Nie odpowiada również na pytanie, w jaki sposób Ona sama została zbawiona. Z pewnością należąc do rodzaju ludzkiego miała udział w powszechnej kondycji ludzkości – i choć sama nigdy nie splamiła się żadnym grzechem, również Ona musiała żyć na świecie opanowanym przez mrok grzechu i błędu. Wszystko to jednak jest względem Niej całkowicie obce, nie przynależy do Jej istoty, jest względem Niej czymś zewnętrznym. Możemy również powiedzieć, że zbawienie dokonane w Niej przez Chrystusa było tym samym, co zbawienie dokonane względem naszych dusz, a jedynie w inny sposób, przez to, że została Ona zbawiona raczej zostając zachowana od pewnego zła. Mówimy, że ktoś jest uratowany, czy zbawiony również wówczas, gdy został on uchroniony od potencjalnej krzywdy. Jednak działanie łaski w Maryi nie polegało jedynie na chronieniu Jej, miało też aspekt pozytywny: została Ona nie tylko poczęta wolna od szkody powodowanej przez grzech, została niepokalanie poczęta. Również sam fakt zaciągnięcia grzechu pierworodnego niekoniecznie pociągać musi za sobą zła wyrządzanego przez grzech uczynkowy, jak to widzimy na przykładzie wielu innych świętych, którzy zachowali niewinność otrzymaną na chrzcie. Jednak łaska i przywilej otrzymane przez Maryję są czymś wyjątkowym i właściwym tylko Jej, niezwykłym przywilejem, jak naucza Kościół. Jak więc mamy rozumieć działanie łaski w osobie Matki Bożej?

Definicja Kościoła daje nam światło wystarczające do przeniknięcia tych głębokich tajemnic wiary. Definicja kontynuuje: intuitu meritorum Christi Jesu Salvatoris humani generis – mocą przewidzianych zasług Jezusa Chrystusa, Zbawiciela rodzaju ludzkiego. Słowo „intuitus” oznacza „wzgląd” czy bardziej nawet „zamierzenie”, podobnie jak słowo „intuicje”, które w języku polskim wywodzi się z tego samego rdzenia. Ta łaska, którą otrzymała Najświętsza Maryja Panna, otrzymała Ona w przwidywaniu zasług naszego Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa. Zwróćmy uwagę, że definicja nie mówi: „z powodu” czy nawet „ze względu na” ale raczej „mocą przewidzianych zasług”. Jest to, nie proste przewidywanie Boga, ale raczej sam plan, jak Bóg miał względem Maryi, wedle którego miała się Ona stać Matką Zbawiciela.

Możemy to lepiej zrozumieć słuchając Lekcji, którą Kościół poleca czytać w uroczystość Niepokalanego Poczęcia: Pan mię posiadł na początku dróg swoich, pierwej niźli co uczynił od początku. Od wieków jestem ustanowiona i od dawna, pierwej niźli się ziemia stała. Jeszcze nie było głębiny, a ja już poczęta byłam (…) Owo poczęcie, poczęcie na samym początku, oznacza właśnie ten plan, dzięki któremu niewiasta skruszyła głowę węża, zwycięstwo nad szatanem i śmiercią zapowiedziane w tej niewieście, która przynieść miała światu Obiecanego. Planem Bożym, ideą czy przewidzeniem jest więc w bardzo prawdziwym sensie Najświętsza Maryja Panna. Została Ona wybrana, od początku czasów, w odwiecznej mądrości i przewidywaniu Boga, na Jego Matkę.

Łaska, jak nas uczy św. Tomasz, zawsze działa w taki sposób, że czyni swój przedmiot odpowiednim do celowi, ku któremu zmierza. Jest to powodem, dla którego w każdym sakramencie otrzymujemy nie tylko łaskę uświęcającą, ale też łaski właściwe dla konkretnego sakramentu. Na przykład łaską właściwą dla sakramentu chrztu jest nawrócenie duszy do Boga, obmycie z grzechu, zwłaszcza grzechu pierworodnego oraz formowanie duszy na dziecko Boże. Mszą, będąca przedłużeniem ofiary Kalwarii, jest przede wszystkim ofiarą przebłagalną, a owoc Mszy, Najświętsza Eucharystia, jest z tym celem związana: jako pokarm duchowy umacnia duszę, lecząc słabości będące skutkiem grzechu. Łaska, której Zbawiciel jest źródłem i krynicą popycha Go w sposób wewnętrzny do ofiary, do której jest On przeznaczony, jak to sam mówi w Ewangelii: „Muszę też być chrztem ochrzczony i jakże jestem ściśniony, dopóki się to nie spełni” (Łk 12,50). Widzimy więc jak w Najświętszym Sercu Pana Jezua ową pełnia łaski dokonuje w NIm przebłagania za nasze grzechy.

Podobnie łaska, którą otrzymała Najświętsza Maryja Panna, udzielona Jej została właśnie z tego powodu, by stała się Ona Matką Boga, czyli by Słowo mogło przybrać ciało z Jej własnego ciała. Jej Niepokalane Serce jest więc nie tylko pełne łaski, jest ono przeznaczone do tego, by stać się ciałem, z którego ciało przybierze sam Zbawiciel. Stąd właśnie wszystkie konsekwencje łaski obecne u Maryi mają swoje źródło w Jej godności Matki Boga. Była Ona, od samego momentu swego poczęcia, przeznaczona na to, by stac się narzędziem, za pomocą którego Syn Boży przyjmie ciało za sprawą Ducha Świętego. Stąd musiała być Ona Niepokalana, czysta, bez zmazy, miła Bogu od pierwszej chwili swego istnienia.

Łaska nie była więc u Maryi czymś jedynie akcydentalnym, tak jak w naszym przypadku, jest czymś stanowiącym część i element samej Jej istoty. W nas łaska jest czymś innym – przychodzimy na ten świat pozbawieni jej, możemy ją otrzymać oraz utracić. U Matki Bożej jednak, jest ona elementem samej Jej istoty. Jest Ona poczęta, stworzona, dla jednego konkretnego celu, by stać się Matką Boga. Przywilej, jaki otrzymała, polega właśnie na byciu Matką Boga – stąd wszystkie łaski, jakie otrzymała, mają na celu właśnie uczynienie Ją godną tego przywileju i to do tego stopnia, że łaska, którą otrzymała, jest całkowicie nierozerwalna z tym powołaniem – powołaniem na Matkę Odkupiciela. Mówić wprost, gdyby nie miała Ona być Matką Boga, nie zostałaby Niepokalanie Poczęta.

Dlatego więc, drodzy wierni, widzimy, że Najświętsza Maryja Panna jest całkowicie zależna od Chrystusa Pana, i to w stopniu nieskończenie większym niż my sami. Gdyby Syn Boży nie przyszedł na ten świat, z pewnością nie moglibyśmy dostąpić zbawienia i pomarlibyśmy w naszych grzechach. Gdyby jednak Pan Jezus nie przyszedł, Najświętsza Maryja Panna nie byłaby Matką Boga. Podczas gdy my cierpielibyśmy w takim przypadku konsekwencje grzechu, Ona nawet nie istniałaby. Łaska, którą otrzymała, jest tak radykalnie związana z Jej istotą, że jest Ona nie tylko Niepokalana, nie tylko pełna łaski, ale jest, jak to powiedziała w Lourdes, Niepokalanym Poczęciem.

Tak więc nie tylko nie jest Ona wyłączona z dzieła Zbawczego dokonanego przez Chrystusa, jest Ona częścią samego aktu, przez który nas On odkupił. Wieczny plan Boga, idea czy poczęcie Boga, został w Niej urzeczywistniony jako konieczne narzędzie Wcielenia. Nie jest Ona jak my, którzy potrzebujemy Zbawiciela jako osoby, która daje nam łaskę, to raczej łaską, którą otrzymała, uczyniła Ją tym, kim jest, Matką Zbawiciela. Potrzeba Zbawiciela nie jest w Jej przypadku czymś zewnętrznym i zależnym jak u nas, stanowi raczej część samej Jej istoty, tak, że nie byłaby Ona naszą Panią, gdyby nie otrzymała tej łaski, która uczyniła Ją Matką Boga. Jej zależność od Chrystusa jest absolutna. Dlatego też całe dzieło Krzyża, Męki i Zmartwychwstania dotyczą Jej w sposób najściślejszy i to w sposób, który jest nierozłączny z Jej Synem, do takiego stopnia, że bez Niego nie posiadałaby łaski, która czyni Ją tym, kim jest.

Dlatego, drodzy przyjaciele, oddawajmy cześć tej łasce, która została nam udzielona w Niepokalanym Secu Maryi – gdyż zaprawdę, jeśli otrzymała Ona łaskę Niepokalanego Poczęcia, nie stało się tak dla Niej samej, ale dla zbawienia całego rodzaju ludzkiego. Podążajmy więc, jak to mówi dzisiejszy Introit, z ufnością do tronu łaski, do Niepokalanego Serca Maryi, z której sama łaska przybrała ciało i zamieszkała między nami. Również my, uciekając się do Niej, możemy dostąpić łaski teraz i w godzinie naszej śmierci. Amen.

niedziela, 9 sierpnia 2009

Kazanie na 10 Niedziela po Zesłaniu Ducha Świętego

Drodzy wierni,

W Ewangelii Pan Jezus mówi o faryzeuszu i celniku, dwóch ludziach z których każdy przyszedł do świątyni aby się modlić. I mówi nam, że jeden odszedł do domu usprawiedliwiony, ale drugi nie. Znaczy to, że jeden modlił się dobrze, a drugi nie. Co zatem jest potrzebne aby się dobrze modlić, co jest czynnikiem, który sprawia, że nasze modlitwy są wysłuchane? Pan Jezus uczy nas co jest niezbędne abyśmy się dobrze modlili.

Jeden przychodzi do świątyni podziękować Bogu, że nie jest taki jak inni. Stoi sam i w rzeczywistości modli się do samego siebie. Dziękuje Bogu, że nie jest taki jak inni, zachowuje przykazania, wypełnia prawo, nie jest złodziejem, jest sprawiedliwy, zachowuje przepisy prawa. Nie jest jak reszta ludzi i jest dumny z faktu, że zasłużył na to, by być wysłuchanym przez Boga.

Drugi po prostu przychodzi przed oblicze Boga, klęka i prosi o przebaczenie bo jest grzesznikiem i potrzebuje Bożego zmiłowania.

Ten drugi będzie ocalony. A pierwszy to faryzeusz, który ukrzyżował Pana Jezusa i który krzyżuje go po dziś dzień.

Modlitwa jest podniesieniem myśli do Boga, aby Go wielbić, dziękować Mu i prosić go o to, czego potrzebujemy. Z samej natury modlitwy widać, jaką postawę musimy mieć, aby być wysłuchani przez Boga.

Przede wszystkim modlitwa musi być pokorna, jeżeli kogoś wielbimy, to dlatego, że jest wyższy, godzien uwielbienia. Jeśli dziękujesz komuś za coś, to dlatego, że wyświadczył ci dobro, a przez swoją dobroczynną miłość jest większy, lepszy od ciebie. Jeżeli ktoś o coś prosi, to dlatego, że nie ma tego o co prosi. Wszystko to wymaga pokory. Pyszni sądzą, że nie potrzebują nikogo. Pyszni sądzą, że są ponad innymi. Pyszni sądzą, że wszystko dzieje się dzięki nim. Faryzeusz jest pyszny. Uważa się za doskonałego i dlatego nigdy niczego od Boga nie otrzyma. Celnik przychodzi przed oblicze Boga świadom swej niegodziwości i przyznaje to. Wróci do domu usprawiedliwiony.

W modlitwie trzeba uważać na to co się mówi. Modlitwa jest podniesieniem myśli do Boga a nie do nas samych. Musimy uważać do kogo mówimy. W pewien sposób jest obraźliwe znajdować się w czyjejś obecności i ignorować jego istnienie - podobnie jest z Bogiem. Musimy skupiać naszą uwagę na Tym, który nas kocha, na tym czego od Niego pragniemy, a przynajmniej na słowach w których wyrażamy to pragnienie. Faryzeusz naprawdę modli się do siebie, myśli tylko o sobie, pokłada ufność w swojej wspaniałości. Jest podobny osobom, które zaczynają medytację od myślenia, że są na drodze zjednoczenia, lub zastanawiania się w którym mieszkaniu (według świętej Teresy) będzie ich modlitwa. Wszystko to jest obrzydliwością i obraża Boski majestat. A w konsekwencji prowadzi do życia w zupełnej iluzji. Celnik, przeciwnie, o sobie mówi wyłącznie jako grzeszniku i zwraca się do Boga z ufnością, że otrzyma przebaczenie o które prosi.

Ta ufność jest czymś absolutnie koniecznym, żeby dobrze się modlić. Bóg chce wysłuchać naszych modlitw i dać nam to co dobre. Bóg pragnie tylko naszego dobra. Ale jeśli nasze ręce są zamknięte, nie możemy otrzymać niczego. Jeśli nasze serca są zamknięte, nie możemy przyjąć miłości jaką darzą nas inni . Bóg obiecał, że otrzymamy jeśli będziemy prosić. Bóg poświęcił nawet jedynego syna dla naszego zbawienia, w porównaniu z tym faktem wszystko inne o co możemy prosić jest niczym. Musimy wierzyć Jego obietnicy. Jeśli brak nam ufności, to znaczy, że faktycznie nie wierzymy Jego obietnicy.

Ta ufność jest tak ważna – jest ona warunkiem bycia wysłuchanym. Jeśli prosisz kogoś o coś, ale nie jesteś pewny czy on ci to da, nawet jeśli dać obiecał, masz małe szanse otrzymania tego. Musimy mieć ufność dziecka, które wie, że jest kochane przez ojca.

I podobnie jak kochający ojciec, Bóg nigdy nie daje nam czegoś co nam zaszkodzi. Wiecie z doświadczenia, że dzieci często proszą o coś, co zaszkodzi ich zdrowiu, czy nawet fizycznie je zrani. Dobry ojciec nie daje takich rzeczy. Także Bóg często nie wysłuchuje naszych modlitw, ponieważ to o co prosimy zniszczyłoby nasze życie duchowe. Zaś w tej dziecięcej ufności, zawiera się już duch poddania, który dobrze rozumie, że musi zrezygnować z pragnień, które nie służą dobru duszy. Poddajemy swoją wolę ojcu, który lepiej wie co jest konieczne dla naszego duchowego zdrowia i zbawienia naszej duszy.

Zatem drodzy wierni, dobrze wykorzystujmy łaski, które są nam dane aby dobrze się modlić. Tak wiele zależy od modlitwy innych. Jeżeli się nie modlimy, nie modli się Kościół. Jeżeli Kościół się nie modli, świat zmierza ku potępieniu. Dusze są zgubione, bo nikt się za nie nie modli. A modlitwa jest sztuką, i jak każda sztuka wymaga ćwiczeń i praktyki. Powodem dla którego tyle dusz poświęciło się życiu zakonnemu była właśnie potrzeba opanowania tej sztuki, udoskonalenia sztuki porozumiewania się z Bogiem, aby uzyskać Boże błogosławieństwo dla ludzkości, która tak bardzo potrzebuje Jago łaski.

Prośmy Najświętszą Maryję Pannę, aby nauczyła nas jak się modlić – aby ta, która jest pośredniczką wszelkich łask, mogła uzyskać dla nas łaskę łask, łaskę dobrej modlitwy.

niedziela, 2 sierpnia 2009

Kazanie na 9 Niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego

Drodzy wierni,

Św. Paweł przypomina nam w dzisiejszej Lekcji o przeobrażeniu, jakiemu podlega dusza w dniu chrztu, o tym, jak jesteśmy przeprowadzani od próżnych rzeczy tego świata do niezmierzonych bogactw Bożych. Przez łaskę chrztu Trójca Święta zamieszkuje w naszej duszy jak w świątyni. Dusze nasze są świątyniami Ducha Świętego, świątyniami, w których mieszka Bóg, gdyż za pośrednictwem łaski zostaje nam zaszczepiona Jego natura. Jesteśmy nawet więcej niż świątyniami, ponieważ świątynie są jedynie budynkami – my natomiast jesteśmy żywymi stworzeniami zdolnymi do czczenia i kochania Boga, aby w wyniku tego móc osiągnąć szczęście wieczne. Świątynia, niezależnie od tego, jak piękna i wspaniale ozdobiona by nie była – nie jest zdolna do miłości.

Jednak jako żyjące istoty ulegamy wpływom wielu rzeczy, z których nie wszystkie odpowiadają godności, którą otrzymaliśmy poprzez sakrament chrztu. To właśnie przed tymi niebezpieczeństwami przestrzega nas dziś św. Paweł.

W chwili swego stworzenia Adam był na wszelki sposób doskonały – jego umysł natchniony był Boską wiedzą, jego wola ukierunkowana była na najwyższe dobro, a ciało wolne od bólu i zepsucia. Wszystko to było skutkiem specjalnego daru Bożego, było konsekwencją łaski i posłuszeństwa Bożemu prawu. Wszystkie umiejętności Adama znajdowały się w doskonałej harmonii i porządku w taki sposób, że on sam był gwarantem ładu w świecie naturalnym i ich związku ze Stwórcą – ponieważ był jedynym stworzeniem posiadającym nieśmiertelną duszę.

Jednak ten dar integralności, który ukierunkowywał wszystkie zdolności Adama ku jego nadprzyrodzonemu przeznaczeniu został utracony wraz z popełnieniem przez niego grzechu. Wraz z utratą łaski owa prawość, którą posiadał, została na stałe utracona, a ponieważ stan ten odziedziczony został przez jego dzieci – wszyscy rodzimy się nie tylko oddaleni od Boga, ale też bardzo dalecy od panowania nad sobą samym. Pożądliwość, cierpienie i śmierć zatruły naszą naturę tak, że - jak mówi św. Paweł - czynimy zło, którego nie chcemy, a jednak niezdolni jesteśmy do dobra, którego pragniemy.

Z tych trzech konsekwencji, pożądliwości, cierpienia i śmierci, najgorszą jest prawdopodobnie pożądliwość. Nawet Chrystus Pan mógł cierpieć i przyjąć śmierć bez zniewagi dla swego Bóstwa, nie mógł jednak przyjąć na siebie nieuporządkowania, jakie niesie nasza pożądliwość. Św. Paweł ukazuje nam w dzisiejszej Lekcji, jak straszne jej owoce. Czym więc jest pożądliwość i w jaki sposób możemy z nią walczyć?

Istoty ludzkie są bardzo utalentowane – posiadamy tak wiele zdolności, którymi obdarzył nas Bóg ze względu na jakieś poszczególne dobra, konieczne dla naszej doskonałości. Posiadamy zmysł dotyku, byśmy mogli czuć otaczający nas świat, zmysł wzroku pozwalający nam widzieć i czytać, zmysł słuchu, dzięki któremu możemy poznać dźwięki muzyki, zmysł smaku i węchu, byśmy mogli znaleźć to, co jest nam potrzebne do pożywienia i rozwoju. Posiadamy też zdolności pozwalające na zrodzenie dzieci i zapewnienie ciągłości oraz doskonałości rodzaju ludzkiego jako całości. Wszystkie te zdolności dane są nam, byśmy postępowali w doskonałości i mogli ostatecznie osiągnąć cel, dla którego zostaliśmy stworzeni: byśmy poznali oraz ukochali Boga i mogli cieszyć się Nim przez całą wieczność. Zdolności te powinny zostać ukierunkowane na ten właśnie cel, każda z nich powinna zostać mu podporządkowana – gdyż jedynie on zapewnić nam może szczęście i doskonałość.

Kiedy Adam został stworzony – każda z tych zdolności podporządkowana były innej – jego zmysły podporządkowane były woli, wola z kolei osądowi, a intelekt prawdzie. Jednak grzech pierworodny zburzył ten ład. Każda z naszych zdolności nadal zachowuje swą pierwotną moc i cel, dla którego została przeznaczona, funkcjonuje jednak w sposób niezależny i bez względu na dobro całej osoby czy celu, dla jakiego została ona stworzona. Poprzez swe nieposłuszeństwo Adam odrzucił swój ostateczny cel, którym jest Bóg, niszcząc w ten sposób sam fundament  ładu, porządkującego jego władze, pozostawiając je nienaruszone, pozbawione jednak jakiejkolwiek zasady jednoczącej, poza naturą. Wszystkie jego władze są więc poważnie osłabione nawet w tym, co dotyczy ich naturalnej mocy, są jak armia bez dowódcy. Ludzie jedzą i piją bez żadnego względu na swe zdrowie; przyjemność, która normalnie byłaby jedynie pomocą dla osiągnięcia celu, dla którego obdarzeni zostaliśmy zdolnościami, stała się obecnie celem samym w sobie. Nawet przyjemność, która jest normalna owocem dobrze wykonanej pracy i nagrodą za nią jest często pozostawiana jak sierota bez opieki. Ten smutny stan prowadzi wiele dusz do ruiny: zamiast szukać rzeczy wyższych, rzeczy, które dać im mogą prawdziwe szczęście, ulegają one nieuporządkowanym namiętnościom, które prowadzą do nikąd – gdyż namiętności są ślepe.

Naszym obowiązkiem jako chrześcijan, czy nawet jako istot ludzkich, jest odbudować znowu ten ład w naszej naturze. Już poganie dostrzegali to nieuporządkowanie w naszej naturze, nawet jeśli nie rozumieli jego nie wiedzieli, w jaki sposób ład ten odbudować. Taki właśnie jest cel umartwienia – zaprowadzić ład wśród zdolności, które znajdują się w tak godnym pożałowania stanie. Powstrzymujemy się od tego, ku czemu nas popychają, aby wykształcić u siebie nawyk podporządkowania ich rozumowi. Dzieło chrześcijańskiej doskonałości polega w wielkiej mierze na usiłowaniu odbudowy ładu, który Bóg ustanowił w Adamie, ładu, który Chrystus Pan pragnie odbudować prz ypomocy swojej łaski. Ponieważ umartwienie jest nam tak bardzo potrzebne i ponieważ jest ono tak istotnym elementem chrześcijańskiej doskonałości,nierzadko mylnie bierzemy ją za samą doskonałość. Jest to jednak błąd, doskonałość polega zasadniczo na miłości Boga, do czego umartwienie jest jedynie niezbędnym środkiem.

Umartwienie jest jedynie wynikiem realistycznego spojrzenia, uznania, że nie wszystko, co się nam podoba, musi koniecznie prowadzić nas do szczęścia, że często nasza niewiedza i naiwność zdradzają nas. Tak więc w praktyce musimy myśleć – myśleć zanim jeszcze coś uczynimy. A skoro zrozumiemy jasno, co powinniśmy uczynić, musimy nieustannie starać się dążyć do realizacji tego celu. To właśnie poprzez nieustanny nacisk naszego intelektu na nasze działanie jesteśmy w stanie postępować w cnocie, czyniąc nasze dusze dobrymi i sprawiając, że po długim ćwiczeniu osiągniemy pewną biegłość w czynieniu dobra, i będzie nam to sprawiało przyjemność. Cnota, jak każdy inny nawyk, nie pojawia się nagle. Podobnie jak nauka jazdy na rowerze czy gry na fortepianie wymagają znacznego wysiłku – tak również nasze starania by być dobrymi i mieć dobre nawyki wymagają czasu, cierpliwości i energii.

Ta rzeczywistość grzechu pierworodnego, którą do pewnego stopnia rozumieli nawet starożytni poganie – jest jednak w naszej postchrześcijańskiej erze czymś całkowicie zapomnianym, a nawet wyśmiewanym. Upadek społeczeństwa nie jest skutkiem braku technologii, pieniędzy, czy nawet środków i władzy posiadanych przez rządy – wynika po prostu z tego, że ludzie nie chcą obecnie panować nad sobą samym. Dzisiejsi rodzice, którzy rozpieszczają swe dzieci i spełniają każdy kaprys ich nieuporządkowanych namiętności – przygotowują je na dożywotnie niewolnictwo. Patrząc na dzisiejszą młodzież widzimy ze smutkiem, że będzie ona niezdolna zrozumieć nawet nauk, przekazanych im przez poprzednie pokolenie. Jest niezdolna do koncentracji na dłużej niż kilka minut i trzymania w ryzach swej wyobraźni. Nie potrafi odmówić sobie nawet najbardziej błahej przyjemności, niezdolna jest zrozumieć wartości ofiary. Nie potrafi nawet wstać rano z łóżka, narzeka na wszystko, z czego mogłaby czerpać naukę. 

Kraj może przetrwać każdy rodzaj naturalnego kataklizmu a nawet obcą okupację, jeśli jego mieszkańcy są silni, jednak państwo, którego obywatele niezdolni są do panowania nad sobą samym, nie potrzebuje żadnego wroga zewnętrznego – po prostu upadnie pod swym własnym ciężarem podobnie jak wiele imperiów, które zniszczyła pożądliwość.

Dlatego właśnie, drodzy przyjaciele, życie rodzinne ma dziś tak wielkie znaczenie. Święty Tomasz z Akwinu uczy nas, że grzech pierworodny przekazywany jest przez rodziców. Skutki grzechu pierworodnego widzimy zwłaszcza w życiu rodzinnym i to właśnie w rodzinie musi zostać stoczona pierwsza walka. Rodzina jest fundamentem społeczeństwa, a społeczeństwo będzie prosperowało lub chyliło się ku upadkowi proporcjonalnie do liczby tworzących je świętych rodzin. Z tego właśnie powodu rodzice, bardziej niż ktokolwiek inny, muszą nie tylko zrozumieć istotę katastrofalnych skutków grzechu pierworodnego, muszą mieć również realistyczną świadomość tego w swym codziennym życiu.

Z katechizmu wiecie, że chrzest gładzi grzech pierworodny, nie usuwa jednak jego skutków. Stan nieprzyjaźni z Bogiem zostaje naprawiony, jakbyśmy się na nowo narodzili, obumarłszy grzechowi i przeniesieni zostali do życia. Jednak blizny po tym grzechu pozostają, pozostaje nasza słabość. Tak więc, drodzy rodzice, musicie prawdziwie kochać swe dzieci nie takimi, jakimi wy chcecie, by były, ale takimi jakimi są w rzeczywistości. Prawdziwa miłość nie jest sentymentalizmem. Prawdziwa miłość uznaje w innych słabości i błędy i czyni wszystko co w jej mocy, by pomóc im przezwyciężyć ich słabość. Ignorowanie skutków grzechu pierworodnego jest w istocie duchowym samobójstwem.

Tak jak trzymacie swe dzieci z dala od używanych w domu środków chemicznych, którymi mogłyby się zatruć, tak też w porządku moralnym musicie chronić je od wszystkiego, co mogłoby zatruć je duchowo. Największym możliwym zaniedbaniem w stosunku do nich jest dawanie im wszystkiego, czego chcą. Wasze dzieci, zwłaszcza gdy są młode, nie rozpoczęły nawet walki o dominację rozumu, stąd ich pożądliwości są znacznie bardziej związane z instynktem. Instynkt jest ślepy i całkowicie zdeterminowany przez bodźce dawane przez środowisko. Nie oczekujcie więc, że wasze dzieci będą postępowały dobrze, oczekujcie jedynie, by reagowały na ich otoczenie. Musicie nimi kierować, nawet kiedy nie rozumieją, co jest dobre a co złe, podobnie jak musicie tresować każde inne zwierzę, kierujące się instynktem i emocjami. Wasze dzieci stopniowo nauczą się rozumować: obserwując rozumność waszych wymagań i dopiero wówczas, skoro ich intelekt zacznie zdobywać przewagę i panowanie nad innymi władzami, będziecie mogli wyjaśnić im i uzasadnić co jest dobre,  a czego powinny się wystrzegać. Niech pierwszą lekcją waszego dziecka będzie posłuszeństwo, drugą będzie mogło być cokolwiek chcecie.

I przeciwnie, pozostawienie waszych dzieci samym sobie, pozwolenie im na błąkanie się bez jakiegokolwiek ich korygowania i pozostawienie na pastwie ich własnych decyzji, oznacza przygotowanie ich do życia nieco tylko lepszego od życia zwierząt, do życia niewolników ulegających każdej przemijającej namiętności. Jest to po prostu śmierć za życia, gdyż rozum, ich dusze, na zawsze pozostaną więźniami w ich ciałach, które nigdy nie poznały pana. Mniejszym złem byłoby po prostu zabić wasze dzieci, niż pozwolić im całymi dniami oglądać telewizję lub grać w gry komputerowe. Mamy obecnie całe pokolenie, będące duchowymi sierotami, zawdzięczając to swym rodzicom, którzy uważali, że mogą delegować ciążącą na nich odpowiedzialność na współczesną technikę.

Tak więc, drodzy przyjaciele, módlmy się w tym dniu szczególnie do świętego Pawła, módlmy się do niego o święte rodziny, o rodziny, które rozumieją tę walkę pomiędzy ciałem a duchem. Módlmy się, by w tych rodzinach, które dotąd tego nie zrozumiały, proces ten mógł się przynajmniej rozpocząć. Oby Bóg, poprzez sakramenty, które nam pozostawił, zwłaszcza poprzez sakrament małżeństwa udzielił nam łaski zwycięstwa nad pożądliwością.

Przez sakrament chrztu staliśmy się świątyniami Ducha Świętego. Nie bezcześćmy więc naszych dusz dla przyjemności tego świata, ale zachowujmy je dla celów wyższych – niech nasze dusze będą domami modlitwy. Obyśmy nie zasłużyli na zarzut Zbawiciela, że uczyniliśmy je „jaskinimi zbójców”, zapraszajmy Go raczej, by pomógł nam wyzbyć się rzeczy, które nie są nas godne, prośmy, by oczyścił nasze dusze i uczynił je świątyniami godnymi Jego osoby, godnymi chwały Jego łaski na cała wieczność. Amen.