Drodzy uczniowie, drodzy przyjaciele,
W dniu dzisiejszym obchodzimy wspomnienie świętej, która uchodziła za wielką nie tylko w oczach świata, czyli ze względu na swą doczesną władzę, ale była również wielką w oczach Boga.
Elżbieta urodziła się na Węgrzech, jednak poprzez pokrewieństwo swej potężnej rodziny miała wpływy praktycznie w całej Europie. Była córką króla Węgier i jego żony Gertrudy, która należała do niemieckiej rodziny królewskiej. Siostrą jej matki była święta Jadwiga Śląska. Elżbieta była też babką cioteczną świętej Izabeli, królowej Portugalii, była więc spokrewniona z rodzinami królewskimi całej Europy.
Nic więc dziwnego, że wielu starało się o jej rękę i po zaręczynach z landgrafem Turyngii, przeniosła się na tamtejszy dwór, by tam przygotowywać się do przyszłego małżeństwa. Było to królestwo dobrze znane ze swego bogactwa i mecenatu nad sztuką i nauką.
Choć jednak bogactwa tego świata mogłyby kusić młodą Elżbietę, była ona bardzo pobożna i gorliwa na modlitwie. Modlitwa i umartwienia uchroniły ją od zepsucia świata, można nawet zaryzykować twierdzenie, że uratowały ją od bardzo złego małżeństwa z księciem Hermannem. Nie był on znany z cnotliwego życia i zmarł, zanim mogła go poślubić, albo wskutek jej modlitw, albo też Bóg wynagrodził w ten sposób jej pobożność. Jego brat, książę Ludwik, który był następny w linii dziedziczenia, był młody i równie szlachetny jak hojny i to jego ostatecznie poślubiła Elżbieta. Na dworze w Turyngii – dla którego jej dobra i cnotliwa natura była wyrzutem sumienia - spotykała się często z pogardą i szyderstwami, jednak Ludwik mężnie bronił jej przed wszystkimi atakami i doprowadzał zawsze do tego, że jej wrogowie wycofywali swe zarzuty upokorzeni i zawstydzeni. Nie mógł jednak zapobiec śmierci matki Elżbiety, Gertrudy, zamordowanej wskutek intrygi politycznej. To smutne wydarzenie nie zniechęciło Elżbiety do praktykowania cnoty, sprawiło jedynie, że złożyła cała swa nadzieję w Bogu, który wynagradza wszystkich, którzy Mu ufają.
I rzeczywiście, już niedługo dwór turyński otrzymał sprawiedliwą zapłatę za swe uczynki. Król, ojciec jej przyszłego męża Ludwika, w konsekwencji wszystkich swych politycznych planów, padł wkrótce ofiarą swych własnych intryg. Został ekskomunikowany, stracił nawet rozum i zmarł nie pojednany z Kościołem. Jego następcą został Ludwik, który znany jest obecnie pod imieniem Ludwika IV. Ludwik i Elżbieta pobrali się i wedle relacji świadków byli bardzo szczęśliwym i wzorowym małżeństwem, a Ludwik okazał się godny swej żony, zatwierdzając wszystkie jej dzieła miłosierdzia i broniąc jej pełnego pokuty i czuwania życia. To dzięki jej modlitwom i ofiarom Ludwik znalazł dosyć siły, by być dobrym królem i odważnym żołnierzem. Często nazywa się go nawet świętym Ludwikiem, choć nigdy nie został kanonizowany, z pewnością jednak był jednym z najlepszych ludzi swoich czasów.
Ludwik stał się wkrótce jednym z najważniejszych ludzi w Europie i ponieważ często wysyłany był przez cesarza z bardzo ważnymi misjami, święta Elżbieta zajmowała się sprawami państwa.
Jej gorliwość w pełnieniu dobrych uczynków nie miała granic, podczas głodu i będącej jego następstwem zarazy, które nawiedziły Turyngię, osobiście rozdzielała pomoc, oddała nawet ubogim swe własne królewskie szaty. Kazała zbudować szpital nieopodal zamku królewskiego, by osobiście opiekować się chorymi i odwiedzała ich codziennie, niosąc im pociechę w ich ostatnich godzinach życia. Każdego dnia osobiście rozdzielała żywność oraz odzież ponad dziewięciuset osobom najbardziej dotkniętym ubóstwem. Była bardzo przywiązana do idei głoszonych przez świętego Franciszka i na wszelkie sposoby naśladowała jego ubóstwo, w mierze na jaką pozwalał jej jej stan. Oczywiście takie dobre uczynki prowokowały jej wrogów do dalszych kalumnii, oskarżali ją nawet o marnotrawienie bogactw korony. Jednak Ludwik po powrocie ze swych misji potwierdził osobiście wszystko, co uczyniła pod jego nieobecność.
Wkrótce jednak król udał na największą misję swego życia – na krucjatę mającą na celu wyswobodzenie Jerozolimy z rąk muzułmanów. Miała to być krucjata zakończona przeciwieństwie do innych sukcesem, jednak Ludwik nigdy nie dotarł do Jerozolimy, zmarł w drodze na zarazę. Elżbieta dowiedziała się o jego śmierci dopiero po miesiącu, po urodzeniu ich trzeciego dziecka. Gdy usłyszała nowiny, przepełnił ją taki żal, iż zawołała głośno: „świat ze wszystkimi swymi radościami jest teraz dla mnie martwy”.
Elżbieta osiągnęła później doskonałość w praktykowaniu cnoty, którą nazywamy nadzieją: nadzieją na rzeczy przyszłe. Od dawna była niezwykle pobożna i zawsze pogrążona w myślach o rzeczach wiecznych, jednak od śmierci męża poświęciła się wyłącznie pełnieniu dobrych uczynków w nadziej na znalezienie nieprzemijającej pociechy, gdyż na sobie samej doświadczyła, że nawet najczystsze ziemskie radości są jedynie ulotne i przemijające. Wielu namawiało ją do ponownego zamążpójścia, ona jednak pozostała wierna ślubowi czystości, który uczyniła po śmierci męża. Żadne intrygi dworskie i knowania nieuczciwych ludzi nie mogły przezwyciężyć jej odwagi i cnoty, pokonała ją jednak ostatecznie zaraza, której ofiarą padła w roku 1231.
Miała zaledwie dwadzieścia cztery lata, jednak w trakcie swojego krótkiego życia uczyniła dla swego ludu więcej, niż trzy pokolenia nieuczciwych królów i polityków. Kiedy przyglądamy się jej dziełom i jej wytrwałości w cnocie, opierającej się intrygom i złości ludzkiej, możemy nawet powiedzieć, że była lepszym człowiekiem, niż wszyscy inni razem wzięci. Miała nadprzyrodzoną siłę, nadludzka siłę, płynącą z cnoty nadziei.
Tak więc, drodzy uczniowie, naśladujmy świętą Elżbietę zwłaszcza w cnocie nadziei, która daje nam siłę. Gdy jesteśmy przywiązani do ziemskich przyjemności, do rzeczy doczesnych, nasi wrogowie zawsze mogą wykorzystać nasze przywiązania, by doprowadzić nas do upadku i ukazać naszą słabość. Najsilniejszym człowiekiem jest ten, który nie liczy na rzeczy doczesne, ale raczej na stałość Boga, który daje zwycięstwo tym, którzy pokładają w Nim nadzieję.
To właśnie cnota nadziei daje nam siłę i powodzenie w naszych przedsięwzięciach – gdyż sukces nie zależy jedynie od naszej siły, ale i od tego, czy jesteśmy takimi, jakimi chce mieć nas Bóg. Jeśli Bóg jest z nami, jeśli Bóg pragnie naszego dobra, człowiek nic nam nie może uczynić. Prośmy więc o tę cnotę nadziei, o ufność, że Bóg udzieli nam wszystkiego, co jest potrzebne dla naszego zbawienia, a możemy być pewni, że ją otrzymamy. Amen.
czwartek, 19 listopada 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz