środa, 20 października 2010

św. Jana Kantego

Drodzy uczniowie, drodzy wierni,

W dniu dzisiejszym wspominamy świętego szczególnie nam drogiego, świętego, z którego Polska słusznie może być dumna – świętego Jana z Kęt. Urodził się on w Kętach. Jego rodzice szybko zauważyli żywą inteligencję syna – i już w młodym wieku wysłali go na Uniwersytet do Krakowa. W nauce wyróżniał się tak bardzo, że po ukończeniu studiów i przyjęciu święceń kapłańskich został mianowany wykładowcą na Akademii Krakowskiej.

Pracując jako wykładowca, znany był nie tylko ze swej rozległej wiedzy, ale też z surowego i pełnego umartwień życia. Wielu ludzi napominało go, by bardziej dbał o swe zdrowie, on jednak zawsze odpowiadał, że ojcowie pustyni prowadzili życie znacznie surowsze, a przecież dożywali bardzo sędziwego wieku. Wedle tradycji, gdy pewnego dnia spożywał swój ubogi posiłek, w jego drzwiach pojawił się wygłodniały żebrak. Święty Jan natychmiast zerwał się i oddał całe swe pożywienie biedakowi, a gdy nakarmiwszy go powrócił do stołu – znalazł swój talerz w cudowny sposób napełniony. Zdarzenie to znalazło wyraz w tradycji Uniwersytetu Krakowskiego, gdzie podczas każdego wspólnie spożywanego obiadu kładzione było dodatkowe nakrycie dla ubogiego, a przed rozpoczęciem posiłku wicerektor wołał: Pauper venit, na co rektor odpowiadał: Venit Christus.

Powodzenie i sława świętego Jana przysporzyły mu jednak wielu wrogów, których zazdrość doprowadziła do usunięcia go ze stanowiska wykładowcy na uniwersytecie. Ostatecznie został wysłany, by pracować jako zwykły ksiądz w małej wiejskiej parafii w Olkuszu. Co godne podziwu, nie zniechęciło to naszego świętego, który oddał się swym nowym obowiązkom z zapałem i energią. Choć początkowo prości ludzie ze względu na jego wielką uczoność odnosili się do niego nieufnie, jednak dzięki wytrwałości i miłości szybko udało mu się zdobyć ich serca. Po pewnym czasie intrygi jego rywali obróciły się przeciwko nim samym i po ośmiu latach św. Jan wezwany został na powrót do Krakowa. Jego parafianie towarzyszyli mu w drodze pogrążeni we łzach i smutku, jednak świętobliwy kapłan napominał ich: „Ten smutek nie podoba się Bogu. Jeśli przez te wszystkie lata uczyniłem dla was coś dobrego – śpiewajcie pieśń radosną”.

Po przybyciu do Krakowa podjął pracę jako wykładowca Pisma Świętego i na tym stanowisku pozostał do końca swego życia. Sława jego uczoności była tak wielka, że jego szata doktorska używana była na długo po jego śmierci, w ceremonii nadawania stopni naukowych. Pomimo swej wielkiej sławy prowadził życie bardzo proste, zaniedbując często własne potrzeby. Dzięki rozgłosowi, jaki zdobył, często zapraszany był do stołów ludzi szlachetnie urodzonych i zamożnych, pewnego razu jednak nie został wpuszczony ze względu na ubogą szatę. Odźwierny odmówił mu wstępu stwierdzając że nie może wejść do domu ubrany w tak zniszczoną, wytartą sutannę, więc nasz święty posłusznie wrócił do domu i przebrał się. Jednak już podczas posiłku pewien służący upuścił przez przypadek talerz pełny jakiejś potrawy na jego nową sutannę. Święty Jan zareagował na to z charakterystyczną dla siebie ironią, równocześnie kpiąco i żartobliwie: „Nic nie szkodzi. W końcu moje szaty też zasługują na posiłek, gdyż to im zawdzięczam fakt, że mam przyjemność tu być”.

Ubodzy z Krakowa zawsze wiedzieli, że mogą rozporządzać wszystkimi jego dobrami, a niejednokrotnie okazywało się, że są zamożniejsi od niego. Sypiał na podłodze, nigdy nie jadł mięsa, a gdy udał się do Rzymu, odbył podróż pieszo, niosąc cały bagaż na własnych plecach. Już za jego życia przypisywano mu kilka cudów, i gdy rozeszła się wieść, że znajduje się na łożu śmierci, wybuchła powszechna żałość. Na krótko przed śmiercią napominał otaczających jego łoże ludzi: „Nie przejmujcie się tym więzieniem, które się rozpada, myślcie o duszy, która je opuści”. Zmarł w opinii świętości w wigilię Bożego Narodzenia Roku Pańskiego 1473, w wieku osiemdziesięciu trzech lat.

Jego uczniowie długo wspominali pewne jego powiedzenie, wyrażające wspaniale to, co nazywamy darami Ducha Świętego: „Z całej mocy zwalczajcie wszelkie błędne opinie, jednak zawsze w dobrym usposobieniu. Niech waszym orężem będzie cierpliwość, słodycz i miłość. Brutalność i szorstkość są złe dla waszej własnej duszy i rujnują najlepszą nawet sprawę”.

Całe życie świętego Jana pełne jest przykładów działania darów Ducha Świętego, słowa te w szczególny sposób uwypuklają jednak jeden z nich - dar rady.

Dar rady jest tym z darów Ducha Świętego, który udoskonala podporządkowanie naszego rozumu natchnieniom Trzeciej Osoby Trójcy Przenajświętszej w tym, co dotyczy osądu względem naszego praktycznego postępowania. Jest on pokrewny cnocie roztropności, jest jednak od niej znacznie wznioślejszy. Chodzi tu nie tyle o nasz własny osąd, co do najlepszego sposobu postępowania, ale o naszą uległość wobec natchnień Bożych, przede wszystkim tych, które dotyczą naszej doskonałości i zbawienia. Jako Dzieci Boże nie jesteśmy sierotami, które muszą walczyć, by znaleźć właściwe środki do osiągnięcia celu - mamy w niebie Ojca, który pragnie naszej doskonałości bardziej nawet, niż my sami.

Dar rady można nazwać „lepszym sumieniem”. Sumienie jest głosem wewnętrznym, który często napomina nas, jeśli nie zrobiliśmy czegoś dobrze – napomina nas, ponieważ nie wykonaliśmy czegoś właściwie, lub popełniliśmy jakiś błąd. Sumienie jest częścią owej elementarnej roztropności, która osądza nasze czyny wedle tego, czy odpowiadają one zamierzonemu przez nas celowi. Rozum mówi nam, byśmy czynili dobro i unikali zła, a sumienie opiera na się na naszym własnym osądzie, czy nasze czyny zbliżają nas do dobra, czy też od niego oddalają. Roztropność staje się nadprzyrodzoną wówczas, gdy kierowana jest przez wiarę i powodowana miłością, gdy znamy nasze wieczne przeznaczenie i chcemy je osiągnąć.

Jednak dar rady jest daleko doskonalszy niż czysto ludzka roztropność, wyższy nawet niż roztropność oświecona wiarą. Jest głosem wewnętrznym, który kładzie nacisk nie tyle na sukces, co na fakt, że musimy postępować lepiej, że potrafimy postępować lepiej. Owo „lepsze sumienie” nie zadowala się osiągnięciem miernych rezultatów, a nawet osiągnięciem zbawienia jako nagrody za cnotę, popycha nas do czegoś wyższego, czegoś szlachetniejszego, godnego dziecka Bożego – do świętości. Jest światłem i zdolnością osądu, dzięki którym postrzegamy nasze postępowanie nie wedle tego, czy odpowiada ono wyznaczonemu celowi, ale raczej wedle tego, czy zgodne jest z postępowaniem naszego Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa.

Widzimy więc, że dar rady jest często kluczem do zrozumienia życia świętych oraz życia samego Zbawiciela. Patrząc na to po ludzku, ktoś mógłby powiedzieć, że ukrzyżowanie było całkowitą katastrofą. Wiemy jednak, że ukrzyżowanie było zwycięstwem nad grzechem i śmiercią oraz środkiem do osiągnięcia wiecznej chwały. Podobnie święci mogą się niekiedy wydawać nieco zbyt oderwani od tego świata i „nieroztropni” w rzeczach światowych. Oni jednak wiedzieli, co robią. Powiodło im się tam, gdzie nie myśmy zawiedli. I w rzeczywistości są bardziej od nas roztropni. Osiągnęli jedyny sukces, naprawdę warty posiadania: życie wieczne. Są bardziej roztropni niż my, ponieważ są posłuszni głosowi Boga, który działa poprzez dar rady.

Ponieważ poprzez łaskę, drodzy wierni, jesteśmy dziećmi Bożymi, sam Duch Święty mieszka w naszych sercach, dając naszym duszom nowy impuls, Boży impuls. Tak jak Maryja Panna poczęła Zbawiciela za sprawą Ducha Świętego, tak też poprzez udzielanie nam łaski uświęcającej stara się On uformować w nas obraz Chrystusa Pana. Jesteśmy wezwani do naśladowania Zbawiciela, do upodabniania się do Niego. Dar rady to duch Boży - osądzający nasze postępowanie w odniesieniu do doskonałości, do jakiej zostaliśmy wezwani, a zostaliśmy powołani do tego, by być doskonałymi, jak doskonały jest Ojciec nasz niebieski. [Mt 5,48]

Dlatego, drodzy uczniowie i drodzy wierni, zachęceni przykładem naszego świętego, świętego Jana z Kęt, starajmy się tak jak on: stawać się coraz doskonalsi, pożądający zawsze tego co lepsze, co szlachetniejsze, co bardziej godne miłości, co świętsze - a wówczas Boży pokój zawsze będzie z nami. Amen [Fil 4,8-9].

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz