niedziela, 16 maja 2010

św. Andrzeja Boboli

Drodzy wierni,

Dzień dzisiejszy jest dla naszej skromnej kaplicy wielkim świętem, gdyż dziś przypada wspomnienie naszego patrona, świętego Andrzeja Boboli. Ponieważ święty Andrzej jest naszym patronem, jego wspomnienie jest dla nas świętem pierwszej klasy.

Mamy szczególny przywilej mieć za patrona nie tylko wielkiego świętego, nie tylko wielkiego misjonarza, ale też wielkiego męczennika. Zbawiciel obiecał nam: „Kto straci swe życie z Mego powodu, ten je odnajdzie” (Mt 16,25) i wiemy, że nie ma większej miłości, niż oddać swe życie za tych, których się kocha (J 15,13). Wiemy więc, że nasz męczennik jest z pewnością bliski Bogu, że bez wątpienia słyszy nasze modlitwy i wstawia się za nami w powierzonych mu przez nas intencjach. Dzień dzisiejszy poświęcony jest jego czci, dlatego szczególnie korzystne będzie przypomnienie sobie jego życia i zasług.

W życiu świętego Andrzeja jaśnieje nade wszystko jego wiara katolicka, której siła, wspomagana przez łaskę Bożą, w miarę lat wzmogła się tak bardzo, że wycisnęło to na nim szczególne znamię i stało się impulsem do odważnego zniesienia śmierci męczeńskiej. Święty Paweł mówi, że „sprawiedliwy wiarą żyje”, a u świętego Andrzeja Boboli wiara ta lśniła niezwykłym blaskiem. Cokolwiek Kościół katolicki nakazywał czynić lub w co wierzyć, przyjmował to niezachwianym umysłem i chętnie wcielał w życie.

Od lat najmłodszych za swój obowiązek uważał poskramianie w sobie wszystkich nieuporządkowanych skłonności, które od czasu grzechu Adama osłabiają naszą naturę i z łatwością pociągają ją do tego, co zakazane. W tym samym czasie całą swą siłę i wszystkie wysiłki kierował ku wiernemu naśladowaniu cnót Zbawiciela.

Urodził się w roku 1591 w Strachocinie koło Sanoka w rodzinie wyróżniającej się szlachetnym pochodzeniem, a jeszcze bardzie żywym i żarliwym przywiązaniem do wiary katolickiej. Obdarzony żywym i prawym intelektem, już w domu otrzymał staranne wychowanie i formację w moralności chrześcijańskiej. Później wysłany został do szkoły Towarzystwa Jezusowego, gdzie odznaczał się niewinnością życia i pobożnością.

Pragnąc szybszego postępu w doskonałości, chętnie uczynił ofiarę z samego siebie i w wieku lat dziewiętnastu przyjęty został do nowicjatu jezuitów w Wilnie. Ponieważ wrodzony temperament skłaniał go do dumy, niecierpliwości i niekiedy uporu, by wnieść się na wyżyny cnoty, musiał toczyć długą i ciężką walkę wewnętrzną. Jednak przy pomocy łaski Bożej, wyproszonej nieustannymi żarliwymi modlitwami, był w stanie osiągnąć doskonałość chrześcijańską. Jest to również przykład dla nas, dla tych wszystkich, którzy ze względu na swój temperament muszą toczyć walkę wewnętrzną – na przykładzie naszego świętego widzimy, że z pomocą Bożej łaski zwycięstwo jest rzeczywiście możliwe.

Przede wszystkim zaś był Andrzej Bobola przepełniony gorącą miłością do Boga i bliźnich. W rezultacie starał się spędzać długie godziny przed Najświętszym Sakramentem, a równocześnie kiedy tylko to było możliwe, nieść pociechę najbardziej potrzebującym. Kochał Boga nade wszystko, daleko bardziej niż siebie samego. Poszukiwał wyłącznie Bożej chwały, zgodnie z reguła świętego Ignacego. Ten prawdziwy zapaśnik Chrystusowy, ozdobiony darami łaski, poczynił znaczący postęp w pracy duszpasterskiej i dane mu było zebrać bogaty plon w postaci uratowanych dusz. Płonął żarliwością, by chronić, szerzyć i bronić wiary katolickiej. Posługując jako wykładowca w Wilnie oraz żyjąc w późniejszym okresie w innych miastach, pilnie nauczał więc doktryny chrześcijańskiej, rozbudzał nabożeństwo do Najświętszej Eucharystii i oraz żarliwą i synowską miłość do Dziewiczej Matki Boga.

Gdy wyniesiony został do godności kapłańskiej, zdecydował się nie szczędzić sił w podróżach misyjnych i kazaniach o rzeczach świętych, starając się szerzyć wszędzie wiarę katolicką, co rzeczywiście przyniosło wiele dobrych owoców.

Kościół katolicki, zwłaszcza w krajach wschodnich, stał wówczas obliczu niezwykle poważnego kryzysu. Schizmatycy wykorzystywali wszelkie dostępne środki, by odciągać wiernych od jedności Kościoła i wciągać ich w swe błędy. Święty Andrzej udał się na te tereny z polecenia przełożonych i głosząc publiczne kazania oraz dając prywatne pouczenia w miastach i wioskach, a przede wszystkim jaśniejąc wyjątkową świętobliwością i żarliwością, umacniał wiarę wahających się chrześcijan i ratował ich od popadnięcia w błąd, wykładając im ponownie zdrową naukę i z radością przyjmując wszystkich powracających do jedynej owczarni Chrystusa.

Nie tylko przywracał i umacniał zachwianą wiarę chrześcijan, nakłaniał ich też do opłakiwania ich grzechów, łagodzenia sporów, leczenia podziałów i powrotu do prawdziwej chrześcijańskiej moralności. Podobnie jak Boski Mistrz, czynił dobrze wszędzie tam, którędy przechodził. Zasłużył też sobie, jak mówi tradycja, nawet u schizmatyków, na miano „łowcy dusz”.

Niestrudzony Apostoł Jezusa Chrystusa żył wiarą, szerzył wiarę i wiary bronił, nie wahał się też umrzeć za wiarę swoich ojców.

Wśród najbardziej okrutnych prześladowań Kościoła, wyróżnia się w sposób szczególny brutalna i gwałtowna napaść na religię katolicką w krajach Europy Wschodniej w wieku XVII. Siły kozackie przypuściły wściekły atak na katolicką ludność i jej duszpasterzy, a także na głosicieli prawdy Ewangelii. Kościoły budowane na cześć Boga były brutalnie niszczone, klasztory palone, kapłani i wierni wycinani, ziemie pustoszone, wszystko co święte – bezczeszczone.

Andrzej Bobola nie lękał się jednak wcale cierpień i śmierci. Ogarnięty miłością Boga i bliźniego, ruszył w bój wyposażony we wszystkie dostępne środki, by uchronić tyle dusz ile tylko zdoła od porzucenia wiary katolickiej, by ratować je od sideł i błędów tych, którzy odłączyli się od Kościoła, oraz by umocnić pozostałych w integralnej prawdzie katolickiej.

Jednak 16 maja 1657 roku, w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego, został schwytany przez wrogów wiary w Janowie Poleskim. Zawsze prosił Boga o śmierć męczeńską i często rozważał słowa Zbawiciela „Błogosławieni jesteście, gdy wam będą złorzeczyć i będą was prześladować i mówić wszystko złe przeciwko wam kłamiąc, dla mnie. Radujcie się i weselcie się, albowiem zapłata wasza obfita jest w niebiosach; bo tak prześladowali proroków, którzy przed wami byli”.

Myśl wzdraga się na wspomnienie wszystkich tortur, jakie cierpiał ten niezrównany bojownik Chrystusa z męstwem oraz silną i niezachwianą wiarą. W aktach jego męczeństwa czytamy, że „ćwiczony był rózgami, bity, powleczony za koniem po wyboistej i splamionej krwią drodze, a potem przywleczony do Janowa na śmiertelne męki. W tych zmaganiach polski męczennik odniósł najszlachetniejszy tryumf (…) Andrzej zapytany został czy jest kapłanem obrządku zachodniego, na co odpowiedział: „Jestem katolickim kapłanem, urodziłem się we wierze katolickiej i w tej wierze chcę umrzeć. Moja wiara jest prawdziwa, prowadzi do zbawienia. Żałujcie raczej za grzechy, gdyż w przeciwnym razie, pozostając w waszych błędach, nie będziecie mogli osiągnąć życia wiecznego. Przez przyjęcie mojej wiary, poznacie prawdziwego Boga i uratujecie wasze dusze”.

Na te słowa owi niegodziwcy, pozbawieni niemal ludzkich odruchów, posunęli się do potwornego bestialstwa i w swym okrucieństwie dodawali wciąż nowych cierpień żołnierzowi Chrystusowemu. Jak mówią dalej akta: „był biczowany, ukoronowany cierniem jak Chrystus Pan, ciężko pobity i raniony szablą. Następnie wyłupiono mu prawe oko, zdzierano z niego skórę, a rany posypywano plewami z orkiszu, wyrwano mu język i raniono bronią w pierś koło serca. Na koniec, o godzinie trzeciej po południu, gdy wciąż żył dając cudowny przykład męstwa, został cięty w szyję szablą i zyskał palmę męczeństwa”.

Kościół, widząc jego wybitną świętobliwość potwierdzoną przez samego Boga cudami, ogłosił go świętym ustami papieża Piusa XI w roku 1938.

Żyjemy obecnie, drodzy wierni, w czasach przypominających w dużej mierze czasy świętego Andrzeja Boboli. Są obszary, gdzie wiara chrześcijańska albo dogorywa, albo już wygasła. Wielu ludzi ignoruje niemal całkowicie nauczanie Ewangelii, inni - co jeszcze gorsze – w ogóle je odrzucają. Uważają wiarę za coś niestosownego w tej epoce postępu, w epoce gdy ludzie posiadają wszystkie rzeczy tego świata bez Boga, dzięki swym własnym naturalnym zdolnościom: pomysłowości, zdolnościom, sile, ignorując prawa i pomoc Boga.

Niektórzy usiłują całkowicie wyrwać i wykorzenić wiarę chrześcijańską z dusz ludzi, zwłaszcza niepiśmiennych i prostych, ludzi biednych, dla których wiara jest jedną pociechą w tym doczesnym życiu. Obiecują im szczęście, jakiego nigdy nie będziemy w stanie osiągnąć na tym ziemskim wygnaniu. Niezależnie bowiem od tego, czego człowiek będzie szukał i jak bardzo się starał, jeśli odejdzie daleko od Boga, nie będzie mógł cieszyć się naturalnym pokojem, harmonią ani spokojem duszy.

Poszukując ziemskich bogactw, wygód i przyjemności i pokładając w nich nadzieję, człowiek goni za tym, co nieuchwytne, łapie się tego, co ściąga go w dół. Bez Boga bowiem i Jego najświętszego prawa nie zbuduje człowiek żadnego trwałego ładu, nie osiągnie szczęśliwości godnej tego miana – brakować mu będzie podstawowej normy, na której mógłby oprzeć swe życie, władzy świeckiej brak będzie podstawowych norm koniecznych do sprawowania rządów, a społeczeństwu fundamentu pozwalającego kierować się umiarem. Jedynie wieczna radość, a nie rzeczy zmienne i przemijające, może zaspokoić ludzkie dusze.

Gdy się nad tym zastanowimy, zrozumiemy, dlaczego Andrzej Bobola ochotnie i z zapałem podejmował tak wiele przedsięwzięć dla obrony wiary katolickiej swych współobywateli, dla obrony czystości ich życia moralnego, pomimo czyhających zewsząd niebezpieczeństw i pułapek, by ostatecznie stać się dla nas wzorem cnót chrześcijańskich.

W praktykowaniu cnoty zawsze jest pewien element męczeństwa, jeśli pragniemy dzień po dniu postępować coraz bardziej w doskonałości chrześcijańskiego życia. Świadectwo wiary daje się bowiem nie tylko przez przelanie krwi, ale też przez odważny i stały opór wobec pokus, oraz przez całkowite ofiarowanie tego czym jesteśmy i co posiadamy Temu, który jest naszym Stwórcą i Odkupicielem, a pewnego dnia będzie naszą niekończącą się radością w niebie.

Dlatego, drodzy wierni, rozważajmy siłę duszy świętego Andrzeja Boboli. Uczmy się na jego przykładzie zachowywać nienaruszoną wiarę i bronić jej ze wszystkich sił. Naśladujmy jego apostolską gorliwość i próbujmy jak tylko potrafimy, umacniać Królestwo Chrystusowe na ziemi, a również, na ile stan życia nam pozwala, szerzyć je wszędzie wokół nas.

Andrzej Bobola jest jedną z największych chlub Polski, przyozdabia ją nie tylko wspaniałością tak wielu cnót, ale też purpurą męczeństwa. Idąc za jego przykładem trwajmy mocno przy wierze naszych przodków, opierając się wszelkim atakom wrogów Kościoła. Starajmy się gorliwie żyć wedle chrześcijańskich zasad moralnych. Naśladujmy niezachwianą wierność waszych przodków i sprawmy, by Polska była zawsze wierna, jako zewnętrzny szaniec chrześcijaństwa, a chwała jej nie przeminie tak długo, jak pozostaniemy wierni Temu, który żyje i króluje, Bóg na wszystkie wieki wieków. Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz