W okresie Adwentu widzieliśmy wielokrotne osobę św. Jana Chrzciciela, zwiastuna naszego Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa. Okoliczności jego narodzin były cudowne: poczęty został przez rodziców będących w podeszłym już wieku, pomimo niedowiarstwa ojca, któremu zapowiedziane zostały przez anioła. Został oczyszczony z grzechu pierworodnego jeszcze w łonie swej matki, gdy odwiedziła ją Najświętsza Maryja Panna. Biorąc pod uwagę wszystkie cudowne okoliczności związane z jego przyjściem na świat oczywistym było, że Bóg wybrał go do bardzo szczególnej roli – jednak jak to jest w przypadku spraw Bożych, na pierwszy rzut oka nie było całkowicie jasne, na czym misja ta miałaby polegać.
Tak więc ludzie, zwłaszcza przywódcy ludu, przychodzili by spytać go: kim jesteś? Proroctwa mówiły o wielu wydarzeniach, które miały poprzedzać przyjście Zbawiciela, i wszystkie one zaczynały się spełniać. Ludzie oczekiwali nadejścia Mesjasza, Chrystusa, Obiecanego, Tego, który zgładzi nasze grzechy. Tak więc pytano Jana Chrzciciela: „Czy ty jesteś Chrystusem?”. Co ciekawe, Ewangelia pisze nie tylko, że odpowiedział on: „Nie jestem ja Chrystusem”, ale że „wyznał i nie zaprzeczył”, to znaczy – nie zaprzeczył swej misji. Biorąc pod uwagę wielki szacunek jakim się cieszył, pamiętając o tłumach cisnących się do niego – jak wielką pokusą musiała być myśl, by odnieść wszystkie te honory do swojej osoby, by zapomnieć, że został posłany, by zapowiadać przyjście Chrystusa, a nie odbierać cześć Jemu należną! Jak wielka więc była pokora św. Jana Chrzciciela!
Św. Jan przyszedł w duchu Eliasza, jak to mówi w Ewangelii Pan Jezus, nie był jednak tym samym Eliaszem, który wzięty został do nieba. To zstąpienie ducha Eliasza na proroka zapowiedziane zostało w proroctwach dotyczących Mesjasza – które niektórzy błędnie interpretowali jako mówiące o przyjściu samego Eliasza. Pytali więc Jana, czy jest on Eliaszem, jednak on nim nie był – choć istotnie otrzymał ducha proroctwa, jak o tym powiedział jego ojciec w hymnie wypowiedzianym w dniu, kiedy Jan otrzymał swe imię.
Potem pytali go żydzi ponownie: czy jesteś ty prorokiem? Chodzi tu o proroka z zapowiedzianego pod koniec życia przez Mojżesza, w którym mówił on o Tym, który przyjdzie by zastąpić obrzędy i prawa, które on ustanowił. Sam Mojżesz przepowiedział, że Stare Przymierze nie będzie wieczne, ale że zostanie udoskonalone przez proroka, który przyjdzie po nim – i że cały Izrael ma obowiązek ufać Mu i okazywać Mu posłuszeństwo, kiedy nadejdzie (Deut. 18,15). Chrystus Pan jest wypełnieniem Starego Przymierza, tak, że miało ono znaczenie jedynie w odniesieniu do Niego. To On jest prorokiem zapowiedzianym przez Mojżesza, który zastąpił Prawo ofiarą swego własnego Ciała i Krwi. Dlatego właśnie św. Jan Chrzciciel odpowiada po prostu: „Nie”.
Na koniec zapytali go: kim więc jesteś? A św. Jan odpowiedział słowami proroctwa odnoszącymi się do proroka, który miał poprzedzać przyjście Chrystusa i dawać o Nim świadectwo. Do tego, który zwróci serca rodziców do ich dzieci, a serca dzieci do ich rodziców. Do tego, który skieruje Izraela drogę prostą i przygotuje go na nadejście Zbawiciela – Tego, który oczyści nas z naszych grzechów.
Wedle proroctwa Ezechiela, Zbawiciel miał oczyścić nas poprzez chrzest, tchnąć w nas nowego ducha, jak to czytamy w rozdziale 36: „pokropię was czystą wodą, abyście się stali czystymi, i oczyszczę was od wszelkiej zmazy i od wszystkich waszych bożków. I dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała. Ducha mojego chcę tchnąć w was i sprawić, byście żyli według mych nakazów i przestrzegali przykazań, i według nich postępowali”. Słowa te odnoszą się do sakramentu chrztu, który miał ustanowić Chrystus Pan oraz do Nowego Prawa, które On sam wypisać miał w naszych sercach poprzez łaskę.
Dlatego właśnie zupełnie naturalnym było kolejne pytanie: „Dlaczego więc chrzcisz, skoro nie jesteś Chrystusem?”. Chrzest św. Jana nie był sakramentem, był obrzędem mającym symbolizować intencję porzucenia grzechu i położenia nadziei w obietnicy Boga, który miał przyjść w Osobie Mesjasza. Był więc jedynie zewnętrznym znakiem wewnętrznego żalu –sam św. Jan mówi, on chrzci jedynie wodą, po czym natychmiast zapowiada przyjście kogoś większego od siebie, kto chrzcić będzie Bożym ogniem. Mowa tu o sakramencie ustanowionym przez Zbawiciela, który nie jest już jedynie obrzędem, ale udziela naszym duszom uczestnictwa w życiu Boga oraz odpuszczenia grzechów.
A potem św. Jan, któremu powierzono wspaniałą misję zapowiadania nadejścia Mesjasza, daje nam przykład cnoty, której potrzebujemy najbardziej, by Go przyjąć: cnoty pokory. „Któremu ja nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u obuwia jego”. To właśnie ta cnota czyni nasze serca zdolnymi do przyjęcia Zbawiciela, a jej brak spowodował, że wielu żydów żyjących w czasach Chrystusa, odrzuciło Go. Pan Jezus ukazał nam tę cnotę w całej jej pełni: będąc Bogiem upokorzył się aż do śmierci krzyżowej.
Tak więc, Drodzy Wierni, uczmy się dziś od św. Jana Chrzciciela właśnie cnoty pokory. Uczmy się znać swoje miejsce na tym świecie, uznawać własne błędy oraz potrzebę Odkupiciela. Jak obiecał Zbawiciel, kto się uniża, będzie wywyższony, jeśli więc postępować będziemy wedle Jego słów, możemy więc mieć nadzieję, że będziemy wywyższeni do nieba, do radości życia wiecznego razem z Nim. Amen
niedziela, 13 grudnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz