środa, 27 października 2010

Na środę po 22 niedzieli Zielonych Świąt



Drodzy uczniowie, drodzy wierni

W dniu dzisiejszym nie przypada żadna uroczystość, ale wspomnienie ostatniej niedzieli, niedzieli w którą Zbawiciel nakazuje nam, byśmy oddali „Cezarowi, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga”. Pan Jezus mówi nam o cnocie sprawiedliwości, cnocie która oddaje Cezarowi to, co należy do Cezara, każdemu człowiekowi to, co się mu należy, a w sposób szczególny Bogu, któremu zawdzięczamy wszystko. Cnota sprawiedliwości udoskonala nasze relacje z bliźnimi w tym, co jesteśmy sobie wzajemnie winni, włączając w to szacunek, jaki winni jesteśmy naszym rodzicom, naszej ojczyźnie i naszym dobrodziejom. Ów szacunek, jaki winni jesteśmy naszym przełożonym, a zwłaszcza Bogu, nazywamy cnotą pobożności.

Cnota pobożności jest często synonimem świętości, a w czasach starożytnych słowa też rzeczywiście były równoznaczne. Wergiliusz w Eneidzie zawiera wszystkie cnoty swego bohatera w tym jednym jedynym określeniu – mówi o pobożnym Eneaszu. Dla starożytnych pobożność była cnotą polegającą na sumiennym wypełnianiu obowiązków wobec bogów i innych ludzi, w pewien sposób łączyła wszystkie obowiązki człowieka – człowiek dobry był więc z konieczności człowiekiem pobożnym.

Szacunek, jaki należy okazywać rodzicom i przodkom jest tak fundamentalnym prawem, tak głęboko wyrytym w ludzkiej naturze, że starożytni, nie znając przecież Objawienia, traktowali każdą zniewagę wyrządzoną rodzicom jako przestępstwo karane śmiercią. Znieważanie i wyszydzanie rodziców jest w istocie rodzajem zdrady, gdyż zdradza się w ten sposób sam fundament swego własnego istnienia. Otrzymujemy nasze życie od rodziców, toteż okazywanie im pogardy czy wyszydzanie oznacza de facto naśmiewanie się z samego siebie, przez co człowiek staje się niegodny życia, jakie od nich otrzymał. Sprawiedliwość wymaga, by ci, którzy dali wam życie, odebrali je, gdy okażecie ze swej strony niewdzięczność.

Echa tej prawdy znajdujemy w Starym Testamencie, zwłaszcza w Księdze Wyjścia, gdzie napisane jest, że każde dziecko, które złorzeczy swym rodzicom, powinno być ukamienowane: „Kto by złorzeczył ojcu swemu albo matce, śmiercią niechaj umrze” (Ex 21, 17). Żyjący w czasach Zbawiciela starożytny filozof Filon w taki sposób komentuje powyższe prawo: „Jeśli ktoś używa obelżywego języka w stosunku do tego, któremu z obowiązku należą się słowa dobre, lub w jakikolwiek inny sposób wyrządza zniewagę swym rodzicom, powinien ponieść śmierć” (Leges Particulares, II, 248). Sam Bóg ukarał potomków Chanaana niewolą ze względu na brak szacunku, jaki okazał on swemu ojcu (Rodz 9,25). Mądry Salomon, wielokrotnie wychwalany przez Chrystusa, mówi w ostrych słowach: „Oko, które urąga ojcu i które gardzi rodzeniem matki swojej, niech wykłują kruki znad potoków i niech je wyjedzą orlęta” (Przyp 30,17).

Wszyscy historycy starożytni za niechybną oznakę upadku cywilizacji uważali pogardę okazywaną starszym przez młodych, brak pobożności w stosunku do rodziców. W rzeczywistości zdrada ojczyzny jest jedynie konsekwencją braku szacunku w stosunku do ojca. Jest rzeczą pewną, że jeśli zdarzy się wam spotkać kogoś naśmiewającego się z własnych rodziców, osoba taka nigdy nie będzie godnym zaufania przyjacielem, gdyż zdradziła samo źródło swego własnego istnienia. Jeśli nie kochaja swych rodziców, możecie być pewni, że i was nie będzie kochać. Tak jak kąsa rękę, która ją karmiła, pewnego dnia zdradzi również was.

Z cała pewnością rodzice nie są doskonali, podobnie jak nikt z nas nie jest doskonały, jednak obowiązek szacunku względem nich pozostaje - pomimo ich grzechów, a nawet pomimo ślubów uczynionych Bogu – jak uczy nas sam Zbawiciel (Mt 15,3-6; Mt 23,2). Oczywiście nie wolno nam wyznawać błędnych zasad i jeśli nasi rodzice błądzą, nie wolno nam zgadzać się z ich błędami czy bezbożnością, jednak zawsze powinniśmy wyrażać to z szacunkiem. Posłuszeństwo zawsze winni jesteśmy w pierwszym rzędzie prawdzie i nie może ono w żadnym przypadku usprawiedliwiać grzechu, nigdy nie wolno nam jednak okazywać braku szacunku. Naśmiewanie się z rodziców oznacza szydzenie z siebie samego, i jak mówi Pismo Święte: „Kto złorzeczy ojcu swemu i matce, pochodnia jego zgaśnie wśród ciemności” (Przyp 20,20).

Właśnie w tym celu, by uratować rodzaj ludzki z mroków bezbożności, Zbawiciel dał nam największe przykazanie: „Bądźcie doskonali, jako i Ojciec wasz niebieski doskonały jest” (Mt 5,48). Jeśli jakaś prawda stanowi niejako kręgosłup i fundament całej nauki Chrystusa Pana, jest to prawda, że Bóg jest naszym Ojcem. Pan Jezus nauczył nas nawet modlić się: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie”. Jak najdalszy od niweczenia czy lekceważenia naturalnych obowiązków wobec rodziców, Zbawiciel nadaje naszym naturalnym obowiązkom nadprzyrodzone dostojeństwo wskazując, że pobożność, jaką winni jesteśmy naszym rodzicom, jest jedynie cieniem i figurą doskonałości, jakiej dla nas pragnie.

Dzięki łasce uświęcającej stajemy się dziećmi Bożymi i Duch Święty mieszka w naszych duszach, dając im nową energię, nowy impuls w dążeniu do wieczności. To właśnie uległość wobec tego impulsu nazywamy darami Ducha Świętego, istnieje też specjalny dar, który odpowiada cnocie sprawiedliwości, który czyni nasze relacje z bliźnimi bardziej godnymi dzieci Bożych. Ponieważ zaś największy i najbardziej religijny element sprawiedliwości stanowi cnota pobożności, dar ten nosi takie samo miano – daru pobożności.

Właśnie dzięki owemu pochodzącemu od Boga darowi pobożności różnimy się od pogańskich filozofów, choćby najbardziej utalentowanych. Arystoteles na przykład potrafił udowodnić istnienie Boga, potrafił dostrzec ład we wszechświecie, piękno, które mówi o jedynym, dobrym Stwórcy wszechrzeczy, nigdy jednak nie potrafił zrozumieć, że Bóg jest przede wszystkim Ojcem. Pogańskie religie były bardzo ponure, bardzo przygnębiające, ponieważ nie było w nich miłości, nie było poczucia, że bogowie troszczą się o ludzi, podobnie jak nie było bowiem synowskich uczuć wobec Boga. Wiemy jednak, ze słów samego Syna Bożego, że Bóg jest naszym Ojcem, tak więc poprzez synowską pobożność okazujemy Mu większą cześć, niż moglibyśmy okazać Mu poprzez cnotę religijności.

Obowiązki moralne, jakie mamy względem Boga, nie opierają się dzięki owemu darowi na lęku przed karą, ale na synowskim oddaniu, na miłości do Boga jako naszego Ojca. Świat i stworzenie postrzegamy nie tyle jako efekt działania Stwórcy, co jako dzieło Ojca, który nas kocha. Pod wpływem daru pobożności postrzegamy świat jako dom naszego Ojca i nawet w najzwyklejszych rzeczach widzimy rękę Opatrzności, posługującą się nimi dla naszego zbawienia. Rozumiemy cel Dziesięciorga Przykazań, a nawet praw natury. Natura nie jest jedynie abstrakcyjnym systemem, ale dziełem sztuki, dziełem sztuki stworzonym przez Ojca dla Jego dzieci. Zaczynamy odczuwać prawdziwą synowską czułość, gdyż nie postrzegamy już Boga jako prawdę filozofii, lecz jako Osobę, Osobę która nas kocha i poprzez łaskę udziela nam swej natury. Głębia Bożej natury, życie Boże, w którym Syn pochodzi od Ojca, staje się dla nas czymś przyrodzonym, wypełniając nasze dusze uwielbieniem i radością, które są pierwszymi owocami daru pobożności.

Wspaniałość tego daru dostrzegamy jednak przede wszystkim w naszych relacjach z bliźnimi. Można by powiedzieć, że cywilizacja chrześcijańska jest wynikiem działania daru pobożności na wiernych na przestrzeni wieków. Skoro dzięki łasce staliśmy się dziećmi Bożymi, jesteśmy również braćmi Chrystusa. Zaczynamy postrzegać naszych bliźnich już nie jedynie jako inne istoty ludzkie, ale jako dzieci Boże, jako członków Kościoła, rzeczywistych lub potencjalnych. Podobnie jak naturalne relacje pomiędzy braćmi i siostrami rodzą więzi silniejsze, niż jakakolwiek przyjaźń, tak również relacje będące wynikiem działania łaski jednoczą nas wszystkich z Kościołem. Wszyscy jesteśmy członkami Chrystusa, dziećmi jednego Ojca, a więc i więzi nas łączące przekraczają ograniczenia narodowości, języka, zwyczajów czy rasy.

To ta świadomość czyni uczynki miłości czymś odruchowym, to właśnie to dzięki temu synowskiemu uczuciu możliwa jest miłość braterska. To dzięki niemu życie na tym padole łez warte jest życia , to ono buduje chrześcijańską cywilizację.

Ów dar pobożności napełnia nas też tęsknotą, by powrócić do domu naszego Ojca. Jest głosem wołającym w głębi naszych serc, nakłaniającym nas do powrotu do miejsca, gdzie będziemy bezpieczni i szczęśliwi w ramionach naszego niebieskiego Ojca. Życie doczesne jest dla dzieci Bożych rodzajem wygnania, wegetacją w miejscu odległym od tego, w którym pragnęlibyśmy przebywać, pielgrzymką czy też powrotem do naszego Ojca, który jest w niebie.

Dlatego, drodzy wierni, prośmy dziś dobrego Boga zwłaszcza o wzrost w darze pobożności. Być może najlepszą drogą do okazywania czci Bogu, jako naszemu Ojcu jest, okazywanie miłości i szacunku naszym ziemskim rodzicom. Okazując im należny szacunek i posłuszeństwo ściągamy na siebie Boże błogosławieństwo i stajemy się godni naszego powołania dzieci Bożych. Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz