Drodzy przyjaciele,
Dzisiejsza Lekcja dotyczy jednego z najbardziej wzruszających, a zarazem najtrudniejszych etapów życia świętego Pawła. Święty Paweł pisze do swych umiłowanych wiernych z Filippi będąc sam więźniem w Rzymie. Wielki Apostoł, pełen ogromnej energii i niebiańskiej gorliwości odbył liczne podróże, założył wiele Kościołów lokalnych i nawrócił wiele dusz na prawdziwą wiarę. Znajdował się u szczytu swych sił fizycznych, sami nawet Żydzi obawiali się go do tego stopnia, że niektórzy z nich poczynili ślub, że nie będą nic jedli ani pili, aż doprowadzą do jego śmierci (Dz 23,12). Głosił Dobrą Nowinę otwarcie wobec Sanhedrynu i przed namiestnikiem Judei i całej Syrii. Siła jego głosu poruszała moce ziemi i nawet rzymski przedstawiciel Cezara rozważał jego słowa i naukę Zbawiciela (Dz 24,25).
Jednak obecnie ów głos zamilkł. Paweł zesłany został do więzienia, z kajdanach, oczekując śmierci, której miał doświadczyć już za kilka miesięcy. Wydawało się wówczas, że sama Ewangelia również znajduje się w okowach. Wydawało się, że Apostoł został powstrzymany, że uniemożliwiono mu jakąkolwiek dalszą pracę dla Chrystusa Pana. Rzeczywiście, patrząc na to po ludzku, jego dzieło dobiegło końca. A jednak stało się coś dokładnie przeciwnego. Ten właśnie czas, gdy święty Paweł przebywa w więzieniu, będzie jednym z najbardziej owocnych okresów dla przyszłości Ewangelii.
Będąc w więzieniu święty Paweł napisze list do swego umiłowanego Kościoła w Filippi. Wiemy z reszty listu, że Apostoł był bardzo głęboko związany z tamtejszymi wiernymi. Jak pisze na samym początku, gdy wspomina o swych okowach: choć przebywa w więzieniu zachowuje ich zawsze w swoim sercu i tęskni za nimi. Modli się też, by mógł wkrótce do nich powrócić i by miłość ich obfitowała jeszcze więcej w umiejętności i we wszelkim zrozumieniu Zbawiciela (Fil 1,7–9). To właśnie wiernym z Filippi wyjawi najskrytsze szczegóły swego życia duchowego, których nie znajdujemy w innych listach. Napisze im o swym wielkim i głębokim pragnieniu by „być rozwiązanym i żyć z Chrystusem”: „Dla mnie bowiem życiem jest Chrystus, a śmierć zyskiem” (Fil 1,21). To im wyjawi radości, bolączki i trudy apostolatu (Fil 2,26ff et al.), swe nadzieje na przyszłość oraz że „co mu było zyskiem, poczytał dla Chrystusa za stratę” (Fil 3,7).
Wiemy, że owi wierni byli przez niego szczególnie umiłowani: jako do jedynych zwraca się do nich słowami, jaki znajdujemy w dzisiejszej Lekcji; „Radości moja i korono moja”. Dzisiejsze czytanie skierowane jest zwłaszcza do nich, do świętego Klemensa oraz do kobiet, które pomagały mu w apostolacie, jednak równie dobrze stosuje się ono do nas, napominając nas, byśmy wytrwali w miłości.
Miłość bliźniego w tym życiu nie może być nigdy oddzielona od Krzyża Chrystusa Pana. Taki jest właśnie sens nieco enigmatycznych słów świętego Pawła: „A nasze obcowanie jest w niebiesiech skąd też Zbawiciela oczekujemy (…) który przemieni ciało niskości naszej na podobieństwo ciała jasności swojej, według tej potęgi, którą też wszystko podbić sobie może”. To właśnie poprzez Krzyż Zbawiciel podbija wszystkie rzeczy i panuje nad nimi. Chrystus podporządkowuje sobie wszystkie rzeczy poprzez Krzyż. Tak więc właśnie przez Krzyż, nasze obcowanie, czyli nasze codzienne życie, upodobni się do życia Pana Jezusa. Oznacza to, że nasze obcowanie będzie niebiańskie na tyle, na ile będzie poddane prawu miłości, temu prawu, wedle którego Chrystus Pan oddał życie dla naszego zbawienia.
To właśnie cierpienia świętego Pawła zbliżyły go do Zbawiciela i owa bliska więź z Chrystusem stała się dla Apostoła bodźcem do jeszcze ofiarniejszego dawania siebie innym. Również cierpienia świętego Pawła staną się dla wielu sposobnością do poznania Chrystusa, a nawet do wykonywania dzieł miłosierdzia w stosunku do osoby Apostoła.
To właśnie cierpienia innych stanowią dla nas sposobność do praktykowania cnoty miłości, cnoty dzięki której nasze obcowanie jest w niebiesiech. Istnieją specjalne uczynki, które nazywamy uczynkami miłosierdzia, wykonywane w stosunku do ludzi cierpiących i potrzebujących. Ponieważ dziś święty Paweł zaleca wiernym z Filippi praktykowanie tych właśnie uczynków, rzeczą pożyteczną będzie przypomnieć sobie o nich.
Uczynkami miłosierdzia są takie, które wykonywane są w stosunku do naszych bliźnich, cierpiących z różnych powodów. Ponieważ człowiek składa się z duszy i ciała, uczynki te nazywane są uczynkami względem ciała lub względem duszy, w zależności od tego, czy ukierunkowane są na potrzeby doczesne, fizyczne, czy też moralne naszych bliźnich. Dzieła te nakazuje sam Zbawiciel, tak więc zaniedbywanie ich mogłoby ściągnąć na nas nawet wieczne potępienie. Chrystus Pan mówi bowiem: „Idźcie ode mnie przeklęci w ogień wieczny (…) albowiem łaknąłem, a nie daliście mi jeść (…) byłem niemocnym i w więzieniu, a nie nawiedziliście mnie” (Mt 25,41). Pan Jezus stwierdza nawet, że uczynki te są nie tylko aktami miłości względem naszych bliźnich, ale odnoszą się w pewien sposób do Jego własnej Osoby: „Pójdźcie błogosławieni Ojca mego, posiądźcie królestwo, zgotowane wam od założenia świata (…) albowiem byłem chorym, a nawiedziliście mnie, byłem w więzieniu, a przyszliście do mnie, byłem goście, a przyjęliście mnie (…) Zaprawdę powiadam wam, cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili” (Mt 25,33-39).
Jakie więc są owe uczynki miłosierdzia? Uczynków miłosierdzia względem ciała jest tradycyjnie siedem, o wszystkich ich wspomina Zbawiciel w przytaczanym przed chwilą ustępie Ewangelii. Pierwszymi są te, które dotyczą potrzeb ciała, czyli pożywienia, odzieży i schronienia: głodnych nakarmić, spragnionych napoić, nagich przyodziać, podróżnych w dom przyjąć. Trzy kolejne dotyczą życia społecznego. Nie jesteśmy tylko jednostkami, ale istotami społecznymi, potrzebującymi przyjaźni innych. Uczynkami tymi są: chorych nawiedzać – ponieważ chorzy znajdują się często w miejscach, w których pozbawieni są towarzystwa, w szpitalach, gdzie traktowani są jak maszyny, a nie istoty ludzkie, przytłoczeni przez cierpienia, ubezwłasnowolnieni i czujący się ciężarem dla wszystkich – nawiedzanie chorych i dodawanie im otuchy w ich cierpieniach jest naprawdę wielkim dziełem miłosierdzia. Innymi dziełami miłosierdzia względem ciała są: wykupywanie jeńców, czyli oddawanie ich ich rodzinom, oraz grzebanie umarłych, czyli wyświadczanie społecznej posługi, należnej każdej istocie ludzkiej, która kończy swe ziemskie życie.
Każdy z tych uczynków nagradza Chrystus Pan w sposób nadobfity, traktuje je nawet – jak to widzieliśmy w cytowanym ustępie - jako wyświadczone Jego własnej osobie, mówi, że nawet kubek wody podany spragnionemu w Jego Imię nie pozostanie bez nagrody, stokroć cenniejszej w tym życiu oraz nagrodzone zostanie życiem wiecznym.
Uczynki miłosierdzia względem ciała kończą się jednak wraz ze śmiercią człowieka. Choć nagroda za nie jest wieczna, one same są doczesne: martwy człowiek nie potrzebuje już pokarmu. Istnieją jednak również uczynki miłosierdzia, które mają charakter wieczny nie tylko ze względu na wieczną nagrodę, ale również w swym skutku, gdyż zaspakajają one potrzeby duszy człowieka, która jest wieczna.
Pierwsze trzy z siedmiu uczynków miłosierdzia względem duszy dotyczą tego, czego częstokroć brak jest naszym duszom oraz duszom innych, czyli wiedzy. Pierwsze trzy uczynki ukierunkowane są na łagodzenie tego braku: po pierwsze: nieumiejętnych pouczać. W istocie, całe dzieło katolickiej edukacji, katolickiej szkoły, jest zasadniczo dziełem miłosierdzia względem dusz. Po drugie: wątpiącym dobrze radzić, czyli udzielać rady tym, którzy o to proszą, wysłuchiwać ich pytań i udzielać rad wedle swej najlepszej wiedzy i doświadczenia. I po trzecie: napominać grzeszących, czyli udzielać braterskiego napomnienia. Samo słowo napomnienia, uświadomienie komuś, że czyni źle albo że powinien się poprawić, jest czymś niezwykle cennym – często zaważyć może pomiędzy dalszą drogą duszy ku wiecznemu potępieniu, a nawróceniem ku Bogu. Kolejne dwa uczynki miłosierdzia względem duszy dotyczą naszych stosunków z bliźnimi. Podczas, gdy pierwsze trzy dotyczyły w większym stopniu inteligencji i wiedzy innych, te odnoszą się bardziej do ich aktów oraz woli. Pierwszy z nich polega na cierpliwym znoszeniu krzywd. Podobnie jak Chrystus Pan cierpiał i poniósł śmierć za nas, podobnie i mu musimy znosić cierpienia ze strony innych. Drugi ze wspomnianych uczynków polega na chętnym darowaniu uraz, w istocie modlimy się o to każdego dnia: „I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”.
I na koniec ostatnie dwa, będące znów konsekwencją społecznej natury człowieka: pocieszanie strapionych, gdyż często jedynie od innych możemy czerpać moralną siłę do znoszenia cierpień; oraz modlitwa za żywych i umarłych, gdyż dzięki obcowaniu świętych możemy pomagać sobie wzajemnie przez modlitwy, które zanosimy za innych do Boga.
Tak więc, drodzy przyjaciele, naśladując przykład samego Chrystusa Pana i zgodnie z czytanymi dziś słowami świętego Pawła „zapatrujcie się na tych, którzy tak postępują”, praktykujmy w naszym życiu owe uczynki miłosierdzia wobec ciała oraz duszy. Jak sami widzicie, stanowią one kompletną syntezę chrześcijańskiej cywilizacji. Można nawet powiedzieć, że wszystkie instytucje Kościoła są uczynkami miłosierdzia, miłosierdzia Zbawiciela stosowanego do naszych dusz na konkretne sposoby. Jeśli świat był niegdyś chrześcijański, było tak właśnie dzięki owym uczynkom. Aby więc odbudować społeczeństwo, musimy zacząć ponownie je praktykować, stosownie do możliwości i środków, jakie Boża Opatrzność pozostawiła nam do dyspozycji.
Prośmy w sposób szczególny Matkę Bożą o Jej pomoc i obronę, by podobnie jak miłosierdzie Boże przyszło do nas przez Jej ręce, byśmy również przez Jej ręce mogli świadczyć owe uczynki względem naszych bliźnich, by w miłości z którą Zbawiciel poniósł za nas śmierć, obcowanie nas wszystkich mogło być w niebiesiech. Amen.
niedziela, 8 listopada 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz