Drodzy przyjaciele, drodzy uczniowie,
W dniu dzisiejszym wspominamy niezwykłą niewiastę, która żyła ponad siedemset lat temu. Jej życie było również niezwykłe, i na wiele sposobów pokazuje nam, jak jedna osoba może mieć tak wielki wpływ na otaczający ją świat, przez sam tylko fakt bycia wiernym temu, czego Bóg od niej wymaga.
Brygida przyszła na świat w bardzo zamożnej rodzinie i przez swą matkę spokrewniona była ze szwedzką rodziną królewską. Jak cała jej rodzina, również i ona była bardzo pobożnym dzieckiem. Jak wspomina jej biograf, jej ojciec był niezwykle pobożnym człowiekiem i odbywał liczne pielgrzymki, docierając nawet do Ziemi Świętej. Gdy Brygida miała zaledwie dziesięć lat zmarła jej matka, a ona sama została wysłana do swej ciotki, by ta zatroszczyła się o jej utrzymanie oraz edukację. Wówczas właśnie zaczęła rozkwitać jej pobożność, przede wszystkim pod silnym wpływem ciotki, która kształtowała w niej szlachetną i silną wolę. Dostąpiła nawet łaski wizji cierpień Zbawiciela, wizji, która miała wycisnąć niezatarte znamię na całe jej dorosłe życie. Bardzo pragnęła prowadzić życie zakonne, jednak Bóg miał w stosunku do niej inne plany.
W wieku zaledwie lat trzynastu poślubiła młodego człowieka, co w przypadku młodej i szlachetnie urodzonej dziewczyny nie było wówczas niczym niezwykłym. Urodziła ośmioro dzieci, cztery córki i czterech synów. Choć bardzo młoda, była przykładną matką, czego dowodem jest fakt, że jedna z jej córek, święta Katarzyna Szwedzka została po śmierci wyniesiona na ołtarze. Była powszechnie znana ze swego miłosierdzia i dobroci oraz wielkiej pobożności. Wraz ze swym mężem udała się na pielgrzymkę do Santiago de Compostela, a pielgrzymka ta trwała dwa lata. W trakcie powrotu do Szwecji jej mąż został dotknięty chorobą, wyzdrowiał jednak na tyle, by móc kontynuować pielgrzymkę. Zmarł wkrótce potem w klasztorze w Szwecji.
Nasza święta rozpoczęła wówczas całkowicie nowy etap swego życia, poświęciła się całkowicie sprawom religijnym. Doświadczona już wcześniej wizja cierpiącego Zbawiciela stawała się coraz częstsza i pełniejsza, spisała też treść objawień, jakie otrzymała. Założyła nowe zgromadzenie zakonne, nazywane brygidkami lub bardziej poprawnie Zakonem Najświętszego Zbawiciela, którego główny klasztor w Vadstena został bogato uposażony przez króla Magnusa oraz królową. Aby uzyskać zatwierdzenie założonego przez siebie zakonu, Brygida udała się następnie do Rzymu, by osobiście spotkać się z papieżem.
Żyła jednak w czasach bardzo bolesnych dla Kościoła katolickiego. Od roku 1305, zaledwie dwa lata po narodzinach naszej świętej, papież nie przybywał już w Rzymie ale w Avignionie w południowej Francji. Był to czas, którzy historycy nazywają „niewolą babilońską papieży”, siedmiu kolejnych Następców Świętego Piotra rezydowało wówczas nie w Rzymie, ale w Avignionie z powodu uzależnienia od królów Francji oraz sytuacji politycznej. Sytuacja stała się tak rozpaczliwa, że nie było już jednego papieża, ale dwóch a nawet trzech, z których każdy głosił się prawdziwym i uznawany był przez część państw europejskich. Ten upadek autorytetu skutkował wielkimi problemami w dyscyplinie w całym Kościele, z tego prostego powodu, że nikt nie był pewny, kto jest prawdziwym papieżem. Ponieważ większość z motywów pretendentów była czysto polityczna, ogromnie cierpiała na tym duchowa spójność papiestwa.
Jednym z głównych powodów, dla których papież obawiał się powrócić do Rzymu był fakt, że Rzym był wówczas bardzo niebezpiecznym miastem. Klimat moralny był makabryczny i na tą właśnie sytuację trafiła święta Brygida, kiedy przybyła do Rzymu w roku 1349. Jednak zamiast popaść w zniechęcenie, przystąpiła natychmiast do pracy dając dobry przykład osobom ze swego otoczenia. Inspirowane przez nią dzieła miłosierdzia poprawiły sytuację ubogich w Rzymie, a religijne pouczenia przypomniały ludziom o ich fundamentalnych obowiązkach wobec Boga. Jak dobra matka przygotowywała Wieczne Miasto na ostateczny powrót papieża. Na pewien sposób dopełniła dzieło świętej Katarzyny ze Sieny, która przekonała papieża do powrotu do Rzymu, podczas gdy święta Brygida uczyniła Rzym miejscem, w którym papież mógł pozostać.
Spędziła w Rzymie dwadzieścia lat, za wyjątkiem pielgrzymki do Ziemi Świętej, którą odbyła w ostatnich latach swego życia. Zmarła w roku 1373, a zaledwie trzy lata później w roku 1976 prawdziwy papież powrócił do Wiecznego Miasta. Była w Rzymie powszechnie poważana i kochana ze względu na swą dobroć i dobre uczynki – jest też jedną z niewielu świętych kanonizowanych kilkakrotnie, przez każdego z uważających się za papieży oraz przez Sobór w Konstancji w roku 1415.
Z życia świętej Brygidy możemy nauczyć się wiele, jej życie jest tak bogate w przykłady, że całe życie mogłaby zająć próba choćby częściowego naśladowania jej cnót, czy to jako dobrej matki i żony, czy to jako zakonnicy, czy nawet reformatorki z czasu, gdy przebywała w Rzymie. Być może najbardziej budująca jest dla nas ostatnia część jej życia, choć najtrudniejsza jest do naśladowania.
Żyjemy w czasach bardzo podobnych do okresu, gdy Kościół cierpiał w wyniku wielkiej schizmy, gdy ze powodów politycznych pojawiło się w nim dwóch papieży, dwie różne głowy tego samego Kościoła. My mamy jednego papieża, a jednak ze względu na obecną sytuację polityczną papież ten jest głową dwóch różnych Kościołów – Kościoła, który jest Kościołem naszego Pana Jezusa Chrystusa oraz sztucznego kościoła stworzonego przez II Sobór Watykański, czy jak oni sami go nazywają – „Kościoła soborowego”. Zamęt i brak dyscypliny mają obecnie, jak za czasów świętej Brygidy, ten sam powód: siły polityczne chcą posłużyć się Kościołem do swych własnych celów. W naszych czasach orędownicy jednej światowej religii chcą wykorzystać materialną strukturę Kościoła do promowania nowej wizji człowieczeństwa. I – smutno to stwierdzić – sam papież jest w wielkim stopniu więźniem tych politycznych idei, podobnie jak papież w Avignionie przez siedemdziesiąt lat. Wszystkie zgorszenia i nieporządki, jakie widzimy dookoła, są zasadniczo owocami tego uwięzienia, tej nieobecności papieża i jego zainteresowania tym nowym sztucznym kościołem, który nie jest kościołem Chrystusa.
Jednak, podobnie jak święta Brygida, nie powinniśmy upadać na duchu. Mogła ona po prostu dotrzeć do Rzymu, a następnie powrócić do domu, zgorszona całą tą sytuacją. Bardzo łatwo jest nic nie robić, nic nie mówić, iść do domu i pozostawić grzeszników ich losowi. Jednak nie uczyniła ona niczego takiego – zaczęła pracę na rzecz poprawy sytuacji Rzymie. Jej wielkie serce nie zgorszyło się, ale wzruszyło i pragnęło uczynić coś pozytywnego dla ludzi i ich zbawienia. Podobnie my, nie powinniśmy gorszyć się ani wykorzystywać zła popełnianego przez innych jako pretekstu do bezczynności. Musimy coś uczynić. Królestwo Boże, jak każde inne królestwo, potrzebuje ludzi, którzy bronić będą jego interesów.
Tak więc, drodzy uczniowie, pamiętajcie, że każdego dnia jesteście tu w konkretnym celu: dla własnej formacji, by uczyć się i postępować w tych cnotach, które zdecydują o przyszłości waszego kraju. Jeśli Polska, jeśli Kościół, jeśli świat nie będzie w przyszłości dobrym miejscem, będziecie mogli o to winić siebie samych, ponieważ będzie to w wielkim stopniu owocem tego, jak formujecie samych siebie.
Podobnie jak święta Brygida, nie możemy winić innych za aktualną sytuację, zwłaszcza jeśli mamy możliwość uczynienia czegoś – przynajmniej dla ludzi z którymi mamy kontakt. Z pewnością przeszłość determinuje w dużym stopniu nasze możliwości, jednak nie może być ona nigdy wymówką do nie robienia niczego. Skandale, jakich jesteśmy świadkami, nie mogą nigdy stanowić pretekstu do czynienia zła. Przeciwnie, są one raczej okazjami do czynienia większego jeszcze dobra poprzez nasz przykład.
Módlmy się więc dziś w sposób szczególny do świętej Brygidy, by zechciała pomóc nam w czynieniu dobra nawet w trudnych i zniechęcających okolicznościach, byśmy mogli mieć swój udział nie tylko w wyproszonej przez nią łasce, ale również w chwale, którą cieszy się ona na wieki wieków. Amen.
czwartek, 8 października 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz