czwartek, 15 października 2009

św. Teresy z Awily

Drodzy uczniowie, drodzy przyjaciele,

W dniu dzisiejszym obchodzimy wspomnienie wielkiej świętej, świętej Teresy z Avila, z której życia możemy nauczyć się bardzo wiele. Urodziła się ona w szesnastym wieku, w czasie gdy imperium hiszpańskie znajdowało się u szczytu swej potęgi, zdobywając całe kontynenty dla Kościoła katolickiego. A właśnie to jednak nasza święta była w duchowym sensie siłą i motorem napędowym podboju Ameryk dla prawdziwej wiary. Nazwano ją kiedyś nie bez powodu najlepszym mężczyzną swego czasu - i udowodniła to swym pełnym cnót i ofiarnym życiem, których to cech brakowało wówczas tak wielu mężczyznom.

Od najmłodszych lat odznaczała się silnym i niezłomnym charakterem. Słyszała z ust swych rodziców, że tylko dobrzy ludzie dostają się do nieba po cnotliwym życiu oraz że męczennicy wynagradzani są za swe ofiary natyc hmiastowym przyjęciem do raju. Była dzieckiem o bardzo żywym temperamencie i wkrótce uznała, że śmierć męczeńska to mała cena za życie wieczne – przekonała więc swego młodszego brata, by udał się w nią do Afryki, by poniósłszy śmierć męczeńską z rąk muzułmanów mogli dostać się do nieba szybko i łatwo. Oczywiście nie dotarli daleko, ich wuj zatrzymał ich u bram miasta. Niemniej jednak ten epizod z życia świętej Teresy dobrze ilustruje jej wspaniałomyślność i żywiołowość: chciała dostać się do nieba natychmiast i to nie w jakiś nudny sposób, ale najkrótszą możliwie drogą.

I rzeczywiście miała doświadczyć wkrótce życia męczeńskiego, innego jednak rodzaju, życia klasztornego. Poświęciła całe swe życie poszukiwaniu Zbawiciela i Jego Krzyża, nie poprzez pojedynczy akt męczeństwa, ale przez nieustanne ofiarowanie się za nawrócenie dusz. W swej autobiografii pisze, że początkowo nie pragnęła być zakonnicą, jednak ostatecznie powoli zmusiła się do przyjęcia tego stanu życia, gdyż zrozumiała, że jest to najlepsza i najbezpieczniejsza droga do nieba. Pisze też, że gdy przyjęła habit, Pan Jezus dał jej poznać, jak bardzo miłuje On tych, którzy musieli stoczyć walkę sami z sobą, by Mu służyć (Biografia 3,4). Bóg udzielił jej wielu nadzwyczajnych łask w nagrodę za jej wspaniałomyślność.

Świętą Teresę pamiętamy przede wszystkim jako reformatorkę zakonu karmelitańskiego, zakonu który powrócił do swej pierwotnej dyscypliny, a nawet do pierwotnej praktyki nie noszenia obuwia – dlatego właśnie jej zgromadzenie nazywane jest „Karmelitankami Bosymi” czyli Karmelitankami, które praktykują pokutę poprzez nie obuwanie swych stóp, nawet w zimie. Karmelitanki, które wciąż pozostają wierne Tradycji wywodzą się z tej właśnie reformy świętej Teresy i na świecie istnieje pięć klasztorów, które wciąż zachowują tradycję świętej Teresy z Avila: jeden w Belgii, jeden we Francji, jeden w Szwajcarii, jeden z Niemczech i jeden w Ameryce. Miałem wielki przywilej przez pierwszych pięć lat mego kapłaństwa być spowiednikiem tych czcigodnych sióstr.

Gdy patrzymy na najnowszą historię Kościoła, na to jak wielu biskupów obecnych było na II Soborze Watykańskim i jak wielu z nich widziało katastrofę po soborze, nie widzimy jednak prawie takich, którzy robiliby coś konkretnego by zapobiec niebezpieczeństwu grożącemu Kościołowi. W rzeczywistości widzimy jedynie arcybiskupa Lefebvre, który w odosobnieniu usiłował uczynić coś pozytywnego, by powstrzymać gwałtowny kryzys w Kościele. Możemy zadawać sobie pytanie: dlaczego? Dlaczego on jeden spośród wszystkich tych biskupów, jeden przeciwko tak wielu?

Powód tego jest prosty, jest to kwestia łaski. Wielu ludzi widzi problemy – w istocie nietrudno jest zauważyć, że coś jest nie w porządku, są nawet stanie przedstawić poprawną diagnozę źródła problemu. Gdy jednak przychodzi do czynu, to już całkiem inna kwestia. Różnica pomiędzy narzekaniem a czynieniem czegoś konkretnego jest często po prostu kwestią łaski, kwestią nadprzyrodzonej pomocy ze strony Boga, dzięki której udaje się nam przekroczyć nasze ludzkie słabości.

W przypadku arcybiskupa Lefebvre nie może być według mnie wątpliwości, w jaki sposób otrzymał on wielką ową łaskę. Spotkałem kiedyś jego siostrę, rodzoną siostrę, gdy przybyła ona do Ameryki z okazji przeniesienia klasztoru z Pensylwanii do PostFalls.

Zostałem właśnie wyświęcony i odprawiałem moją pierwszą Mszę w nowym klasztorze karmelitańskim w PostFalls. Po Mszy zakrystianin poinformował mnie o pozostawionej notce – karmelitanki nigdy nie rozmawiają z nikim twarzą w twarz, ale jedynie przez kratę z grubymi zasłonami. Przedmioty podawane są przez obrotową półkę. Notka zawierała informację, że siostra przełożona chciałaby porozmawiać ze mną po Mszy.

Nigdy nie zapomniałem pierwszego wrażenia, jakie na mnie zrobiła, gdy weszła do małej rozmównicy. Nie mogłem jej widzieć ani nawet słyszeć nic innego poza szelestem wydawanym przez inne siostry przechodzące koło niej, gdy otwierała wewnętrzne drzwi, dało się jednak wyczuć jej obecność, jak aurę, jako coś niezwykłego – człowiek czuł się natychmiast nieważnym, ale równocześnie niezbędnym, niezbędnym, ponieważ ona chciała ze mną porozmawiać. Mówiła doskonałą angielszczyzną, z lekkim akcentem australijskim, w przeciwieństwie do innych sióstr, które mówią z silnym akcentem francuskim – założyła bowiem przed II Soborem Watykańskim klasztor karmelitański w Australii, choć wówczas jeszcze tego nie wiedziałem. Zadała mi kilka pytań o moje przyszłe podróże i oto, gdzie będę pracował – wówczas miała to być Ameryka. Wydawała się znać z góry odpowiedzi na te pytania i sprawiała wrażenie, że pyta jedynie po to, by upewnić się że zrozumiałem dobrze to, co mówię. Śmiała się w sposób bardzo zaraźliwy, jak gdyby miała świadomość wielkich łask, jakie przechodziły przez jej ręce gdy o nie prosiła, a jednak uważała za raczej komiczne, by to właśnie ona miała być ich narzędziem. Choć miała być może 80 lat, nikt nie dałby jej tyle, miała głos młodej dziewczyny. Poprosiła mnie jedynie o modlitwę za jej zgromadzenie w Ameryce i o przekazanie pozdrowień jej duchowym córkom w Szwajcarii – a potem wyszłą nagle śmiejąc się. Odpowiedziałem jedynie, że tak uczynię, jeśli kiedyś je spotkam i pomyślałem że to dość dziwaczne, gdyż nie miałem wówczas żadnych planów odnośnie Szwajcarii. A jednak w jakiś sposób wiedziała ona, że w bliskiej przyszłości, jakieś trzy miesiące później, zostanę spowiednikiem klasztoru karmelitanek w Szwajcarii.

Istnieją dusze, które są wyjątkowe i które mogą wycisnąć na nas znamię na całą wieczność. Matka Christine Lefebvre należała do takich właśnie dusz – tak bliskich Bogu poprzez modlitwy i umartwienia, że są niemal przezroczyste, przekazując dobroć Bożą wszystkim je otaczającym, nawet jeśli dla świata pozostają całkowicie ukryte. Są dusze, które wymykają się wszelkim próbom opisania, a jednak wydają się doskonale tłumaczyć powód swego istnienia, które wydają się dawać nadzieję przez sam fakt, że istnieją. Są to dusze, które są bardzo bliskie Bogu.

W Piśmie Świętym czytamy, że Bóg nie zniszczyłby Sodomy i Gomory, gdyby znalazło się tam dziesięciu sprawiedliwych. Podobnie jest dzisiaj: jeśli zastanawiamy się, dlaczego Bóg nie zniszczy tego świata jak Sodomy w obliczu wszystkich tych nieuporządkowań, grzechów i przestępstw, odpowiedź jest prawdopodobnie taka, że nadal istnieje dziesięciu sprawiedliwych, zaledwie dziesięciu, którzy wznoszą ręce w błaganiach, którzy składają samych siebie w ofierze. Wiele z tych dusz nigdy nie poznamy, albo dlatego, że są one ukryte, cierpiąc w samotności, albo znajdują się za kratą Karmelu, modląc się za nas.

Możemy zadawać sobie również pytanie, dlaczego Bóg nie opuścił całkowicie swego Kościoła po II Soborze Watykańskim. Wielkie zło ze strony samych biskupów Kościoła obalających Tradycję i zastępujących ją farsą, było z pewnością wystarczającym powodem, by Bóg nas opuścił. Gdyby nie było arcybiskupa Lefebvre nie byłoby już tu tradycyjnej Mszy, nie byłoby nauki świętych, można by nawet powiedzieć, że sam Kościół przestałby istnieć, będąc tak straszliwie okaleczony, że niemal nie do poznania. A jednak jeden biskup wystarczy, by kontynuować dzieło Kościoła. I ten jeden biskup miał dość siły, by przekazać to, co sam otrzymał, ponieważ miał siostrę, która nigdy nie przestawała się za niego modlić.

Tak więc, drogie dzieci, pamiętajmy o świętej Teresie z Avila nie wyłącznie jako o świętej, która żyła dawno temu, ale również jako o świętej, której córki nadal modlą się za nas i które proszą o nasze modlitwy. Módlmy się zwłaszcza o ich wytrwanie w umartwieniach i ofiarach, gdyż świat ten rozpaczliwie potrzebuje ludzi, którzy są bliscy Bogu, by mogli oni wypraszać dla nas Boże błogosławieństwo i łaski. Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz