czwartek, 14 stycznia 2010

św. Hilarego Doktora Kościoła

Drodzy uczniowie, nauczyciele, drodzy przyjaciele,
W dniu dzisiejszym wspominamy wielkiego świętego, Doktora Kościoła, świętego który urodził się dawno temu – na początku czwartego wieku w mieście Poitiers w obecnej Francji, a wówczas należącym do Cesarstwa Rzymskiego. Przyszedł na świat w rodzinie możnej, ale całkowicie pogańskiej. Miał szczęście pobierać naukę u wspaniałych, choć pogańskich wychowawców, którzy zaznajamiali go z wszystkimi gałęziami znanej wówczas wiedzy. Jednak młodemu człowiekowi to nie wystarczało i w dalszym ciągu poszukiwał prawdy, gdyż w głębi swej duszy wiedział, że istnieje rzeczywistość wykraczająca poza otaczający go świat materialny. Zaczął studiować Pismo święte i odnalazł w nim prawdę, której tak gorliwie poszukiwał – wkrótce też dzięki Bożej łasce wyrzekł się bałwochwalstwa i przyjął chrzest. 
Jego wszechstronna wiedza i gorliwość dla wiary zyskały my takie uznanie, że około roku 350 wybrany został, by rządzić w imieniu Kościoła wiernymi Poitiers i jest de facto pierwszym biskupem tego miasta, o którym posiadamy potwierdzone informacje. Jako biskup odegrał wybitną rolę w walce z herezją. Arianizm poczynił już ogromne spustoszenie w wielkiej części Kościoła i zagrażał wówczas Galii, w której część duchowieństwa sprzyjała mu mniej lub bardziej jawnie. Po tym, jak Hilary zdemaskował biskupa Arles Saturniusa, ten - by się usprawiedliwić - zwołał w roku 356 synod w Beziers i usiłował na nim narzucić innym wyznawaną przez siebie fałszywą doktrynę. Biskup Poitiers odważnie stawił się na synodzie, by osobiście bronić prawdy, jednak zgromadzenie zdominowane było przez przyjaciół Saturniusa, również wyznających arianizm. Przeciwnicy oskarżyli Hilarego przed popierającym herezję cesarzem Konstancjuszem, który skazał go na wygnanie do Frygii -  greckiej kolonii należącej obecnie do Turcji, a wówczas znajdującej się na samym krańcu cywilizowanego świata.
Na wygnaniu Hilary nie pozostawał bezczynny, nie poddał się też zniechęceniu. Poświęcił się gruntownym studiom oraz praktykowaniu cnoty, czemu sprzyjało osamotnienie oraz ubóstwo. W tym czasie napisał też swe dzieło dotyczące synodów, co stało się możliwe dzięki jego obecności na Wschodzie, gdyż opanował  język grecki na równi z poznaną za młodu łaciną. Przeanalizował wszystkie różnorodne wyznania wiary zatwierdzane na różnych synodach, tak heretyckich jak ortodoksyjnych i dzięki znakomitej znajomości terminologii oraz doktryny przyczynił się do uleczenia Kościoła  wyniszczonego w wyniku wieloletniej okupacji ariańskiej i wywołanego przez tę herezję chaosu. Często dochodził do wniosku, że wiele sporów dotyczyło jedynie słów, a nie wzniosłych idei, które usiłowały one wyrażać.
Być może największym z darów Bożych dla Kościoła Rzymskiego jest łacina. Język ten był początkowo używany w prawodawstwie i polityce, a nie filozofii, ponieważ Rzymianie byli przede wszystkim politykami i żołnierzami, nie wykazującymi skłonności do sofistyki i rozważań.  Greka natomiast była językiem filozofii, w której słowa miały często bardzo rożne znaczenia w zależności od kontekstu, a mały błąd wymowy mógł prowadzić do wielkich różnic w znaczeniu. W pewnym sensie wspaniałość języka greckiego jest też jego największą słabością – posiadając tak wielkie spektrum wyrazu staje się niejednokrotnie tak bogaty w znaczenie, że traci swą przejrzystość. Była to tez jedna z głównych przyczyn, dla których kryzys ariański mógł rozwinąć się tak bardzo, często bowiem walka dotyczyła znaczenia słów, co z kolei prowadziło do politycznego rozwiązania problemu intelektualnego.
Dla przykładu: termin „substancja” brzmi po grecku „ousion”. Dosłownie oznacza on  to, co kryje się pod czymś, lub to, co decyduje o fakcie, że dana rzecz jest tym, czym jest. Często oznacza to, co jest stałe, co czyni kota kotem – czyli naturę kota. Kiedy jednak mówimy o ludziach, oznacza raczej ich osobowość lub to, co czyni ich wyjątkowymi – to co czyni Sokratesa Sokratesem. Słowo „ousion” może więc oznaczać zarówno osobowość jak i naturę – odnosi się nie tylko do ludzkiej natury, ale też do tego, co jest specyficznego dla Sokratesa. Prowadzi to do wielkiego zagmatwania, gdy mówimy o Drugiej osobie Trójcy Świętej: jest Ona różną Osobą, posiada jednak tę samą naturę co Ojciec. Jednak greckie słowo „ousion” oznacza obie te rzeczywistości, jak więc możemy mieć różną osobę z tą samą naturą? Arianie mówili, że Osoba Boga Syna nie posiada tej samej natury, sugerując w ten sposób, że Chrystus nie jest Bogiem. Z drugiej strony oskarżali natomiast  katolików, że wypaczają pojecie Trójcy poprzez twierdzenie, że Syn jest współistotny Ojcu, czy po grecku homo-ousion, co mogło również oznaczać, że Ojciec i Syn są tą samą Osobą. Stąd właśnie ogromne zamieszanie, wynikające z samego już faktu, że słowo to ma wiele znaczeń, nie wspominając już o tym, że filozofia ma różne koncepcje odnośnie do tego, czym jest sama substancja.
Dodajcie to tego zamętu jeszcze jedna doktrynę, czyli naukę semi-arian, a zaczniecie rozumieć, dlaczego Kościół przechodził za życia św. Hilarego tak bolesny kryzys. Semi-arianie usiłowali połączyć dwie szkoły teologiczne poprzez wstawienie iota w środek istniejącego już terminu, mówiąc nie homo-ousion, ale homoi-ousion, czyli „o podobnej naturze”, co jednak znów jest niepoprawne, gdyż Pan Jezus nie jest „jak Bóg” ale po prostu jest Bogiem. Owa iota czy też po łacinie „iota unum” wywołała ogromny zamęt, decydowała jednak o tym, czy wyznawało się wiarę katolicką, czy też nie.
Z drugiej strony łacina była językiem prawników, a jeśli jest jakaś rzecz, o której prawnicy potrafią mówić, to właśnie o osobach. Tak więc od samego początku istniała bardzo wyraźna różnica w znaczeniu słów „substancja”, „natura” i „osoba”, które są tak niezbędne przy wyjaśnianiu doktryny o Trójcy Świętej. Był to jeden z powodów, dla których arianie nie znaleźli wielu zwolenników na Zachodzie aż do czasu, gdy Konstancjusz zaczął siłą usuwać katolickich biskupów zastępując ich wybieranymi wedle własnego uznania duchownymi ariańskimi. Dlatego Hilary, posiadający nieprzeciętną znajomość łaciny i równocześnie znający subtelności języka greckiego, przyczynił się w wybitny sposób do wypracowania precyzyjnej i jasnej nauki o Trójcy Świętej, nauki, która w znacznej mierze stworzona została przez niego osobiście. Był on dla Kościoła Zachodniego tym, kim św. Atanazy dla Wschodu.
Z woli Bożej Opatrzności przebywając na wygnaniu Hilary mógł doprowadzić do pogodzenia wielu nominalnych arian z Kościołem, wyjaśniając im po prostu z całą precyzją doktrynę, w którą już uwierzyli. Przyczynił się również w wielkim stopniu do utrzymywania ładu i porządku na Zachodzie poprzez swą korespondencję z innymi biskupami, w której namawiał ich, by nie byli zbyt pochopni w potępieniach i ostrożnie podchodzili do wyroków wydawanych w tych kwestiach przez  biskupów wschodnich, gdyż częstokroć chodziło nie o rzeczywistą herezję a jedynie o błędne rozumienie. Dzięki swej wytrwałej pracy na rzecz pojednania został zrehabilitowany przez cesarza, który pozwolił mu w roku 361 na powrót z wygnania.
Hilary tryumfalnie powrócił do swego rodzinnego miasta. Z radością przyjmował odwiedzających go biskupów, w tym swego dawnego ucznia - św. Marcina, który został biskupem Tours. Był świadkiem wielkiego tryumfu podjętej przez siebie przed laty walki z błędem, a sukces ten stał się  jeszcze widoczniejszy po złożeniu ze stolicy biskupiej Saturniusa, który prześladował go niegdyś z taką zaciekłością. Jego walka z błędem polegała nie tylko na poskramianiu arian, był również wysyłany do różnych diecezji w celu złagodzenia nietolerancji pewnych biskupów, którzy w swej walce o prawdę popadli w inne skrajności, jak na przykład biskup Vercelli, który na pewien sposób przypominał dzisiejszych sedewakantystów, odmawiając przyjmowania do Kościoła nawet tych duchownych, którzy wyrzekli się swych błędów. Hilary znany był ze swej pobłażliwości dla tych, których jego pełne łagodności podejście wyrwało ostatecznie z sideł błędu, był jednak nieustępliwy wszystkich, którzy uparcie przy nim obstawali. W swej gorliwości udał się nawet do Mediolanu i ryzykując swym życiem zaatakował otwarcie ariańskiego biskupa Auxentiusa - zmuszony został jednak do opuszczenia miasta na rozkaz Walentyniana, który herezję tę wspierał. 
Powróciwszy do Poitiers pozostał w nim aż do swej śmierci w roku 368.
Tak więc, drodzy uczniowie, dostrzegamy w życiu tego wielkiego świętego wiele cnót, które możemy i powinniśmy naśladować. Rozumiemy też lepiej, jak ważne jest przyswojenie sobie znajomości języka łacińskiego i dlaczego pozostaje on po dziś dzień językiem Kościoła. Nawet jeśli Ewangelie zostały napisane w języku greckim, łacina pozostaje językiem filozofii i teologii - paradoksalnie - właśnie ze względu na swe ubóstwo, które nadaje jej precyzję. Można powiedzieć, że Kościół Wschodni  cierpi do dziś wskutek skutków ubocznych swego najcenniejszego daru, jakim jest język grecki, język kultury, filozofii i poezji, ponieważ dzięki niemu regularnie nawiedzała go plaga kontrowersji doktrynalnych, nękająca go zresztą po dziś dzień. Dlatego właśnie nauka języków jest tak ważna, drodzy uczniowie. Idee mają ogromne konsekwencje, a wyrażane są przecież za pomocą słów. Ile wojen, ile cierpień wynikło w historii właśnie z nieporozumień. Jednak opanowując język, jak to uczynił św. Hilary, panujemy również nad ideami, które język ten wyraża.
Pamiętajmy zwłaszcza o tym, że św. Hilary uczył się z powodu swej wielkiej miłości do prawdy. Tę właśnie miłość powinniśmy w sobie rozwijać, a jeśli będziemy kochali prawdę, będziemy  w sposób naturalny kochali wszystko, co nas do niej prowadzi i co ją zawiera. To właśnie ta prawda doprowadzi nas do wiecznej szczęśliwości, gdzie mieszka Chrystus Pan, Prawda i Życie, na wieki wieków. Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz