środa, 15 września 2010

Siedmiu Boleści N.M.Panny

Drodzy uczniowie, drodzy wierni,

W dniu dzisiejszym przypada uroczystość Najświętszej Maryi Panny, które ma dla naszej szkoły znaczenie szczególne, ponieważ to właśnie Matka Boża Bolesna jest patronką Sióstr Bractwa. Uroczystość ta przypada po Podwyższeniu Krzyża Świętego, gdyż właśnie pod Krzyżem Najświętsza Maryja Panna cierpiała w zjednoczeniu ze Zbawicielem. Spośród siedmiu Boleści Maryi, to właśnie cierpienie jakie odczuwała podczas agonii swego Syna na Krzyżu, dotykało samej istoty Jej męki: jako Pośredniczka Wszelkich Łask musiała stać pod Krzyżem, który wysłużył nam wszelkie łaski, łaski których tak bardzo potrzebujemy na drodze do doskonałości.

Najświętsza Maryja Panna jest Pośredniczką Wszelkich Łask, a zwłaszcza tych, które są lekarstwami na Jej Siedem Boleści, czy siedem głównych grzechów, które zasmucają Jej Boskiego Syna, a więc siedmiu głównych cnót, które prowadzą nas do wiecznej radości. Wszystkie siedem cnót: wstrzemięźliwość, męstwo, sprawiedliwość i roztropność oraz wiara, nadzieja i miłość, prowadzą nas do doskonałości, są też dla naszej upadłej natury lekarstwami, podporządkowując ją rozumowi, rozumowi oświeconemu przez wiarę.

A jednak, jak widzieliśmy w zeszłym tygodniu, Bóg jest tak dobry i tak wspaniałomyślny, iż nie tylko pragnie, byśmy byli doskonali, ale byśmy byli doskonali, jak doskonały jest Ojciec nasz niebieski (Mt 5,48) – nie tylko doskonali jako istoty ludzkie, ale też jako dzieci Boże. Dlatego właśnie Bóg daje nam razem z łaską uświęcającą dary Ducha Świętego, byśmy prawdziwie stali się dziećmi Bożymi, gdyż jak mówi święty Paweł: „(…) ci są synami Bożymi, którzy Duchem Bożym są rządzeni” (Rz, 8,14). By być dziećmi Boga, musimy postępować zgodnie z Bożym Duchem i to właśnie Jego Duch działa w nas poprzez dary Ducha Świętego. Dzięki cnotom współpracujemy z łaską Bożą, by podporządkować wszystkie nasze władze rozumowi; dzięki darom Ducha Świętego Bóg działa w nas, aby podporządkować nasze władze oraz sam rozum swym natchnieniom. Tak jak duch porusza ciało, tak Bóg poprzez dary Ducha Bożego porusza samą naszą istotę.

Matka Boża powiedziała w Fatimie trojgu dzieci, że to właśnie grzechy cielesne pociągają wiele dusz do piekła i zasmucają Ją w sposób szczególny. W dzisiejszą uroczystość, gdy wspominamy Jej Boleści i mamy nadzieję pocieszyć Ją poprzez praktykowanie cnót, nie moglibyśmy uczynić nic lepszego, niż przyjrzeć się na początek darowi związanemu z cnotą, pomagającą nam odeprzeć pokusy ciała, podporządkować nasze ciało rozumowi. Mam tu na myśli cnotę wstrzemięźliwości, tak drogą Najświętszej Maryi Pannie, konieczną przy kształtowaniu naszego charakteru i niezbędną dla naszego wychowania.

Pamiętajcie, że to właśnie cnota wstrzemięźliwości sprawia, iż nasze pożądliwości znajdują się pod kontrolą rozumu. Nasze ciało poszukuje przyjemności, przyjemności płynących z posiadania rzeczy dobrych, ponieważ owe dobre rzeczy przyczyniają się do naszego zdrowia czy dobrobytu. Niestety, wskutek grzechu pierworodnego, często poszukuje przyjemności dla samej tylko przyjemności, bez odniesienia do naszego zdrowia, a nawet przyjemności sprzecznych z Bożym prawem, pociągając nas ku wiecznemu zatraceniu. Potrzebujemy więc specjalnej cnoty, cnoty wstrzemięźliwości, która zaprowadza ład w naszych pragnieniach i upodobaniach. Dlatego właśnie praktykujemy umartwienia – by przywrócić ten ład w naszej naturze, byśmy odmawiając sobie nawet dozwolonych przyjemności, zyskali siłę do odrzucenia przyjemności zakazanych.

Jednak nawet praktykując tę cnotę w stopniu doskonałym, nadal dalecy bylibyśmy od doskonałości. Co prawda osiągnięcie w niej doskonałości jest dla nas po ludzku niemożliwe – gdyż nigdy nie moglibyśmy sprawować doskonałej kontroli nad naszą naturą, zwłaszcza w zakresie tych przyjemności, które związane są tak ściśle z najbardziej prymitywnymi i podstawowymi jej funkcjami. Nawet gdyby Bóg udzielił nam dla doskonałego praktykowania tej cnoty szczególnej łaski, jak to uczynił w przypadku św. Tomasza z Akwinu, nadal bylibyśmy bardzo dalecy od doskonałości wymaganej od dzieci Bożych. Pokusa, zwłaszcza tam, gdzie idzie w parze z poruszeniami naszej natury, jest zawsze bardzo trudna do odparcia, tak więc cnota ta byłaby zawsze dla nas czymś obcym, czymś przeszczepionym i nie doprowadziłaby nas do mądrości, gdyby to jedynie ona doprowadzić nas miała do doskonałości.

Dlatego właśnie Bóg w swej dobroci wlewa w nasze dusze wraz z tą cnotą wstrzemięźliwości dar Ducha Świętego, który nazywamy Bojaźnią Bożą. Jest to ostatni z darów, jest jednak początkiem ich wszystkich, jak mówi Pismo: „Bojaźń Pana jest początkiem mądrości” (Prz 1,7). To właśnie Bojaźń Boża sprawia, że nasze serca skłonne są wyrzec się rzeczy doczesnych, zwłaszcza tych, które często odwodzą nas od Boga, czyli przyjemności ciała.

Chodzi tu nie tyle o lęk, że obrazimy Boga, co że Go utracimy. Dziecko, zwłaszcza gdy jest bardzo małe, często nie rozumie wszystkiego, o co rodzice je proszą. Nie będzie wiedziało, dlaczego nie powinno czegoś robić, wie jednak, że zmartwi rodziców, jeśli to zrobi. Dziecko może znieść gniew swych rodziców, przynajmniej przez krótki czas. Jest jednak coś, czego dziecko nie może zapomnieć ani znieść – jest to całkowita nieobecność rodziców. Dla tak małej istoty nie ma nic gorszego niż utrata rodziców, ponieważ niemowlę wie instynktownie, że cała jego istota zależy od nich. Ta obawa, obawa przed utratą rodziców, będzie często skuteczniejszą pobudką do czynienia dobra, niż strach przed karą.

Podobnie jest w naszym życiu duchowym, drodzy uczniowie. W życiu duchowym wszyscy jesteśmy wciąż bardzo mali, być może dopiero je rozpoczęliśmy. Wiemy też, że Bóg ukarze nas za nasze grzechy i że kara ta będzie straszna, staramy się więc trzymać z dala od tego niebezpieczeństwa, by nie trafić do piekła. Jest to jednak bardziej obawa najemnika, obawa ze względu na siebie. Prawdziwe dziecko Boże wie, co znaczy mieć Ojca w niebie, wie też, jak straszną rzeczą byłoby Go utracić. Na tym właśnie polega dar bojaźni, dar bojaźni zaszczepiający w naszych sercach odrazę do wszystkiego, co mogłoby rozdzielić nas z naszym niebieskim Ojcem. Tak jak Duch Święty pochodzi od Ojca i Syna, a przy stworzeniu świata unosił się nad wodami, tak również Bojaźń, jaką wszczepia Bóg w nasze serca, wyrywa nas w powodzi pokus i oddaje w ręce naszego wiecznego Ojca.

Dar ten ma szczególne znaczenie w postępie w cnocie wstrzemięźliwości. Cnota ta jest bardzo trudna do praktykowania ze względu na fakt, że wymaga w dużej mierze działania przeciwko naturze, usiłując podporządkować niższe skłonności rozumowi. Jednak dzięki Bojaźni Bożej widzimy w rzeczach materialnych nie tylko chwilowe przyjemności, jakie one dają, ale również ich wieczne konsekwencje. Podobnie jak dziecko zaczyna rozumieć, że hałasowanie nie tylko sprawia mu przyjemność, ale też denerwuje rodziców i może doprowadzić do wyrzucenia go z domu, tak taż Bojaźń Boża wszczepia w nas prawdziwe zrozumienie, jakie są konsekwencje przyjemności – nie tylko chwilowe i ulotne zadowolenie, ale również utrata Boga.

Podsumowując te krótkie rozważanie na temat daru Bojaźni Bożej, zastanówmy się przez chwilę nad znaczeniem tego daru w życiu Matki Bożej Bolesnej.

Tajemnica Boleści Matki Bożej jest zaprawdę wielka, a w Starym Testamencie znajdujemy nawet historię kobiety, nie tylko dającą świadectwo skutków daru Bojaźni Bożej, ale też w dużej mierze będąca figurą i zapowiedzią cierpień Najświętszej Maryi Panny. Chodzi o wydarzenia opisane w Drugiej Księdze Machebejskiej, w rozdziale siódmym, opowiadającym o prześladowaniach ludu Bożego przez Antiocha. Król Antioch pragnął wykorzenić prawdziwą religię przez okrutne i nieludzkie prześladowania, a pierwszymi obiektami jego gniewu padły praktyki i zwyczaje religijne.

Przed oblicze króla przyprowadzona została pewna kobieta, matka siedmiu synów - i kazano jej postąpić wbrew prawu Bożemu. Gdy odmówiła, oddana została na męki i wybatożona. Najstarszy syn odpowiedział odważnie, że raczej poniosą śmierć, niż porzucą tradycje odziedziczone po swych ojcach. Król zapłonął na to gniewem i kazał odciąć mu język, dłonie oraz stopy. Następnie odważny młodzieniec wrzucony został w obecności matki i braci do pełnej wrzącego oleju panwi. Bracia jednak, nawet będąc świadkami jego straszliwych męczarni, wzajemnie zachęcali się do odważnego przyjęcia śmierci.

Następnie król kazał przyprowadzać przed swe oblicze kolejno pozostałych braci, szydził z nich i zadawał nieludzkie męki, aż ostatecznie zadał im taką samą śmierć, jak pierwszemu z nich. Wszyscy odważnie wykazywali królowi jego błędy, pełni nadziei na zyskanie życia wiecznego. Kolejno byli torturowani i kolejno dawali świadectwo prawdziwej wierze. A Pismo Święte mówi, że na szczególny podziw zasłużyła w tej sytuacji matka, gdyż znosiła to wszystko z wielką odwagą i zachęcała swe dzieci do mężnego przyjmowania śmierci.

Na koniec król zwrócił się do najmłodszego z braci i tym razem nie próbował go zastraszyć, lecz obietnicami nakłonić do uległości, uważając być może, że najmłodszy najbardziej będzie podatny na jego pokusy. Przysiągł mu nie tylko, że zachowa życie, ale że uczyni go bogatym i szczęśliwym, jeśli tylko odwróci się od praw swoich ojców, że będzie go miał za przyjaciela i dostarczał mu będzie wszelkich potrzebnych rzeczy. Młodzieniec jednak pozostał nieporuszony, król wezwał więc jego matkę i radził jej, by nakłoniła syna do zgody, by ocalił życie.

A gdy matka obiecała, że będzie synowi radziła, pochyliła się ku niemu i powiedziała:

„Synu mój, zmiłuj się nade mną, która cię dziewięć miesięcy w żywocie nosiłam i przez trzy lata przy piersiach miałam i chowałam i do tych lat przywiodłam. Proszę, synu, abyś spojrzał w niebo i na ziemię, i na wszystko, co na nich jest, i zrozumiał, że to Bóg z niczego uczynił i rodzaj ludzki. Tak się stanie, że się nie będziesz bał tego kata, ale stawszy się godnym braci twych towarzyszem, przyjmij śmierć, abym cię z braćmi twymi w owym zmiłowaniu otrzymała”. (2Machab 7,27)

Na te słowa młodzieniec nie tylko odpowiedział królowi odmownie, ale i umarł najmężniej, najokrutniej męczony przez oprawców. Na koniec stracona została i matka, jak mówi Pismo „pełna mądrości, a myśli niewieściej męskiego serca dodając”.

Owa historia kobiety, która w jeden dzień straciła siedmiu swych synów umęczonych okrutnie przez króla, jest jedynie cieniem i figurą Siedmiu Boleści Najświętszej Maryi Panny, Siedmiu Boleści jakie cierpiała Ona dla naszego zbawienia. Można by wiele jeszcze mówić o tych siedmiu synach i ich związkach z siedmioma Boleściami Maryi, skupmy się jednak dziś zwłaszcza na ostatnim wezwaniu tej świętej męczenniczki: „Proszę, synu, abyś spojrzał w niebo i na ziemię, i na wszystko, co na nich jest, i zrozumiał, że to Bóg z niczego uczynił i rodzaj ludzki”. Innymi słowy: bój się raczej Boga, niż ludzi.

Takie jest właśnie działanie owego daru Ducha Świętego, daru Bojaźni Bożej. Największym skarbem jaki mamy na tej ziemi jest samo życie, gdyż jest ono zasadą wszystkiego, co posiadamy lub czynimy. Jest zasadą wszystkich przyjemności. Jednak to Bóg jest stwórcą tego życia, i to On osądzi kiedyś naszą wierność. Obawa przed utratą Boga jest cenniejsza niż zdobycie całego świata. Dzięki darowi Bojaźni Bożej lepiej rozumiemy słowa Chrystusa Pana dotyczące praktykowania wstrzemięźliwości: „Jeśli oko twoje gorszy cię, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej ci jest z jednym okiem wejść do życia, aniżeli mając dwoje oczu, być wrzuconym do piekła ognistego” (Mt 18,9). „Cóż bowiem pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na duszy swojej szkodę poniósł?” (Mt 16,26).

To samo można powiedzieć, moje drogie dzieci, o praktykowaniu cnoty w naszym codziennym życiu: bójcie się nie ludzi, ale Boga. Bójcie się nie tego, co pomyślą sobie o was wasi rzekomi przyjaciele, myślcie o tym, jakie cierpienia czekają grzeszników. Nie bójcie się, że bycie dobrymi może was sporo kosztować, obawiajcie się raczej konsekwencji kompromisu. Nie bójcie się tego, co mogą powiedzieć o was ludzie głupi i okrutni. Ważna jest jedynie prawda i to, co jest prawdziwie dobre. Daleko lepiej jest być człowiekiem niezłomnych zasad, niż obawiać się ich pustych słów i obietnic. Bójcie się nie tego, co mogą o was pomyśleć nielojalni przyjaciele, ale tego, że możecie sprawić przykrość waszemu niebieskiemu Ojcu, który kocha was bardziej, niż kochać was może cały świat.

Dlatego, drogie dzieci, módlmy się dziś w sposób szczególny do Matki Bożej, która jako nasza niebieska Matka stoi zawsze obok nas by zachęcać nas do wytrwałości w czasie pokus, szepcząc do naszych uszu: nie obawiajcie się tych ludzi, nie obawiajcie się tych rzeczy, pozostańcie silni. Bądźcie odważni, a ja dam wam zwycięstwo. Oby nasza Bojaźń Boża mogła napełnić Ja dumą, i obyśmy my sami, choć być może braknie nam okazji do męczeństwa, mogli okazać przynajmniej odwagę męczenników w czasach pokusy i osiągnąć szczęście wieczne. Amen.

1 komentarz:

  1. Św. Ojciec Pio powiedział swego czasu słowa:
    "Życie to walka, z której nie możemy się wycofać, lecz w której musimy zwyciężyć. Trzeba być mocnym, aby stać się wielkim."
    OTO NASZA POWINNOŚĆ!

    Bardzo dziękuje za kazanie i słowa przekazu, które z niego płyną.

    Z Panem Bogiem.
    Karolina

    OdpowiedzUsuń