niedziela, 28 marca 2010

o Litaniach do św. Józefa - 6

Dochodzimy teraz w naszych rozważaniach Litanii do świętego Józefa do wezwań, które pozostają w związku z nami. Widzieliśmy inwokacje, które mówiły o osobie świętego Józefa, o jego misji i godności oraz o jego cnotach, będących środkami do wypełnienia powierzonej mu misji. Obecnie mówić będziemy o relacji świętego Józefa do nas, który prosimy o jego pomoc i wstawiennictwo.

Pierwsze z tych wezwań jest być może najważniejsze, ponieważ zwraca się do świętego Józefa jako do wzoru dla nas, czy raczej jako zwierciadła:

Zwierciadło cierpliwości, módl się za nami!
Zwierciadło jest czymś specjalnym w tym sensie, że odbija padające na nie światło i zwraca je ku temu, kto na nie patrzy. Dlatego w Litanii Loretańskiej zwracamy się do Matki Bożej jako do „zwierciadła sprawiedliwości”, ponieważ odbija Ona sprawiedliwość Bożą względem nas. Tutaj, gdy modlimy się do świętego Józefa, widzimy w nim cierpliwość Syna Bożego.

Święty Józef jest zwierciadłem, ponieważ odzwierciedla. Kiedy spoglądamy w zwierciadło, czynimy to w tym celu, by zobaczyć siebie. Na świętego Józefa patrzymy jednak po to, by zobaczyć to, co powinniśmy w sobie dostrzec. Często tym, czego nam brakuje, jest cnota cierpliwości. Tak więc patrząc na świętego Józefa możemy zobaczyć cierpliwość Syna Bożego odzwierciedloną w jego codziennym życiu. Życie świętego Józefa, jako stróża i opiekuna, było życiem osoby czuwającej, życiem pełnym trosk. Ta troskliwość świętego Józefa jest głównym powodem, dla którego widzimy go jako zwierciadło – czyli jako kogoś patrzącego w lustro – jednak w tym celu, by chronić - czyli jako cierpliwie znoszącego cierpienia. Ta cierpliwa troska świętego Józefa o sprawy Świętej Rodziny czyni go również wzorem, na który możemy spoglądać, by odnaleźć cnotę cierpliwości, zwierciadłem, w którym widzimy również cierpienia Syna Bożego.

A jednak największe cierpienia świętego Józefa nie były związane z jego troskami i obawami jako stróża, ale z poczuciem braku środków do wypełniania swej funkcji tak, jakby tego chciał. Bardzo łatwo jest troszczyć się o kogoś, gdy ma się do dyspozycji wielkie bogactwa. Jednak święty Józef ich nie posiadał. Pomimo swego szlachetnego pochodzenia, sięgającego Dawida i Salomona, był ubogi. Był ubogi nie tylko w wyniku okoliczności, ale też z wyboru. Widzieliśmy, jak święty Józef oderwany był od rzeczy tego świata i właśnie to wyrzeczenie uczyniło go wiernym prawu Bożemu

Miłośniku ubóstwa, módl się za nami!
To właśnie dzięki tej cnocie święty Józef żył oderwany od rzeczy tego świata. Cnota ubóstwa pozwoliła mu przezwyciężyć wszystkie trudności jego życia, a nawet – jak widzieliśmy - wyrzec się najpiękniejszego ze wszystkich stworzeń, Najświętszej Maryi Panny. Cnotę tę widzimy również podczas ucieczki do Egiptu – święty Józef porzucił wówczas wszystko, by osiedlić się w innym kraju i chronić Dzieciątko Jezus. Podczas oczyszczenia Najświętszej Maryi Panny Święta Rodzina złożyła najuboższą z możliwych ofiar: parę gołębi (Łk 2,24). Pomimo faktu, że był on znakomitym potomkiem Dawida, był szczęśliwy z tego, że może być prostym cieślą, żyjąc w pogardzanej Galilei.

Ubóstwo jest cnotą, będącą fundamentem wychowania w rodzinie. Dziecko jest bardzo wrażliwe, odczuwa niemal instynktownie swą własną wartość w relacji do wszystkiego, co je otacza. Wie niemal natychmiast, jeśli cenione jest bardziej, niż rzeczy materialne znajdujące się dokoła. Dlatego właśnie, skoro tylko dziecko nabierze przekonania, że szczęście zależy od kwoty na koncie bankowym ojca, nie ma już szansy na szczęśliwą rodzinę. I przeciwnie, jak wiele dzieci cierpi z cierpliwością a nawet pogodą ducha, jeśli tylko wie, że są kochane przez rodziców.

Możemy uczyć się więc od świętego Józefa zwłaszcza tej cnoty ubóstwa, które odrywa nas od rzeczy tego świata, dzięki zrozumieniu, na co powinny być one ukierunkowane, czyli na chwałę Bożą. Ubóstwo nie oznacza po prostu braku pieniędzy – w istocie często brakowi pieniędzy towarzyszy nadmierne zaprzątanie uwagi sprawami materialnymi. Sam brak pieniędzy nie jest ubóstwem – nawet święty Józef pracował i otrzymywał zapłatę. Otrzymał też bardzo kosztowne dary od Trzech Mędrców. Chodzi o używanie pieniędzy i dystans wobec spraw materialnych. Pieniądz jest ze swej natury środkiem do celu, a nie samym celem. Dlatego święty Józef jest wzorem ubóstwa poprzez to, że wszystkiego, co posiadał, używał dla jednego celu, dla Syna Bożego. Przedmiotem troski świętego Józefa była cześć i służba Bogu, a także opieka nad Matką Bożą. Widzimy więc u świętego Józefa umiłowanie ubóstwa przejawiającą się w umiłowaniu w sposób szczególny tych, do których opieki został powołany.

To właśnie ubóstwo, ukierunkowanie wszystkich rzeczy na służbę Bogu, dało świętemu Józefowi całą jego energię w sumiennym wykonywaniu obowiązków. Stąd następne wezwanie:

Wzorze rzemieślników, módl się za nami!
Jest on wzorem dla rzemieślników nie tylko ze względu na swe umiejętności i poprzez fakt, że pracował, przede wszystkim jest wzorem dla tych wszystkich, którzy pracują dla swych rodzin. Praca jest częścią naszego ziemskiego życia i nawet w raju Adam powołany został do pracy, do uprawiania ziemi w ogrodzie Eden. Jednak po grzechu pierworodnym praca ta jest trudna: w pocie czoła będziesz spożywał twój chleb, mówi Pismo Święte. Stąd pokusa do lenistwa i bezczynności, do zaprzestania pracy. Jednak u świętego Józefa widzimy pilność, nadzwyczaj wierne wypełnianie obowiązków stanu. Jest więc w tym dla nas przykładem, wzorem, do którego musimy się modlić.

A ponieważ święty Józef jest zwierciadłem cierpliwości, miłośnikiem ubóstwa i wzorem rzemieślników, logiczną konsekwencję tego widzimy w kolejnym wezwaniu: jest on prawdziwą ozdobą, chwałą życia rodzinnego.

Ozdobo życia rodzinnego, módl się za nami!
Święty Józef posiadał wszystkie cnoty, czyniące z niego wzór człowieka, wzór męża oraz wzór ojca. Dlatego prawdziwie jest on chwałą, ozdobą życia rodzinnego, chwałą człowieka, który powołany jest do tego, być przywódcą, filarem rodziny, tym którego powołaniem jest strzec i żywić życie, by mogło ono kwitnąć i przynosić owoc w postaci powołań zakonnych.

Doprowadza nas to do kolejnej inwokacji:

Opiekunie dziewic, módl się za nami!
Prawdziwie chrześcijański dom jest środowiskiem, w którym rodzą się i podtrzymywane są powołania. Cnota miłości Boga i bliźniego znajduje swój pierwszy wyraz w domu, a pierwszym kontaktem każdego dziecka z miłością jest miłość jaką żywią do niego rodzice oraz jaką okazują sobie wzajemnie. Dlatego świętość domu chrześcijańskiego jest absolutnie konieczna dla rodzenia powołań duchownych.

Jednak powołanie zakonne determinowane są w sposób szczególny przez ojca. Powołania do kapłaństwa rodzą się częściej pod wpływem matki, jak to możemy zobaczyć nawet w życiu Chrystusa Pana – to Najświętsza Maryja Panna stać będzie pod Krzyżem, a nie święty Józef. Wedle Tradycji święty Józef odszedł po swą wieczną nagrodę już przed Męką Pana Jezusa, a często wpływ ojca zmniejsza się, gdy syn zakłada własną rodzinę. Jest to prawdziwe nie tylko w zakładaniu rodziny fizycznej, ale i duchowej. Jednak wpływ matki będzie odczuwalny przez całe życie, zwłaszcza w tym co dotyczy wydawaniu na ten świat nowego życia, w dzieciach.

Jednak dla powołań zakonnych, zwłaszcza żeńskich, często znaczącą rolę odgrywa właśnie ojciec. Miłość córki do ojca jest jedynie figurą i przygotowaniem do miłości, jaką darzyć będzie Zbawiciela i Boga Ojca, którym ofiaruje swe własne życie. Dlatego święty Józef, ojciec Świętej Rodziny i jej opiekun jest wzorem dla wszystkich zakonników, jest patronem powołań zakonnych.

Ojciec rodziny musi być centrum, w którym wszystkie rzeczy znajdą właściwe miejsce oraz wsparcie. W swej Opatrzności Bóg ustanowił rodzinę w taki sposób, że posiada ona swa oś centralną, wokół której obracają się wszystkie inne planety i tym centralnym punktem jest ojciec. Ojciec musi być punktem, do którego odnoszone są wszystkie sprawy – jego autorytet, jego charakter i jego siła są filarami, na których wspiera się rodzina. Święty Józef był głową Świętej Rodziny, dlatego prosimy go:

Podporo rodzin, módl się za nami!
Kolejne trzy wezwania skierowane są do świętego Józefa jako do szczególnego patrona trzech grup ludzi. Wszystkie one w sposób szczególny potrzebują opieki z powodu szczególnych niebezpieczeństw im zagrażających. Dlatego mamy trzy wezwania do świętego Józefa, pierwsze z nich odnosi się do tych, którzy znajdują się generalnie w potrzebie, w skrajnej potrzebie pomocy, ponieważ są nieszczęśliwi:

Pociecho nieszczęśliwych, módl się za nami!
Ponieważ święty Józef jest w głównej mierze opiekunem, posiada naturalną skłonność do troski o tych, którzy znajdują się w największej potrzebie. Jest pociechą, co oznacza, że jest pocieszycielem i pomocnikiem. Są jednak również inni, którzy też cierpią, ale potrzebują raczej nadziei. Są to ci, którzy cierpią w wyniku chorób. Choroba może być albo źródłem wielu łask, albo zapowiedzią śmierci. W obu przypadkach potrzebna jest specjalna cnota nazywana nadzieją, dzięki której zwracamy się do Boga o pomoc niezbędną do osiągnięcia naszego ostatecznego celu. Święty Józef posiada szczególną godność, dzięki której może pomóc nam w zyskaniu tej cnoty, dlatego też zwracamy się do niego w kolejnym wezwaniu:

Nadziejo chorych, módl się za nami!
Ta nadzieja nie jest jedynie nadzieją na odzyskanie zdrowia, gdyż niezależnie od tego, ile razy wyzdrowiejemy, ostatecznie spotka nas choroba, która doprowadzi do naszej śmierci. Jeśli nie umrzemy wskutek choroby, śmierć spotka nas z jakiegoś innego powodu. Niezależnie od tego, w jaki sposób Bóg zabierze nas z tego świata, chcielibyśmy znajdować się wówczas pod opieką Matki Bożej i przyjąć Chrystusa Pana w Wiatyku. Święty Józef, jak wiemy z Tradycji, zmarł przed rozpoczęciem publicznej działalności Pana Jezusa, jednak w obecności Jego oraz Najświętszej Maryi Panny. Takiej śmierci życzylibyśmy również sobie, a ponieważ śmierć świętego Józefa była wzorcowa, w pokoju czystego sumienia i ze świadomością wypełnienia swych obowiązków stanu, jest on również patronem umierających. Dlatego zwracamy się do niego:

Patronie umierających, módl się za nami!
I na koniec dochodzimy do dwóch wezwań, które stanowią logiczną parę, pierwsze dotyczy wrogów łaski, drugie natomiast samego narzędzia łaski.

Najpierw modlimy się do świętego Józefa, by chronił nas przed wrogami łaski, a głównym spośród nich jest diabeł. Jako kusiciel zagraża nam swymi podstępami i jak widzimy w historii pierwszych rodziców, nawet sama rozmowa z diabłem może sprowadzić wielkie problemy. Chcemy więc, by był od nas z dala – a jest pewna osoba, której boi się on szczególnie. Obawia się on zwłaszcza Matki Bożej, ponieważ nigdy nie miała udziału z nim, podobnie boi się Chrystusa Pana, który jest samym Bogiem. Niemniej jednak oboje oni znajdowali się pod opieką człowieka, którego siła duszy dała mu prawo do stania się głową Świętej Rodziny, a człowiekiem tym był święty Józef.

Jeśli pamiętamy, że święty Józef, jak już widzieliśmy, był jedynym członkiem Świętej Rodziny, który znał konsekwencje grzechu pierworodnego i który musiał toczyć osobistą walkę z pożądliwościami ciała, pożądliwościami oczu i pychą tego żywota, możemy wyobrazić sobie, jak wielkie musiały być jego zasługi. Dla diabła zwycięstwo świętego Józefa było szczególnie dotkliwe, gdyż nie było żadnego specjalnego przywileju, na mocy którego Józef były wyłączony spod jego panowania. Najświętsza Maryja Panna w pewnym sensie wymknęła się jego zakusom, a Zbawiciel nigdy nie miał z nim żadnego udziału – jednak święty Józef w prawdziwym sensie tego słowa jest dowodem na to, że nasza wolna wola przy pomocy łaski jest w stanie przezwyciężyć pokusę. A to było dla diabła porażką najbardziej upokarzającą. Dlatego diabeł boi się panicznie świętego Józefa, my zaś modlimy się do niego o pomoc w przezwyciężeniu pokusy:

Postrachu duchów piekielnych, módl się za nami!
I na koniec, na zakończenie Litanii, znajdujemy to, co moglibyśmy nazwać najwyższą nagrodą świętego Józefa. Najświętsza Maryja Panna, pod koniec swego ziemskiego życia, została wzięta do nieba i tam ukoronowana. Jest to w pewien sposób naturalna konsekwencja Jej roli jako Matki Boga oraz nagroda za Jej wierność tym łaskom. W życiu świętego Józefa widzimy coś podobnego, pod koniec swego życia umiera w ramionach tych samych dwóch Osób, których opiece poświęcił swe życie, Chrystusa Pana oraz Najświętszej Dziewicy, i jako nagroda za tą opiekę dana mu zostaje opieka nad całym Mistycznym Ciałem Zbawiciela, czyli Kościołem Świętym.

Patronie Kościoła, módl się za nami!
Dlatego właśnie na samym końcu wypowiadamy słowa z księgi Genesis, stosujące się początkowo do Józefa, który rządził w Egipcie obok Faraona: Ustanowił go panem domu swego i zarządcą wszystkich posiadłości swoich. Święty Józef, w nagrodę za swą ziemską opiekę nad Zbawicielem, otrzymał opiekę nad całym dziełem Zbawiciela, czyli Kościołem.

Tak więc, drodzy wierni, módlmy się w sposób szczególny do świętego Józefa, zwłaszcza w tych czasach, których przyszło nam żyć.

Dopiero w ostatnich czasach nabożeństwo do św. Józefa naprawdę rozkwitło. Zawsze był czczony jako święty. Ale pod pewnymi względami nie czczono go w pełni, nie znając wszystkich należnych mu przywilejów. Żydzi źle zrozumieli posłannictwo Mesjasza, odnosząc je tylko do ziemskiego, materialnego królestwa i w konsekwencji nie zrozumieli Jezusa Chrystusa. Pan Jezus musiał wręcz ukrywać się przed nimi, by zapobiec temu nieporozumieniu. Podobnie świat rozumie tylko materialny wymiar ojcostwa jako pokrewieństwa według ciała. Dlatego też nabożeństwo do świętego Józefa, do jego duchowego ojcostwa musiało pozostać ukryte aby zapobiec nieporozumieniom.

Dlatego dopiero od reformacji, a zwłaszcza dzięki wielkiej świętej Teresie z Avila nabożeństwo do świętego Józefa rozkwitło w całej wspaniałości. A to dlatego że autorytet i godność ojcostwa zostały zaatakowane przez reformację odrzucającą autorytet Kościoła. I szczególnie w tym czasie, kiedy ten straszny współczesny świat z trudem zachowuje pojęcie czysto biologicznego ojcostwa jest nam ukazany przykład świętego Józefa. Nabożeństwo do świętego Józefa jest lekarstwem dla współczesnego świata, dla współczesnego człowieka.

Obecnie żyjemy w bezprecedensowym kryzysie Kościoła. Jesteśmy świadkami krzyżowania Kościoła. Stąd jesteśmy w sytuacji podobnej do tej, w jakiej był święty Józef kiedy N.M.P wróciła ze jej kuzynki Elżbiety. Widzimy sługi Kościoła popełniające straszne rzeczy, posuwające się nawet do nauczania przeciwnego wierze. Zatem możemy być kuszeni aby zaprzeczyć świętości Kościoła. Możemy zwątpić w Jego cnotę, Jego Boską misję, podobnie jak święty Józef mógł zwątpić w cnotę Najświętszej Panny. A zatem mamy pokusę nadmiernej surowości i moglibyśmy niszczyć Kościół zgorzkniałą gorliwością. Jak sedewakantyści, którzy sądzą, że mogą sobie przypisać tytuł Papieża. Którzy posuwają się tak daleko, żeby powiedzieć, że poza nimi i może ich przyjaciółmi nikt nie jest katolikiem. Podobnie jak święty Józef był kuszony aby ukamienować Najświętszą Marię Pannę. Niech Bóg broni.

Ale nie możemy popaść też w przeciwną pokusę twierdząc, że nic się nie stało. Rzeczywistość kryzysu jest obecna. Nie możemy usiąść i nic nie robić. Nie możemy zaakceptować Nowej Mszy. Nie możemy zaakceptować nowych Sakramentów. Nie możemy zaakceptować nowej doktryny.

I dlatego jesteśmy w sytuacji podobnej do tej w jakiej był święty Józef. Nie jesteśmy liberałami, którzy chowają głowę w piasek ignorując prawa Boga i Jego Kościoła. Ani nie jesteśmy sedewakantystami, którzy niszczą wszystko, czego się dotkną. Jesteśmy Katolikami. Po prostu robimy to co Kościół robił zawsze. Po prostu zachowujemy wiarę. I żeby zachować wiarę musimy cierpieć podobnie jak musiał cierpieć święty Józef.

Ale kryzys się skończy. Jesteśmy tego pewni. I rozwiązanie prawdopodobnie nadejdzie jak w przypadku świętego Józefa w środku nocy. Bóg się nie zmienia, a to jest Jego Kościół. Módlcie się do świętego Józefa, drodzy wierni. Módlcie się do niego. Módlcie się do niego prosząc o jego cierpliwość, jego pokorę i jego siłę. On także czuwa nad Kościołem jak cierpliwy ojciec.

Drodzy wierni, żyjemy w czasach głodu. Żyjemy na duchowej pustyni. Żyjemy w czasach podobnych do tych lat w Egipcie, kiedy ludzie wołali do Faraona aby dał im pokarm. Zróbmy więc to co Faraon odpowiedział tym ludziom: Idźcie do Józefa i zróbcie wszystko co wam powie. (Rdz 41,55)

o Litaniach do św. Józefa - 5

Doszliśmy więc w Litanii do świętego Józefa do kolejnej grupy złożonej z sześciu wezwań, tym razem jednak wezwania te odnoszą się do konkretnych cnót świętego Józefa. Podczas gdy uprzednio zwracaliśmy się do niego wspominając jego godności i urzędy, obecnie kierujemy się ku cnotom, dzięki którym godności te wysłużył.

Zwróćmy uwagę, że wszystkie cnoty wyliczane są w stopniu najwyższym: Józefie najsprawiedliwszy etc. Jest tak dlatego, że w cnotach tych święty Józef jest z pewnością wzorem, praktykując je w stopniu wybitnym. Przypatrzmy się więc każdej z nich, a przede wszystkim prośmy świętego Józefa o pomoc w ich praktykowaniu w naszym codziennym życiu.

Pierwszą z tych cnót jest cnota sprawiedliwości:

Józefie najsprawiedliwszy, módl się za nami!
Również Ewangelia wymienia cnotę sprawiedliwości w odniesieniu do osoby świętego Józefa: „Józef zaś, mąż jej, będąc sprawiedliwy (…)” (Mt 1,19).

Sprawiedliwość dotyczy zwłaszcza naszych relacji z innymi, innymi słowy, określa czy oddajemy każdemu to, co mu się należy. Rozumiemy więc, że dla stróża czy zarządcy cnota sprawiedliwości jest najważniejsza, ponieważ stróż zazwyczaj strzeże tego, co mu zostało powierzone przez kogoś innego, zarządca zaś musi oddać to, co mu zawierzono. A ponieważ świętemu Józefowi powierzona była Matka Boża oraz Druga Osoba Trójcy Przenajświętszej, musimy z tego wyciągnąć wniosek, że posiadał on tę cnotę w stopniu wybitnym.

Sprawiedliwość dotyczy relacji z innymi, w tym również z samym Bogiem. Dlatego właśnie cnota religijności i pobożności, są elementami cnoty sprawiedliwości. Oczywiści nigdy nie jesteśmy w stanie oddać Bogu wszystkiego, co od Niego otrzymujemy, jest On również nieskończony, stąd nigdy nie możemy oddać Mu tego co jesteśmy Mu winni, tak więc sprawiedliwości w życiu doczesnym będzie zawsze niedoskonała. Jednak spośród wszystkich ludzi, którzy żyli na ziemi, święty Józef był najsprawiedliwszy, ponieważ całe jego życie ukierunkowane było na cześć należną Bogu – był On opiekunem i stróżem Syna Bożego. Dlatego każdy z jego czynów był również aktem religijnym, jako ukierunkowany na Osobę Boga. W tym sensie powołanie świętego Józefa jest najznakomitszym aktem religii.

Wiele z naszych aktów o charakterze religijnym dotyczy zachowywania świętości rzeczy Bożych. Na przykład nasze poranne ofiarowanie, polecenie nowego dnia Bogu, czy też zachowywanie naszej duszy czystej od grzechu, by Bóg mógł zamieszkać w niej poprzez łaskę jak w swej świątyni. Również rozmaite czynności wykonywane podczas Mszy, klękanie, śpiew, są aktami mającymi na celu oddanie czci należnej Bogu i Zbawicielowi. Klękamy do Komunii świętej, ponieważ przyjmujemy w tym momencie Ciało Zbawiciela, co w sposób nieskończony przewyższa naszą godność – klękamy wiec, by oddać cześć należną Bogu.

Widzimy, że całe życie świętego Józefa ukierunkowane było nie tylko na oddawanie czci należnej Bogu, ale też na ochronę Syna Bożego przed wszelkimi niebezpieczeństwami. To święty Józef uratuje Zbawiciela świata przed zakusami króla Heroda. To on opiekować się będzie w swym domu samym Bogiem i cały codzienny trud znosić właśnie dla dobra Bożego Syna. Widzimy wiec, że każda czynność wykonywana przez świętego Józefa miała charakter religijny, miała na celu oddanie czci należnej Bogu. Święty Józef był prawdziwie najsprawiedliwszy, ponieważ samo jego powołanie było aktem religijnym, aktem sprawiedliwości.

W pewien sposób powołanie świętego Józefa przypomina powołanie kapłana. Kapłan, jak wiecie, jest człowiekiem poświeconym przede wszystkim religii, człowiekiem poświeconym sprawom Bożym. Święty Józef, choć nigdy nie był kapłanem w tym sensie, że nigdy nie składał ofiary, był niemniej wezwany do wykonywania podobnej do kapłańskiej funkcji, polegającej na ochronie świętości rzeczy Bożych, w tym przypadku samego Syna Bożego. Tak jak kapłan musi bronić Najświętszy Sakrament przed niebezpieczeństwem i świętokradztwem, tak również święty Józef strzeże Dziecię Jezus od wszelkich niebezpieczeństw.

Tą zbliżoną do kapłańskiej funkcję świętego Józefa przywodzi na myśl również obowiązek całkowitej czystości, którą ślubuje kapłan. Tak więc w naturalny sposób dochodzimy do kolejnej cnoty świętego Józefa, o której wspomina Litania:

Józefie najczystszy, módl się za nami!
Mówiliśmy już o czystości świętego Józefa, być może moglibyśmy uwypuklić ją lepiej w odniesieniu do jego quasi-kapłańskiej funkcji. Jak wiecie, również Kościół wymaga od swych sług doskonałej czystości, nie wolno im więc wchodzić w związki małżeńskie. Istnieje po temu niezwykle istotny powód.

Oczywiście jest też znany powszechnie powód - kapłan reprezentuje Chrystusa Pana, który sam nigdy małżeństwa nie zawarł. Jest to jednak przyczyna mniej istotna, czy też symboliczna. Kapłan wyświęcany jest zasadniczo dla Ofiary Mszy, to dla tej konkretnej przyczyny przyjmuje święcenia. Podczas Mszy kapłan mówi nad Hostią: to jest ciało moje. Zauważmy, że nie mówi: to jest Ciało Chrystusa, ale ciało moje, ponieważ w tym momencie jest on narzędziem Zbawiciela i wyświęconym sługą Kościoła. Dokonuje tego samego aktu, który dokonał się na Kalwarii, ofiarowania Syna Bożego, jednak na sposób sakramentalny. Chleb i wino, pod których postaciami obecne są Ciało i Krew Zbawiciela, są w sakramentalny sposób rozdzielane, ofiarowane – w sposób identyczny z rozdzieleniem Ciała i Krwi Zbawiciela na Krzyżu.

Zauważmy raz jeszcze, że kapłan mówi: to jest ciało moje. W Ewangeliach czytamy o sakramencie małżeństwa: „Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się z żoną swoją, i będą dwoje w jednym ciele” (Mt 19,5). Dwoje w jednym ciele. Dlatego kiedy mąż spogląda na żonę, może powiedzieć: to jest ciało moje, jak pisze święty Paweł w liście do Efezjan, we fragmencie czytanym podczas Mszy ślubnej: „Tak i mężowie powinni miłować żony swoje jak swoje ciało. Kto miłuje żonę swoją, siebie samego miłuje” (Ef 528). W podobny sposób żona może spoglądać na męża i zgodnie z prawdą powiedzieć, że należy on do niej, że jest jej głową, jej ciałem.

Dlatego też kapłan, gdy przystępuje do ołtarza, gdy mówi: to jest ciało moje, nie mógłby tego powiedzieć uczciwie poza sytuacją, gdyby sam tylko miał prawo do swojego ciała. A sakrament małżeństwa oddaje to prawo innej osobie. Nie mógłby całkowicie dysponować swym ciałem, nie mógłby być narzędziem Chrystusa Pana, poza sytuacja gdy mógłby powiedzieć „to jest ciało moje” bez zastrzeżenia do woli innej osoby. Z tego właśnie powodu nawet w Kościele Wschodnim, gdzie tolerowane jest wyświecanie mężczyzn żonatych, jest to możliwe jedynie za zgodą żony. Po przyjęciu sakramentu święceń zawarcie małżeństwa jest jednak niemożliwe, z tego prostego powodu, że kapłan nie ma już władzy do oddania praw nad swym ciałem innej osobie, po tym, jak złożył ślub służby Bogu.

A więc, wracając do świętego Józefa, widzimy podobieństwo pomiędzy jego urzędem obrońcy czci należnej Bogu i Jego Matce, a obowiązkiem zachowywania doskonałej czystości, choć obowiązek ten wynikał z macierzyństwa Najświętszej Dziewicy. Była Ona tą, która dała ciało Synowi Bożemu, niejako ze swego niepokalanego ciała. To Ona była wybranym narzędziem, przez które Bóstwo przyszło na ten świat, to Ona ofiarowała swe ciało i krew dla tajemnicy Wcielenia. Dlatego święty Józef był stróżem Jej czystości, był opiekunem Tej, która ofiarowała swe ciało dla dzieła Odkupienia.

Oczywiście wszystkie cnoty praktykowane być muszą w sposób właściwy i stosowny do okoliczności. Doprowadza nas to do kolejnej cnoty wspominanej w Litanii, czyli cnoty roztropności:

Józefie najroztropniejszy, módl się za nami!
Roztropność jest cnotą, pozwalająca na prawidłowy osąd w kwestii naszego postępowania w konkretnych okolicznościach. To dzięki tej cnocie, mającej swe źródło w intelekcie, dostrzega się różne możliwości, osądza okoliczności i znając cel, który należy osiągnąć, wybiera najodpowiedniejsze po temu środki. Jest to więc cnota wymagana zwłaszcza wśród przywódców, ponieważ to oni muszą decydować i kierować wszystko ku określonemu celowi.

Zauważmy, że roztropność nie polega po prostu na unikaniu trudności. Przeciwnie, człowiekiem roztropnym nie jest taki, który ich unika, ale taki, który z wyprzedzeniem przewiduje trudności i czyni co w jego mocy, by osiągnąć zamierzony cel.

Dla świętego Józefa celem tym było najtrudniejsze dzieło: zbawienie rodzaju ludzkiego przez Syna Bożego, będącego jego przybranym dzieckiem. Widzieliśmy w jego usiłowaniach wybitną roztropność, zwłaszcza w decyzji podjętej po poznaniu zbliżającego się macierzyństwa Najświętszej Dziewicy. Ta ludzka roztropność była niejako naturalną glebą, która umożliwiła rozkwit nadprzyrodzonej cnoty roztropności, tak że jedynym czego naprawdę brakowało świętemu Józefowi, była znajomość faktu Zwiastowania. Dlatego też poinformowany został o tym przez anioła, gdyż dzięki swej cnocie wysłużył sobie łaskę otrzymania wiadomości od samego Boga.

A jednak sama tylko wiedza na temat sytuacji i okoliczności, choć konieczna dla roztropności, nie wystarcza. Trzeba mieć również siłę konieczną dla realizacji najlepszego rozwiązania. W ten sposób dochodzimy do kolejnej cnoty:

Józefie najmężniejszy, módl się za nami!
Święty Józef był opiekunem i to najczystszym. Już to mówi wiele o jego wielkiej sile i męstwie. Zauważmy, że nie chodzi tu o siłę fizyczną, ale duchową. Siła mierzona jest nie tyle wielkością muskułów, co stałością i panowaniem nad sobą. Każdy może demonstrować siłę przez krótki czas, jednak prawdziwe męstwo nie jest działaniem czasowym, ale cierpliwym stosowaniem siły, aż do osiągnięcia zamierzonego celu.

I widzimy, że na końcu Zbawiciel mówi na Krzyżu: dokonało się. Misja została zakończona sukcesem, rodzaj ludzki został odkupiony. Wiemy jednak z Ewangelii, że Chrystus Pan nie mógłby umrzeć na Krzyżu ani zbawić ludzkości, gdyby święty Józef nie uratował Go wpierw przed prześladowaniem ze strony króla Heroda.

Ta siła i męstwo świętego Józefa wynikają zwłaszcza z faktu, że był on posłuszny. Bóg powiedział do niego: uchodź do Egiptu, i Józef wyjechał. Bóg powiedział: nie lękaj się wziąć Maryi jako twojej małżonki, i Józef przyjął Ją do swego domu. Józef jest pod każdym względem człowiekiem posłuszeństwa i to posłuszeństwo czyni jego siłę Boską, gdyż nakazy te pochodzą od Bożej woli. Zwracamy się więc do świętego Józefa:

Józefie najposłuszniejszy, módl się za nami!
Na koniec, jako konkluzja, dochodzimy do cnoty, będącej niejako streszczeniem wszystkich poprzednich: do wierności.

Wierność oznacza przede wszystkim dotrzymywanie słowa, bycie wiernym obietnicy. I jest to element cnoty sprawiedliwości. To właśnie ta wierność Najświętszej Dziewicy oraz Jej powołaniu uczyniła Józefa najczystszym. Wierność swym obowiązkom i troska o ich wypełnianie w sposób właściwy uczyniły go roztropnym. Wierność ta manifestowana była przez jego siłę, przez fakt, że był zawsze obecny jako opiekun Matki Bożej i Chrystusa Pana. Nawet jego posłuszeństwo jest jedynie echem jego wierności, wierności będącej w pewnym sensie echem Bożego posłuszeństwa wobec swej własnej obietnicy.

Widzimy więc, że wszystkie te cnoty zawrzeć można w wierności i rozumiemy, dlaczego powinniśmy prosić świętego Józefa zwłaszcza o wierność. Jeśli pozostaniemy wierni naszym obowiązkom stanu, wszystkie inne cnoty pojawią się w sposób naturalny. Jeśli pozostaniemy wierni naszym słowom, konsekwencją tego będą uczynki. Zakończmy wiec tę konferencję gorąca prośbą skierowaną do świętego Józefa:

Józefie najwierniejszy, módl się za nami!

sobota, 27 marca 2010

o Litaniach do św. Józefa - 4

Przeczysty Stróżu Dziewicy, módl się za nami! 
Zwróćmy uwagę, że urząd stróża wspomniany jest wraz z dziewictwem Najświętszej Maryi Panny. Głównym zadaniem świętego Józefa była ochrona Jej czystości, samemu również pozostając w najwyższym stopniu czystym, jak o tym później nadmienia Litania.

Samo słowo oznaczające po łacinie czystość, castitas, pochodzi od łacińskiego castra, co oznacza fortecę lub obóz warowny, chroniący swych mieszkańców od wszelkich niebezpieczeństw. Dla starożytnych w cnocie czystości było zawsze coś męskiego. Była skutkiem siły, a nie słabości. Przeciwnie, człowiek, który nie potrafi zachować czystości jest słaby, gdyż nie umie panować nad sobą samym.

Święty Tomasz uczy nas, że grzech pierworodny przechodzi poprzez zrodzenie. Innymi słowy, otrzymujemy go razem z ciałem od naszych rodziców. Od samego momentu naszego poczęcia nasze ciało podlega konsekwencjom grzechu pierworodnego, czyli pożądliwościom, cierpieniom i ostatecznie śmierci. Z tego właśnie powodu Najświętsza Maryja Panna zachowana została od grzechu od samego momentu poczęcia przez łaskę czy też przywilej, który nazywamy Niepokalanym Poczęciem. Narodziła się jednak na ten świat, dogłębnie skażony przez grzech pierworodny. Nie narodziła się w izolacji od reszty ludzkości, przeciwnie, była w pełnym znaczeniu jej członkiem. Tak więc choć sama wolna była od grzechu, otoczona była przez grzeszników.

Pozostawanie w kontakcie z grzesznikami oznaczało dla Maryi nie tylko wielkie cierpienie, ale i wielkie niebezpieczeństwo. Choć urodziła się wolna od grzechu, była wciąż istotą ludzką, istotą ludzką obdarzoną wolną wolą. Jak Ewa stworzona została w stanie łaski, wiemy jednak, że Ewa, nawet w raju, była w stanie popełnić grzech. Również Najświętsza Maryja Panna poczęta została w stanie łaski, nie miała jednak żyć w raju, ale na świecie zaćmionym przez grzech i błąd. Jeśli jedno drzewo wystarczyło, by skłonić do grzechu Ewę, możemy sobie jedynie wyobrażać, jak wiele okazji do okazywania nieposłuszeństwa prawu Bożemu miała Maryja.

A jednak Najświętsza Maryja Panna pozostałą wierna przez całe swe życie. Już w swej młodości była ofiarowana do świątyni, co wspominamy w kalendarzu liturgicznym dwudziestego pierwszego listopada. Tak więc od swej młodości żyła w bliskości Boga. Jednak w momencie Zwiastowania była już zaręczona z Józefem i to on jako pierwszy zapewniał Jej ochronę, zachowując nieskazitelną i nieskalaną przez ten świat. To, co mury świątyni zapewniały w jej najmłodszych latach, zastąpiły siła i czujność świętego Józefa. Był on fortecą otaczającą Arkę Przymierza, to on chronił Dom Złoty.

Ten obowiązek, który wziął na siebie święty Józef, by opiekować się młodą Dziewicą Maryją, był być może największym przywilejem, a równocześnie Jego największym krzyżem. Z pewnością jednym z głównych powodów jego cierpienia stała się sytuacja, gdy Najświętsza Maryja Panna powróciła od swej kuzynki Elżbiety, a wszyscy mogli już dostrzec u Niej oznaki bliskiego macierzyństwa. Jak wielkie cierpienia duszy musiał przechodzić, myśląc że zawiódł w swej misji, a jednak widząc w Jej oczach tę samą czystość, jaką pamiętał od zawsze. Jakaż to męka serca i uczuć, wiedzieć w sercu, że jest Ona czysta, a równocześnie widzieć, że rzeczywistość wydaje się w sposób tak wyraźny temu przeczyć. W tym epizodzie widzimy również wewnętrzną agonię świętego Józefa, nie tylko na poziomie uczuć, ale nawet zwątpienie w swe powołanie, w to czy był wierny swej misji chronienia czystości Najświętszej Dziewicy.

I jak już widzieliśmy, rozwiązanie jakie znalazł święty Józef, ludzkie rozwiązanie, nadal świadczy o jego pragnieniu opieki nad Maryją. Pomimo rzekomego grzechu, nadal chce Jej bronić przed niebezpieczeństwem. Zamiast Ją potępić i skazać na ukamienowanie, jak nakazywało prawo, decyduje się dyskretnie Ją odesłać. Próbuje chronić Jej reputację, nawet wówczas gdy Ją odprawia. Wszystko to świadczy o jego znakomitych kwalifikacjach jako stróża, jako tego, który strzeże rzeczy mu powierzonej, pomimo wszelkich cierpień, jakie może to na niego ściągnąć.

Kolejne dwie inwokacje również stanowią logiczną parę, uzupełniającą dwie poprzednie. Po tym, jak widzieliśmy świętego Józefa jako małżonka Matki Bożej, jako stróża Dziewicy, teraz widzimy go w jego relacji z jej Synem, naszym Panem Jezusem Chrystusem. Naturalną konsekwencją tego, że Józef jest małżonkiem Matki Bożej, jest fakt, ze jest również przybranym ojcem, czy też żywicielem Syna Bożego, dlatego mówimy:

Żywicielu Syna Bożego, módl się za nami!


Zauważmy, że Litania nazywa go przybranym ojcem. Choć oczywiście nie był on naturalnym ojcem Syna Bożego, niemniej jednak był Jego prawdziwym ojcem. Oznacza to, że posiadał pełnię władzy ojcowskiej, choć w innym sensie. Był niejako ojcem duchowym, podobnie jak jest nim kapłan. Nie ma on dzieci zrodzonych, ale dzieci wedle ducha, poczęte w prawdzie, jak mówi święty Paweł (1 Kor).

Tak więc we wszystkim, co w Świętej Rodzinie dotyczy wychowania, to właśnie Józef był głównym odpowiedzialnym, a zarazem pierwszym wzorem dla Dzieciątka Jezus. To od świętego Józefa nauczył się Chrystus swego rzemiosła, czyli ciesielki. To święty Józef prowadził rodzinę do Jerozolimy na święta religijne. To z imieniem Józefa łączone będzie imię Zbawiciela od początku Jego publicznej misji, ludzie będą mówili: czyż to nie jest syn Józefa? Wszystko to pokazuje, że święty Józef wykonywał pełnię władzy ojcowskiej i spełniał obowiązki z tego wynikające.

Ponieważ jednak głównym obowiązkiem ojca jest nie tylko uczyć i kierować, ale też bronić, Litania czyni wzmiankę o tej jego godności mówiąc:

Troskliwy Obrońco Chrystusa, módl się za nami!


Zauważmy w tym miejscu, że napotykamy tu słowo „Troskliwy” czyli ‚diligent’, co oznacza, że święty Józef wcale nie był starym i wyczerpanym człowiekiem, ale mężczyzną w pełni sił, energicznym, który pracował i wypełniał efektywnie swe obowiązki. Pilność implikuje nie tylko akceptację obowiązków, ale też wolę ich doskonałego wypełniania.

Ważne jest, byśmy zawsze starali się to naśladować. Bardzo często myślimy o naszych obowiązkach stanu jako o czymś, co trzeba wycierpieć, o czymś, co trzeba zrobić, choć niechętnie. Przeciwnie, nasze obowiązki stanu powinny być czymś, co lubimy robić, czymś, co traktujemy poważnie, czymś co staramy się wykonać w sposób możliwie doskonały. Istnieje bardzo mądre powiedzenie, że by być szczęśliwym nie powinno się robić tego, co lubią inni, ale powinno się lubić to, co się robi.

Wypełnianie obowiązków stanu jest najszybszą drogą do szczęścia, ponieważ są one tym, co wyznaczył nam sam Bóg. Bóg w swej Opatrzności wyznaczył każdemu z nas konkretne miejsce, konkretne zadanie. Bóg zawsze pragnie dobra dla całego rodzaju ludzkiego, ale również dla każdej poszczególnej osoby, na tyle na ile to możliwe i na tyle, na ile współpracujemy w tym Bożym planie. Tak więc konkretne obowiązki, jakie mamy, nasze powołanie są tym, co prowadzi nas do szczęścia najszybciej i najskuteczniej. Musimy jednak współpracować z tym planem, a nie działać przeciwko niemu.

To właśnie tę współpracę z planem Bożej Opatrzności nazwać możemy troskliwością, czy też pilnością, polegającą na dostosowywaniu naszej woli do woli wszechmocnego Boga. Jak mówi święty Paweł „Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam?”. Jeśli czynimy wolę Bożą, mamy gwarancję powodzenia i szczęścia – tak więc jedyną rzeczą, której nam niekiedy brak, jest ta pilność. Módlmy się więc o nią do świętego Józefa!

Następnie widzimy w Litanii, w ostatnim z pięciu tworzących tę grupę wezwań, inwokację streszczającą je wszystkie:

Głowo Najświętszej Rodziny, módl się za nami!
Ponieważ jest on małżonkiem a również przybranym ojcem, święty Józef jest głową Świętej Rodziny. Jest to sama w sobie głęboka tajemnica.

Chrystus, posiadając Boską naturę w całej jej pełni, ma wszelkie prawa do tytułu króla. Jest Stwórcą wszechrzeczy i bez Niego nic się nie stało, jak to czytamy podczas ostatniej Ewangelii w czasie Mszy. Boski atrybut mądrości właściwy jest dla drugiej Osoby Trójcy Przenajświętszej. Bóg rozporządza wszystkimi rzeczami wedle swej Mądrości, jak to czytamy w Księdze Mądrości (Sap 8,1). Tak jak wszystko zostało stworzone przez Słowo (J 1), tak również rządy nad wszechświatem dokonują się przez mądrość Bożą, przez naszego Pana Jezusa Chrystusa.

Zbawiciel jest królem również na prawie zdobywcy. Innymi słowy, Chrystus Pan umarł na Krzyżu, by wybawić nas od ogni piekielnych. Wszyscy rodzimy się w stanie grzechu pierworodnego, jako niewolnicy diabła, oddzieleni od Boga. Rodzimy się jako jeńcy sił ciemności. Pan Jezus przyszedł, by wyzwolić nas z tej niewoli, by nas wykupić. Ceną okupu było Jego własne Ciało i Krew, które ofiarował na Krzyżu za nasze zbawienie. Ten tytuł królewski ma bardziej głęboki sens, ponieważ jego konsekwencją są nie tylko zewnętrzne rządy nad naszymi czynami, ale też samo życie, którym obdarowuje nas poprzez tę godność królewską. Chrystus może domagać się od nas posłuszeństwa na mocy Boskiego Prawa, zwłaszcza w tym, co dotyczy naszych zewnętrznych aktów, jednak przez Prawo Zdobywcy udziela nam swej łaski, swego własnego wewnętrznego życia. To poprzez łaskę Królestwo Boże rozszerza swe panowanie nas sprawiedliwymi.

W podobny sposób Najświętsza Maryja Panna jest królową; z natury i na mocy prawa zdobywcy. Otrzymała najwyższą z możliwych dla stworzeń godności: jest Matką Boga. Już z racji tego tytułu znajduje się ponad wszystkimi innymi stworzeniami. Dała Zbawicielowi swe własne ciało i krew. To Ona dała Bogu-Człowiekowi Jego ludzką naturę. Tak więc z prawa natury ma ona szczególną rolę w rządach nad wszechświatem. Jej miejsce w planie zbawienia jest absolutnie wyjątkowe.

Najświętsza Maryja Panna w pełni współpracowała w powierzonej Jej misji. Również Ona, u stóp Krzyża, ofiarowała Chrystusa Pana za zbawienie rodzaju ludzkiego. W sposób, który nazywamy „de cognuro” wysłużyła łaski dla całej ludzkości. Jest Pośredniczką Wszelkich Łask nie tylko dlatego, że była Matką Boga, ale również dlatego, że jest Matką Bolesną. Również w jej przypadku godność królowej należy się Jej na prawie zwycięzcy.

Doprowadza nas to ostatecznie do świętego Józefa. Jaka to wielka tajemnica: Król i Królowa nieba i ziemi podporządkowani byli zwykłemu człowiekowi. Święty Józef, choć znacznie niższy wedle natury i łaski od Zbawiciela i Jego Matki, był jednak głową Najświętszej Rodziny. To naprawdę niezwykłe, gdy się o tym pomyśli. Jak to możliwe, że święty Józef mógł rozkazywać Stwórcy wszechrzeczy i Jego Matce?

Jest tylko jedna cnota, która to umożliwiała: cnota pokory. To cnota pokory sprawiła, że święty Józef mógł wydawać polecenia nawet samemu Bogu. Często myślimy o cnocie pokory jako o czymś dla ludzi słabych, dla ludzi bez charakteru, którzy wolą, by mówiono im co mają robić, niż zadecydować o tym samodzielnie. To nie tak. Pokora polega przede wszystkim na prawdziwym poznaniu samego siebie i prawdziwym poznaniu Boga. To prawda, cnota pokory musi często walczyć z miłością własną i jej przejawami. Pokora rozumie jednak również obowiązki stanu. Obowiązki stanu są po prostu wolą Bożą objawioną względem nas.

Tak więc święty Józef, wiedząc doskonale, że jest niższy godnością i łaską, nie wahał się wydawać poleceń nawet Dzieciątku Jezus. W Piśmie Świętym zauważycie, że to do Józefa przemawia Bóg, a nie do Najświętszej Maryi Panny, nakazując: uchodź do Egiptu. To Józef decyduje o osiedleniu się w Nazarecie. Na początku swej działalności Zbawiciel nazywany jest synem Jozefa. Wszystko to świadczy o władzy wykonywanej przez niego w Świętej Rodzinie.

Tak więc to pokora uczyniła świętego Józefa silnym. Dla niego to, że miał stać się przybranym ojcem Dzieciątka Jezus było po prostu wypełnianiem woli Boga. To pokora uczyniła świętego Józefa posłusznym wobec wszystkich nakazów Opatrzności.

Bóg pragnie panować poprzez nasze ręce, przez nasze modlitwy i nasze ofiary. Jakie to nadzwyczajne. W żywocie świętej Teresy z Avila czytamy, że jedna jedyna jej modlitwa przyczyniła się do nawrócenia pięćdziesięciu tysięcy protestantów. Widzimy zdumiewającą owocność apostolatu świętego Franciszka Salezego- miliony dusz po dziś dzień odnoszą korzyści z jego wpływu. A z czego to wszystko wynikało? Właśnie z głębokiego przywiązania do woli Bożej. Nikt nie prześcignie Boga w hojności. Gdy Bóg widzi duszę, która jest całkowicie posłuszna Jego woli, sam Bóg, jeśli możemy tak powiedzieć, staje się również posłuszny duszy. Bóg pragnie panować na tym świecie poprzez świętych, poprzez swych kapłanów, przez wszystkich, którzy uczestniczą w Jego życiu poprzez łaskę.

Dlatego właśnie święty Józef jest opiekunem Świętej Matki Kościoła. Nie jest patronem Kościoła ze względu na swą naturalną godność. Nie, jest tak ze względu na jego stanowczą wolę wykonywania swych obowiązków stanu. Czyniąc to, sprawował władzę nad Świętą Rodziną. Jezus i Maryja byli mu poddani w wyniku jego posłuszeństwa obowiązkom stanu.

o Litaniach do św. Józefa - 3

W trakcie dwóch poprzednich konferencji przyjrzeliśmy się temu, co moglibyśmy nazwać modlitwami przygotowawczymi Litanii do świętego Józefa. Po zwróceniu się do Boga z prośbą o właściwą dyspozycję, poprosiwszy o Jego miłosierdzie i postawiwszy się w Jego obecności, zwracamy się wpierw do Trójcy Przenajświętszej. Dziś natomiast przyjrzymy się temu, co moglibyśmy nazwać właściwą Litanią. A pierwszą inwokacją jest, co zaskakujące, wezwanie skierowane nie do świętego Józefa, ale do Najświętszej Maryi Panny.

Święta Maryjo, módl się za nami

Mogłoby się wydawać dziwne, że w Litanii do świętego Józefa zwracamy się najpierw do Matki Bożej. W rzeczywistości jednak nic bardziej logicznego. Godność i powołanie świętego Józefa jest dogłębnie związane z powołaniem Najświętszej Maryi Panny i nie sposób go od niego oddzielić. Święty Józef powołany został nie do fizycznego ojcostwa, ale do duchowego. Głównym celem zaślubin Najświętszej Dziewicy z Józefem była opieka nad Nią oraz nad Dzieciątkiem Jezus. Święty Józef został powołany, by stać się głową Świętej Rodziny.

Najbardziej poruszającym faktem w tajemnicy Świętej Rodziny było to, że jedynie święty Józef znał z doświadczenia stan grzechu pierworodnego. Najświętsza Maryja Panna jest Niepokalanie Poczęta, poczęta bez zmazy grzechu pierworodnego a więc i bez jego konsekwencji, czyli bez pożądliwości. Chrystus Pan był poczęty w sposób cudowny, biorąc ciało z bezgrzesznego ciała swej Matki. Jednak święty Józef nie cieszył się takim przywilejem, dla niego grzech pierworodny i jego konsekwencje były czymś realnym, były obiektem walki. Nie sposób przecenić zasług świętego Józefa. Dla Matki Bożej i Chrystusa Pana posłuszeństwo względem Dekalogu było z pewnością zasługujące, nie napotykali jednak na takie trudności, jakie miał święty Józef. Co więcej, wielu świętobliwych autorów twierdzi, że święty Józef nigdy nie popełnił żadnego grzechu powszedniego, tak wielka była jego wierność Bogu i tak doskonała jego współpraca z Bożą łaską.

W pewien sposób święty Józef powołany był do tego, by naprawić część grzechu Adama, grzechu pierwszego ojca rodzaju ludzkiego. Wiecie, że wszelki grzech wszedł na świat przez grzech Ewy, która zwiedziona została przez diabła i okazała się nieposłuszna nakazowi Boga. Jednakże, nawet po upadku Ewy, rodzaju ludzki mógł zachować łaskę, gdyby nie upadek Adama. Adam wciąż jeszcze posiadał doskonałość natury oraz łaskę uświęcającą. Jednak Adam wybrał swą grzeszną żonę, a nie posłuszeństwo prawu Bożemu.

Podobna pokusa istnieje w życiu świętego Józefa, podczas powrotu Najświętszej Maryi Panny od Jej kuzynki Elżbiety. Kilka miesięcy wcześniej miało miejsce Zwiastowanie, i do tego czasu zewnętrzne oznaki bliskiego macierzyństwa stały się już dla wszystkich widoczne. Wyobraźcie sobie mękę sumienia świętego Józefa. Znał dobrze prawo Boże: cudzołóstwo musi być ukarane śmiercią. Wie też jednak, że Najświętsza Maryja Panna nigdy nie mogłaby zgrzeszyć. Wiedział z pewnością o Jej ślubie czystości i znał Jej cnotę. Jednego jednak był pewien – że to nie on był ojcem mającego się narodzić Dziecka. Maryja w swej pokorze nigdy nie odważyłaby się wyznać, że jest Matką Boga, jednak jak każda kobieta, pragnęła z pewnością być zrozumiana, zanim powierzyła się opiece świętego Józefa. Nie mogła jednak być pewna, czy zostanie zrozumiana, tak wielka była ta tajemnica. Tak więc święty Józef cierpiał męki wątpliwości i niepewności, w pewien sposób rozdarty pokusą pomiędzy prawem Bożym, a swą żoną.

Rozwiązanie, jakie znalazł święty Józef, nosi wszelkie znamiona wielkiej roztropności i świadczy o jego zmyśle sprawiedliwości. Chce odesłać Maryję, odmówić jej przyjęcia, jak to było jego obowiązkiem, jednak po cichu, aby ochronić Jej dobre imię. Podczas gdy Adam zgrzeszył akceptując grzech swej żony, święty Józef odrzuca nawet pozorny grzech kobiety, którą zna jako cnotliwą. Adam kochał rzeczy tego świata i przez umiłowanie rzeczy tego świata cały rodzaj ludzki rodzi się w stanie grzechu pierworodnego, daleki od Boga. Jednak święty Józef wolał prawo Boże od najpiękniejszego ze wszystkich stworzeń: Najświętszej Maryi Panny. Nawet najpiękniejsze i najczystsze spośród stworzeń nie było w stanie odwieść świętego Józefa od posłuszeństwa prawu Bożemu. Tak więc zbawienie rodzaju ludzkiego stało się możliwe, czy też raczej zostało ochronione i  zabezpieczone, przez świętego Józefa.

Dlatego właśnie zwracając się na początku litanii do Matki Bożej, wspominamy tę właśnie godność świętego Józefa, po czym mówimy:

Święty Józefie, módl się za nami!

Święty Józef, jak widzimy, jest tak wielkim świętym dzięki swemu powołaniu,  by chronić i otaczać opieką dzieło Wcielenia. Na wiele sposobów zajął on miejsce naszego praojca Adama, poprzez wypełnianie funkcji ojca w tym zakresie, w którym Adam tego zaniedbał.

Jest jednak inna jeszcze funkcja, którą musimy przypisać świętemu Józefowi. Proroctwa Starego testamentu zapowiadały, że Zbawiciel miał się narodzić z domu Dawida. Mesjasz obiecany został Abrahamowi, a obietnica ta przeszła następnie na Izaaka a potem Jakuba, oraz na długi szereg synów, ponieważ genealogia uwzględnia jedynie linie męską. Podczas gdy u Żydów to matka – czyli porządek krwi -  jest  gwarancją pochodzenia, to jednak wedle prawa to ojciec przekazywał obietnicę jako spuściznę.

Obie genealogie Pana Jezusa przytoczone przez Ewangelie dotyczą przodków świętego Józefa. Poprzez małżeństwo Józef stawał się legalnym ojcem Chrystusa Pana, nawet jeśli nie był Jego fizycznym ojcem. Interesujące są pewne różnice w genealogii podanej przez świętego Łukasza i świętego Mateusza. Nie będziemy się w tym miejscu rozwodzić szczegółowo na ten temat, na pierwszy rzut oka jednak widzimy, że rodowód podany przez świętego Mateusza jest znacznie krótszy od listy przodków podanej przez świętego Łukasza. Powód tego jest prosty, święty Mateusz pomija pewną liczbę przodków, wymieniając po prostu najważniejszych spośród nich. Święty Łukasz natomiast podaje listę bardziej kompletną.

Inna jeszcze różnica polega na tym, że święty Mateusz wywodzi rodowód świętego Józefa przez Salomona, a święty Łukasz poprzez Natana. Powód tego jest taki, że święty Józef połączył w swej osobie dwie rodziny z domu Dawida poprzez fakt, że jego przodek Heli zmarł bezdzietnie, a wdowa po nim, wedle przepisów prawa, poślubiła jego brata Jakuba. Dlatego Józef był wedle ciała synem Jakuba, jednak legalnym synem Helego.

Powstaje jednak ciekawe pytanie: skąd wiemy, że Chrystus Pan był fizycznym potomkiem  Dawida? Z genealogii Józefa widzimy, że Zbawiciel miał legalny tytuł do nazywania się Synem Dawida, czy był jednak jego potomkiem według ciała? Wiemy, że musi to być prawdą, gdyż Pismo Święte jest w tym punkcie bardzo jasne, wiemy to jednak przez dedukcję. Po pierwsze według prawa Starego Testamentu, zawartego w Księdze Liczb  rozdział 36 (6,12) jedyna córka musiała poślubić mężczyznę z własnego rodu „aby dziedzictwo zostało w domach”. Tak więc, logicznie rzecz biorąc, skoro Józef pochodził z domu Dawida, Maryja również musiała do niego należeć, ponieważ była jedyną córką Anny i Joachima.

Co więcej, z Tradycji wiemy, zwłaszcza z pism świętego Jana Damasceńskiego (de Fide Orth. , IV 14), że babka Najświętszej Maryi Panny – Barpanther, była kuzynką Helego, tego samego Helego, który zmarł bezpotomnie i wdowa po którym poślubiła Jakuba, ojca Józefa. Tak więc ojciec Najświętszej Dziewicy, Joachim, był kuzynem Józefa poprzez prawo, choć nie przez więzy krwi, jako lewiracki syn Helego. Pokazuje to, że również Najświętsza Maryja Panna pochodziła od Dawida, poprzez Natana.
Od przyjścia Zbawiciela, który jest błogosławieństwem obiecanym Abrahamowi, a w którym błogosławione są wszystkie narody, fizyczne i legalne pochodzenie nie mają już znaczenia, ponieważ proroctwo się wypełniło. Kwestie te wydają się więc nam nieistotne i niekiedy trywialne. W rzeczywistości są jednak dość ważne, w innym bowiem przypadku Pismo Święte nie byłoby prawdomówne, a sam Chrystus mógłby nie być Mesjaszem obiecanym Dawidowi i Patriarchom.  Widzimy jednak, że pewność wypełnienia tych obietnic daje właśnie pochodzenie świętego Józefa. Nie powinno więc dziwić, że w kolejnym wezwaniu zwracamy się do niego:

Przesławny potomku Dawida, módl się za nami!

W następnym wezwaniu skierowanym do świętego Józefa odnosimy się do tej samej tajemnicy, dlatego też znajdują się one obok siebie:

Światło Patriarchów, módl się za nami!

Święty Józef nazywany jest Światłem Patriarchów, ponieważ w pewnym sensie pełni on rolę proroka, czyli światła dla ludu Izraela.

Chrystus Pan jest wypełnieniem wszystkich proroctw, oraz równocześnie największym ze wszystkich proroków. Wielokrotnie w przeszłości Bóg przemawiał przez proroków, aby przekazań nam naukę konieczną do zbawienia. Prorokiem, z definicji, jest ten, kto mówi rzeczy Boże. Często prorocy jako znak swej Boskiej misji przepowiadali przyszłość – ponieważ jest ona znana jedynie Bogu. Wszyscy oni przemawiali jednak jedynie jako narzędzia Boga, by dać nam Jego prawdziwe poznanie.

Jednak w pełni czasów sam Bóg przyszedł i zamieszkał pośród nas. Bóg przemawia osobiście w Osobie naszego Pana Jezusa Chrystusa. Nie kieruje już słów do swych sług, którzy przemawiają później w Jego imieniu, ale przybiera ludzką naturę i przemawia do nas własnymi ustami. Zbawiciel mówi do nas bezpośrednio, aby przekazać nam pełnię prawa, aby obdarzyć nas życiem samego Boga.

A jednak to od świętego Józefa uczył się Pan Jezus posłuszeństwa prawu Bożemu. To święty Józef był odpowiedzialny, jako głowa rodziny, za to, by prawo to przestrzegane było w jego domu. Chrystus Pan musiał uczyć się przestrzegania dni świętych i to święty Józef wprowadził Go do przedsionka świątyni. Święty Józef uczył samego Boga Jego własnego prawa. Jakaż to głęboka tajemnica!  Święty Józef był na pewien sposób największym spośród proroków. Inni prorocy przepowiadali przyjście Chrystusa i przygotowywali naród wybrany do wiary w Tego, którego posłać miał Bóg. Ale święty Józef przekazał prawo Boże Jego Jednorodzonemu Synowi. Podczas, gdy inni prorocy przygotowywali naród wybrany na przyjście Mesjasza, święty Józef, jako głowa Świętej Rodziny, przygotowywał samego Mesjasza do Jego misji.

Zarówno katechizm jak i filozofia uczą nas, że wszystkie rzeczy stworzone odzwierciedlają w pewien sposób rozliczne przymioty Boga. Dlatego właśnie Pan Jezus posługuje się rzeczami tego świata, używając wyobrażeń i przykładów ze świata materialnego, by uczyć nas o Królestwie Niebieskim. Jednak najbardziej poruszającymi przypowieściami Zbawiciela są te, które ukazują miłość ojca do swych dzieci: przypowieść o synu marnotrawnym, przypowieść o ojcu wyprawiającym gody swemu synowi, o ojcu, który daje swym dzieciom wszystko, o co go proszą, etc… Wyobraźmy więc sobie wrażenie, jakie musiał robić święty Józef na Dzieciątku Jezus. Siła i mądrość świętego Józefa są być może najlepszym odzwierciedleniem przymiotów wiecznego Ojca. Gdy Zbawiciel uczył swych Apostołów najwspanialszej ze wszystkich modlitw, „Ojcze nasz”, z pewnością miał również w pełnej szacunku pamięci tego, który był Jego ziemskim opiekunem i ojcem.

Kolejnych pięć - tworzących rodzaj grupy - wezwań skierowanych  do świętego Józefa, uwypukla jego najważniejsze godności. Pierwsze dwa z nich określają godności w odniesieniu do Najświętszej Maryi Panny, ponieważ powołanie świętego Józefa wynika przede wszystkim z Jej powołania. Pierwsza z tych głównych godności  świętego Józefa polega na byciu Oblubieńcem Bogarodzicy.


Oblubieńcze Bogarodzicy, módl się za nami !


Powołanie świętego Józefa i wykonywanie przez niego ojcostwa jest ściśle związane z powołaniem Najświętszej Maryi Panny, Matki Bożej. Święty Józef był Jej mężem.

Moglibyśmy zadawać sobie pytanie: ile lat miał wówczas święty Józef? Czy był stary czy młody? Na wielu wyobrażeniach widzimy go jako starego człowieka z siwą brodą, co ma zapewne sugerować, że starszy wiek chroni w jakiś sposób dziewictwo lepiej, niż młodość. Zapominamy, że na przykład w historii o Zuzannie (Dan 13), ludzie starzy mogą mieć nieczyste pragnienia podobnie jak młodzi.

Trudno byłoby wyobrazić sobie, że Bóg miałby połączyć młodą dziewczynę w wieku piętnastu lub szesnastu lat ze starcem. Jeśli u stóp Krzyża Zbawiciel powierzył swą Matkę opiece młodzieńca, dlaczego przy żłóbku miałby postawić przy Niej starca?

Częstokroć to miłość kobiety determinuje sposób w jaki kocha mężczyzna. Lubimy ukazywać Matkę Bożą jako inspirację do praktykowania cnoty czystości wśród młodych. Czy nie byłoby logiczne, gdyby otoczyła Ona Józefa, pierwszego młodego mężczyznę, jakiego poznała, swym wpływem? Nie pomniejszyła swej miłości, ale wzniosła ją na wyższy poziom. Uczyniła ze świętego Józefa swą pierwszą zdobycz – był on prawdziwym mężczyzną, a nie jedynie zniedołężniałym opiekunem.

W jaki jednak sposób święty Józef zdobył serce najświętszej Maryi Panny? Przede wszystkim był sprawiedliwy. Daleki był od tego, by być niezdolnym do miłości, przeciwnie był w stanie kochać, i to kochać intensywnie. Był pracowity. Nie odzywa się prawie wcale, ale z energią robi to, co do niego należy. Chce czynić wolę Boga, za wszelką cenę, nawet za cenę odesłania najpiękniejszej kobiety świata. Nie wierzył w lenistwo. Bóg mów: udaj się do Egiptu, i Józef to czyni. Całe swoje życie poświęcił trosce o dobro swej rodziny.

Innymi słowy, święty Józef rozumiał znaczenie ofiary. I tym właśnie zdobył serce Najświętszej Maryi Panny – Niepokalane Serce. To właśnie dzięki swemu umiłowaniu ofiary święty Józef otrzymał za małżonkę Matkę Boga.

Był mężem, jednak godność tę otrzymał przede wszystkim dla konkretnego celu: by opiekować się i bronić. Dlatego też kolejnym wezwaniem jest:

Przeczysty Stróżu Dziewicy, módl się za nami!

Co to będzie przedmiotem następnego wykładu.

piątek, 26 marca 2010

o Litaniach do św. Józefa - 2

Podczas ostatniej konferencji pokazaliśmy, że Litania do świętego Józefa rozpoczyna się w taki sposób, w jaki zaczyna się każda dobra modlitwa – od prośby o miłosierdzie i postawienia się w obecności Bożej. Dzisiaj przyjrzymy się pierwszym prośbom Litanii i wyjaśnimy, co oznaczają.

Ojcze z nieba, Boże, zmiłuj się nad nami 

Podobnie jak w Kyrie eleison, prosimy Boga o miłosierdzie – prosimy o nie każdą z trzech Osób Trójcy Przenajświętszej. Obecnie jednak wymieniamy Je z imienia.

„Ojcze z nieba, Boże”. Jak pamiętacie - w modlitwie „Ojcze nasz”, którą odmawiamy każdego dnia, mówimy: „któryś jest w niebie”. Bóg jest wszędzie, jednak w specjalny sposób jest właśnie w niebie. Niebo jest miejscem, gdzie Bóg mieszka z aniołami i gdzie wszyscy dobrzy ludzie trafią po śmierci. Jest to miejsce, w którym Bóg rządzi niepodzielnie, gdzie wszystko jest doskonałe, gdzie nie ma smutku ani śmierci, ale jedynie wieczna i nie kończąca się nigdy szczęśliwość. Mamy nadzieję trafić tam pewnego dnia, by być szczęśliwymi tak, jak szczęśliwy jest Bóg, przez całą wieczność.

Jednak obraziliśmy Boga i musimy prosić Go o miłosierdzie – stąd w tej części Litanii odpowiadamy: „zmiłuj się nad nami”. Możemy być pewni, że uzyskamy to przebaczenie, ponieważ Bóg jest naszym Ojcem. Ojciec kocha swoje dzieci, więc zawsze skłonny jest do przebaczenia, kiedy go one o nie proszą. Bóg jest doskonale sprawiedliwy i nigdy nie może pragnąć grzechu – ale jest też nieskończenie miłosierny i chce nam przebaczać, podobnie jak nasi ziemscy ojcowie gniewają się, kiedy zrobimy coś złego, ale szybko nam to zapominają, jeśli okazujemy skruchę.

Bóg jest naszym Ojcem, ponieważ nas stworzył. Stworzył nas, ponieważ chciał, abyśmy byli szczęśliwi razem z Nim we wieczności. Co jednak stało się na samym początku? Pierwsi rodzice okazali Bogu nieposłuszeństwo i wpadli w grzech. Ewa zwątpiła w dobroć Boga i nie posłuchała Bożego zakazu. Była dumna, uważała, że wie lepiej niż Bóg, co jest dla niej dobre. Jak straszne mogą być konsekwencje braku zaufania do Boga! Bóg dał jej wszystko – zdrowie, piękno, stan łaski – i obiecał jej miejsce w niebie, jeśli tylko będzie posłuszna. Ale ona się zbuntowała.

Co gorsza, wciągnęła w grzech również Adama. Przez swoje nieposłuszeństwo Ewa zasłużyła na śmierć, ponieważ odmówiła uczynienia tego, czego wymagał od niej Bóg, by mogła żyć wiecznie. Tylko ona sama musiałaby to cierpieć, i być może Adam mógłby uczynić coś, by pomóc jej wydostać się z tego nieszczęsnego położenia. Ale niestety, zachęciła ona również Adama do nieposłuszeństwa wobec prawa Bożego. Widzicie, Adam kochał Ewę tak bardzo, że nie mógł sobie wyobrazić życia bez niej. Ewa powinna być mu pomocą, ale zamiast tego ostatecznie wyrządziła mu krzywdę.

Bardzo ważne jest by pamiętać, że nasze czyny nie dotyczą jedynie nas samych, ale często wpływają we wielkim stopniu na naszych bliskich i przyjaciół. Ludzie, którzy nas kochają, mogą zacząć robić złe rzeczy, jeśli my, swoim postępowaniem, będziemy dawali im zły przykład. Musimy starać się pomagać tym, których kochamy, a nie szkodzić im tak, jak Ewa zaszkodziła Adamowi.

Cały rodzaj ludzki – wszyscy ludzie – ucierpieli z powodu nieposłuszeństwa Ewy i grzech Adama. Również w waszych rodzinach możecie spowodować, że wszyscy cierpieć będą przez wasze nieposłuszeństwo. Jakie to przygnębiające, na przykład, widzieć dzieci, które nie słuchają swych rodziców! Nie tylko doprowadza to rodziców do złości i gniewu, ale też daje zły przykład innym. I przeciwnie – jak wspaniale widzieć rodzinę, w której wszyscy usiłują pomagać sobie nawzajem, w której praktykowane jest posłuszeństwo! Jednak praktykowanie tego posłuszeństwa może być niekiedy trudne, stąd następne wezwanie Litanii:

Synu, Odkupicielu świata, Boże, zmiłuje się nad nami!

Pan Jezus jest Synem Boga i przyszedł na świat, by umrzeć na krzyżu z powodu naszych grzechów. Był posłuszny aż do śmierci i to śmierci krzyżowej! Adam okazał nieposłuszeństwo, natomiast Pan Jezus był posłuszny w sposób doskonały. Zbawiciel wynagrodził więc winę Adama, jest „Odkupicielem”, ponieważ zapłacił cenę konieczną dla naszego zbawienia. Zapłacił cenę za wszystkich ludzi, dlatego mówimy „Odkupicielu świata”.

Pan Jezus zapłacił cenę za wszystkich i wszystkim ofiaruje swoją łaskę. Potrzebujemy łaski, aby dostać się do nieba, ponieważ to właśnie ona oczyszcza nas z naszych grzechów. Popełniwszy grzech, popadamy w duchową chorobę, a więc potrzebujemy nie tylko duchowego lekarza, ale i duchowych lekarstw. Lekarzem naszych dusz jest nasz Zbawiciel Jezus Chrystus. Mówi nam On, co mamy czynić, aby uratować nasze dusze od wiecznej śmierci. Duchowym lekarstwem, które daje nam Pan Jezus, jest Jego łaska, którą otrzymujemy w sakramentach – w sakramencie pokuty, w którym oczyszczamy się z naszych grzechów, a zwłaszcza w sakramencie Komunii św., w której otrzymujemy samego Pana Jezusa. Z powodu naszych grzechów jesteśmy bardzo słabi duchowo i potrzebujemy łaski Pana Jezusa, aby odzyskać pełnię duchowych sił.

Niestety, wielu ludzi nie chce czynić tego, co nakazuje im Pan Jezus, by mogli odzyskać duchowe zdrowie. Wielu nie zażywa lekarstw, które im On daje. W ten sposób ryzykują stan śmierci duchowej przez całą wieczność – czyli piekło. Jakie to przerażające, kiedy ktoś odmawia przyjęcia jedynego lekarstwa, które może ocalić jego zdrowie! Tak jednak postępuje dziś wielu ludzi – odrzucają Pana Jezusa, nie słuchają Go i nie chcą Jego łaski. Co za tragedia!

Możemy jednak zrobić coś, aby im pomóc – możemy modlić się o nawrócenie grzeszników. Prosimy, aby Pan Jezus w swym miłosierdziu udzielił im potrzebnych łask, aby mogli nawrócić się i uratować swoje dusze. Dlatego właśnie błagamy Zbawiciela w inwokacji: „Zmiłuj się nad nami!”.

Duch Święty, Boże, zmiłuj się nad nami!

W trzeciej inwokacji prosimy o miłosierdzie Ducha Świętego. Duch Święty jest trzecią Osobą Trójcy Przenajświętszej. Pan Jezus posłał nam Ducha Świętego, aby kierował Jego Kościołem. Ducha Świętego otrzymujemy w szczególny sposób w dniu naszego bierzmowania, kiedy daje nam On siłę do walki z pokusami tego świata. Jednak pomimo pomocy, jaką nam On daje, niekiedy zdarza nam się upaść, musimy więc również Jego prosić o miłosierdzie: zmiłuj się nad nami!

W kolejnej inwokacji błagamy o miłosierdzie całą Trójcę Przenajświętszą. Zwracaliśmy się już do wszystkich trzech Osób z osobna, teraz natomiast błagamy Je wszystkie razem. Jest to wielka tajemnica, tajemnica Trójcy Przenajświętszej. Powinniśmy zastanowić się przez chwilę nad tą tajemnicą, aby pogłębić naszą wiarę.

Bóg jest w trzech Osobach i każda z tych trzech Osób jest Bogiem. Jak to możliwe? Jest tylko jeden Bóg – to pewne – w jaki więc sposób może On być w trzech Osobach? Czy nie wydaje się to trochę sprzeczne? Przecież skoro Ojciec jest Bogiem, Syn jest Bogiem i Duch Święty jest Bogiem, czy nie powinniśmy mówić o trzech Bogach, a nie o jednym? Czy to nie dziwne? Nie, nie dziwne, ale nadprzyrodzone!

Jest tylko jeden Bóg. Bóg jest jedynym Bytem, który istnieje sam z siebie. Na przykład ja czy wy kiedyś nie istnieliśmy. Przyszliśmy na ten świat, zaczęliśmy istnieć od dnia naszego poczęcia. Również zwierzęta rodzą się, a potem, kiedy umierają, już więcej nie istnieją. Wszystko na tym świecie otrzymuje istnienie od czegoś innego, ponieważ natura tych bytów jest czymś odmiennym od ich istnienia. Jednak Bóg istniał zawsze i nie może przestać istnieć, ponieważ po prostu jest – jest On swoim własnym istnieniem. Bóg jest czystym Duchem, Duchem nieskończenie prostym.

My również jesteśmy istotami duchowymi, podobnie jak On, ponieważ posiadamy duszę. Co czyni nas istotami duchowymi? Możemy poznawać rzeczy oraz kochać – to właśnie potrafią istoty duchowe, a nie potrafią tego zwierzęta. Zwierzęta mogą czuć, mogą na przykład lubić dobre jedzenie, nie mogą jednak znać matematyki i filozofii – ani kochać w prawdziwym sensie tego słowa.

Co się dzieje, kiedy coś poznajemy? Na przykład patrzę na coś lub czytam książkę i w jakiś sposób to, co widzę, co czytam albo co słyszę, trafia do mojego umysłu. Umysł przyswaja sobie naturę danej rzeczy w takim stopniu, że mogę zamknąć oczy, zatkać uszy, zamknąć książkę, i w dalszym ciągu o tej rzeczy myśleć. Znajduje się ona w duchowy sposób w moim umyśle – nie w taki sam sposób, w jaki istnieje w rzeczywistości, niemniej jednak w nim jest. Posługujemy się tak zwanymi „pojęciami”, wyrażającymi rzecz, którą poznajemy, wyrażamy naszą wiedzę na jakiś temat za pomocą słów – podobnie jak słowa, które wypowiadam teraz do was – skąd one pochodzą? Najpierw poznaję coś, a następnie wyrażam to za pomocą słów i przekazuję wam, wy natomiast słuchając mnie, jesteście w stanie zrozumieć, co chcę wam powiedzieć i w ostateczności macie w waszych umysłach to samo pojęcie.

A co się dzieje, kiedy kochamy coś lub kogoś? Ten ktoś jest w naszym sercu, jest tam, i jesteśmy pociągani ku niemu czy niej w taki sposób, że zbliża nas to coraz bardziej do osoby, którą kochamy. Ta osoba jest tam, w naszym sercu, w inny sposób, w sposób duchowy, jak coś, czego bliskości pragniemy.

Ponieważ Bóg jest bytem duchowym, poznaje i kocha jak my, ale w nieskończenie bardziej doskonały sposób. Jego wiedza i miłość są tak wielkie, że równe są samemu Bogu. Są tak wielkie, jak gdyby były oddzielnymi Osobami. Widzicie, Bóg poznaje sam siebie w sposób doskonały, a więc posiada ideę siebie, która jest absolutnie doskonała, w takim stopniu, że ma ona tę samą naturę co On sam. I idea ta wyrażona jest w jednym tylko Słowie, Słowie Bożym. Być może pamiętacie ostatnią Ewangelię czytaną na koniec Mszy św. Zaczyna się ona tak: „Na początku było Słowo i Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo”. To Słowo jest drugą Osobą Trójcy Przenajświętszej, Synem Bożym!

Dlaczego nazywamy drugą Osobę Trójcy Synem Bożym? Ponieważ, jak powiedziałem już wcześniej, kiedy poznajemy coś czy kogoś, zaczyna to być obecne w naszym umyśle. Mówimy nawet, że rodzimy jakąś ideę czy myśl. Przypomina to trochę sposób, w jaki wasze matki rodziły was – nosiły w swym ciele inne osoby – czyli was. Również Bóg rodzi ideę, siebie samego, Syna Bożego, który jest różną od Niego Osobą – równą Ojcu pod względem natury, podobnie jak wy posiadacie ludzką naturę waszych rodziców. Syn Boży jest równy Bogu – jest Bogiem – a jednak jest inną Osobą, różną od Ojca.

Bóg również kocha sam siebie w sposób doskonały, miłością tak intensywną, że i ona jest odrębną Osobą. Jak powiedziałem wcześniej, kiedy kogoś kochamy, miłość ta pociąga nas do niego. Bóg kocha samego siebie, a siła tej miłości jest tak wielka, że równa jest ona Jemu samemu. Tę miłość Bożą nazywamy Duchem Świętym, ponieważ to miłość jest tą duchową i świętą więzią, która łączy nas z  innymi.

Widzicie więc, w jaki sposób Bóg jest jeden i tylko jeden, a równocześnie jest w trzech Osobach. Wszystkie trzy Osoby są w równym stopniu Bogiem – ponieważ posiadają tę samą naturę. Wszystkie trzy są wszechmocne, wszechwiedzące i wszechobecne. Są odrębne, ale nie różne. Są odrębne z powodu relacji, jakie zachodzą między Nimi: Syn pochodzi od Ojca, a Duch Święty od Ojca i Syna.

Pamiętajmy o tej wielkiej tajemnicy za każdym razem, kiedy czynimy znak krzyża. Kiedy się żegnamy, zaczynamy od wymienienia Osoby Ojca, ponieważ Ojciec nie pochodzi od nikogo. Dotykamy czoła, ponieważ druga Osoba pochodzi od Ojca przez poznanie. Wymieniamy Osobę Syna dotykając dłonią serca, ponieważ Syn Boży stał się człowiekiem i umarł na krzyżu z miłości do nas. Następnie dotykamy lewego i prawego ramienia, wymieniając Osobę Ducha Świętego, ponieważ pochodzi On od Ojca i Syna. Wykonujemy ten ruch na wysokości serca, ponieważ Duch Święty pochodzi od Ojca i Syna na sposób miłości.

Jako owoc tej konferencji, starajcie się zawsze czynić znak krzyża starannie i z miłością, pamiętając, jak wiele tajemnic w sobie zawiera. A ponieważ Pan Jezus raczył umrzeć za nas na krzyżu, miejmy odwagę żegnać się znakiem krzyża publicznie, by również inni mogli poznać tę wielką tajemnicę Trójcy Przenajświętszej i miłości Zbawiciela, który umarł za nich na krzyżu!

o Litaniach do św. Józefa - 1

Miesiąc marzec w Tradycji poświęcony jest w sposób szczególny świętemu Józefowi, jego też wspomnienie przypada w tym właśnie miesiącu. Marzec należy też zawsze do okresu Wielkiego Postu, tak więc święty Józef jest jak gdyby światłem przewodnim, czy też Patronem, dla tego okresu roku kościelnego, czasu przygotowania na Mękę i Zmartwychwstanie Chrystusa. Dlatego też chciałbym dziś mówić do was właśnie o świętym Józefie.

Chciałbym mówić zwłaszcza o cnotach świętego Józefa oraz o naśladowaniu tych cnót – dlatego właśnie konferencje te noszą tytuł „O naśladowaniu świętego Józefa”. W Ewangelii czytamy o różnych cechach Józefa, że był on człowiekiem sprawiedliwym, że był posłuszny Bożemu poleceniu, by udać się do Egiptu. Choć Ewangelia mówi o nim stosunkowo niewiele, jest to jednak bardzo bogate w znaczenie i warte rozważania oraz naśladowania.

Być może jednak najprostszym sposobem na uczenie się od świętego Józefa i naśladowanie go, jest modlitwa do niego, a najbardziej znaną modlitwą jest w tym przypadku Litania do świętego Józefa. Chciałbym więc podczas tych konferencji mówić o tej właśnie Litanii, by ukazać wam głębsze znaczenie kryjące się za tytułami, jakie nadajemy świętemu Józefowi.  Będziecie mogli przywołać je z pamięci podczas odmawiania Litanii i w ten sposób lepiej ją zrozumieć, a w konsekwencji zobaczyć, w jaki sposób święty Józef może pomóc wam w waszym codziennym życiu.

Zacznijmy od samego początku. Zaraz na wstępie napotykamy dziwnie brzmiące słowa:

Kyrie eleison, Christe Eleison, Kyrie Eleison.

Słowa te brzmią dziwnie, ponieważ są słowami greckimi. Słyszycie je również na początku Mszy, brzmią one szczególnie pięknie, kiedy są śpiewane. Co jednak oznaczają? Pierwsze słowo „kyrie”, znaczy po grecku „panie”. Oznacza kogoś, kto jest potężny, silny, kogoś, kto może nas ukarać, jeśli zrobilibyśmy coś złego. A prawda jest niestety taka, że często robimy wiele rzeczy, które nie są dobre. Dlatego właśnie wypowiadamy kolejne słowo: „eleison”. To greckie słowo oznacza „zmiłuj się”. Prosimy Pana, aby się nad nami zmiłował, ponieważ Go obraziliśmy i uznajemy, że jest On wszechwładny i najsprawiedliwszy.

Co jednak znaczy „zmiłuj się”? Bóg jest miłosierny, rozumie nasze błędy i chce, byśmy się poprawili. Słowa „miłosierny” i „miłosierdzie” pochodzą od łacińskiego „misericordia” – co oznacza odczuwać w sercu cierpienie kogoś innego. Często odczuwamy smutek, kiedy ktoś inny cierpi albo odczuwa ból. Kiedy ktoś jest smutny, również nasze serce jest zranione. To właśnie nazywamy „litością”. Kiedy jednak robimy coś, by pomóc osobie, która cierpi, nazywamy to „miłosierdziem”. Czym innym jest odczuwanie smutku z powodu czyjegoś cierpienia, a czym innym – i o wiele szlachetniejszym – usiłowanie udzielenia takiej osobie pomocy! Bóg jest miłosierny, ponieważ jest dobry.

Niekiedy, kiedy myślimy o miłosierdziu, traktujemy je jako przeciwieństwo sprawiedliwości. Ostatecznie sprawiedliwość wymierza karę, podczas gdy miłosierdzie często daruje winy. Miłosiernym byłby na przykład sędzia, który nie wysłałby do więzienia kogoś, kto zrobił coś złego. Nie musi to być jednak koniecznie postępowanie dobre, ponieważ przestępcy powinni być karani. Bóg karze grzeszników - posyła ich nawet do piekła, jeśli umierają w stanie grzechu ciężkiego. Tak więc Bóg jest sprawiedliwy – w jaki jednak sposób jest miłosierny? Jest miłosierny, ponieważ posłał do nas swojego Syna, naszego Pana Jezusa Chrystusa, który umarł na krzyżu dla naszego zbawienia. Nasz Zbawiciel cierpiał kary należne za nasz grzech, byśmy mogli dostąpić Bożego miłosierdzia. Nasz Pan znał naszą nędzę, konsekwencje naszych grzechów, więc zapłacił cenę za nasze odkupienie. Bóg jest nieskończenie sprawiedliwy w egzekwowaniu kary koniecznej do odbudowy ładu zniszczonego przez grzech – a jednak jest nieskończenie miłosierny, posyłając nam Odkupiciela, który wycierpiał te kary za nas. Jedna rzecz jakiej brakuje, to nasza współpraca z planem Boga!

A ponieważ to Pan Jezus dokonał tego dzieła miłosierdzia w stosunku do nas, mówimy w następnym zdaniu Litanii: „Christe eleison” – „Chryste, zmiłuj się”. To Pan Jezus przyszedł i umarł za nas na krzyżu. Ponieważ to On musiał cierpieć z powodu naszych grzechów, to zwłaszcza Jego musimy prosić o miłosierdzie. Dał On nam również Najświętszą Ofiarę Mszy, w której składa sam siebie w ofierze wynagradzającej za nasze grzechy, tak jak uczynił to na krzyżu. Zbawiciel dał nam również sakrament pokuty, w którym odnajdujemy Boże miłosierdzie. Dlatego mówimy „Christe eleison”.

Pan Jezus posłał nam również Ducha Świętego. Duch Święty jest również Bogiem, jest miłością Boga. Mówimy więc jeszcze raz „Kyrie eleison” przy rozpoczęciu Litanii. Miłosierdzie jest rezultatem miłości, powinniśmy więc w szczególny sposób prosić o miłosierdzie właśnie Ducha Świętego.

Co ciekawe, litanie rozpoczynają się w sposób, w jaki rozpoczął swą modlitwę celnik. Pamiętacie zapewne przypowieść o celniku i faryzeuszu, którzy przyszli modlili się w świątyni. Faryzeusz zaczął swe modlitwy od dziękowania Bogu za to, że nie jest taki, jak reszta ludzi. Ale celnik modlił się pokornie: „zmiłuj się nade mną grzesznym”. Zbawiciel powiedział w Ewangelii, że to celnik wrócił do domu usprawiedliwiony, tzn. to jego modlitwa została wysłuchana. A więc również w litaniach, aby nasze modlitwy zostały wysłuchane przez Boga, zaczynamy od prośby o miłosierdzie, na podobieństwo tego celnika.

Chryste usłysz nas - Chryste wysłuchaj nas.

Pragniemy, by nasze modlitwy zostały wysłuchane – dlatego modlimy się do Boga, by nas wysłuchał naszych słów i udzielił nam tego, co jest nam potrzebne! Poprosiwszy więc o miłosierdzie, prosimy naszego Pana, by nas wysłuchał tego, o co chcemy Go prosić – usłysz nas. Pragniemy, by Bóg nas wysłuchał, ponieważ jest wszechmocny i może wszystko. Kiedy chcecie coś komuś powiedzieć, zwykle prosicie go najpierw, aby was posłuchał. Modlitwa jest przede wszystkim rozmową z Bogiem, naturalnym jest więc, że chcielibyśmy, by wysłuchał naszych próśb.

Jednak jeszcze ważniejszym jest słuchanie Boga podczas naszych modlitw jest zwracanie uwagi na to, co mówimy. Bóg jest wszędzie i wie wszystko, z pewnością więc słyszy nas w każdej chwili. Ale chce On również, byśmy się do Niego zwracali, by mógł udzielić nam swoich łask. Na przykład: kiedy jesteście w pokoju z wieloma innymi ludźmi, często nie mówicie do nich wszystkich. Są oni obecni, ale w bardzo ogólnym sensie – natomiast osoba, z którą rozmawiacie, obecna jest w sposób szczególny. Tak więc kiedy prosimy Boga, by nas wysłuchał, oznacza to, że chcemy do Niego mówić – a więc będzie On z pewnością obecny w szczególny sposób, tak jak osoba, z którą rozmawiacie jest bardziej obecna dla was, niż inni ludzie w tym pokoju.

Jeszcze ważniejsze jest myśleć o Bogu podczas modlitwy. Jak można chcieć z kimś rozmawiać i równocześnie kompletnie go ignorować? Postawa taka nie tylko uniemożliwi rozmowę, ale też zostanie potraktowana zniewaga. Powinniśmy więc uważać, by rozproszenia nie uczyniły naszej modlitwy nieskuteczną. Niekiedy bardzo trudno jest nam skoncentrować się podczas modlitw – ponieważ Bóg jest duchem, nie możemy Go widzieć. Wiemy, że jest przy nas obecny, ale często rzeczy które widzimy albo widzieliśmy, nasza wyobraźnia i pamięć, mogą przyciągać naszą uwagę bardziej niż Bóg, którego nie widzimy. Musimy więc nauczyć się utrzymywać w karności nasz umysł – podobnie jak podczas każdej rozmowy musimy czasem ignorować inne ciekawe rzeczy, aby skupić naszą uwagę na osobie z którą rozmawiamy. Może to wymagać wielu wysiłków i umartwień z naszej strony.

Ale jest to tego warte! Bóg kocha nas bardziej, niż ktokolwiek inny, a więc rozmowa z Nim jest czymś bardziej wartościowym, niż wszystko inne. Czyż nie lubicie rozmawiać z przyjaciółmi? O ileż łatwiej jest rozmawiać z przyjaciółmi, niż z ludźmi, których nie znacie! Dlatego zawsze musimy pamiętać, że Bóg nas kocha, że jest On naszym jedynym prawdziwym przyjacielem, na którego zawsze możemy liczyć.

Co ważniejsze – nasze modlitwy nie polegają jedynie na mówieniu. Również Bóg mówi do nas kiedy się modlimy, ale w sposób często bardzo trudno uchwytny. Nie jest On podobny do ludzi, którzy robią dużo hałasu. Znacie z pewnością historię proroka Eliasza (1Król 19). Wiecie, ze pewnego dnia udał się on na górę aby odnaleźć Boga, by z Nim rozmawiać, by przebywać w Jego obecności, ponieważ Bóg miał tamtędy przechodzić. Modlił się, i nastąpiło wielkie trzęsienie ziemi, które wstrząsnęło skałami góry. Potężne trzęsienie! Jednak Bóg nie był w trzęsieniu ziemi. Potem z nieba spadł ogień pochłaniający wszystko! Ale Bóg nie był w ogniu. Potem powiał delikatny wiaterek, łagodny podmuch – i Eliasz adorował Boga, bo Bóg był właśnie w tym delikatnym podmuchu wiatru. Bóg nie przemawia do nas z hałasem i przy dźwiękach fanfar, ale raczej łagodnym szeptem, który jest bardzo delikatny, trudno uchwytny. Tak więc kiedy się modlimy, powinniśmy słuchać, co Bóg chce nam powiedzieć. Przeważnie nie będzie On do nas przemawiał poprzez wielkie wydarzenia czy mowy, ale raczej poprzez łagodny szept, który umacnia naszą duszę i obdarza ją pokojem. Bóg zawsze daje nam światło i siłę oraz pewność siebie, nawet, jeśli to co nakazuje nam uczynić jest bardzo trudne. To diabeł usiłuje zawsze nas przestraszyć i wywołać wątpliwości, lęk i niepokój. Diabeł czyni rzeczy trudnymi, podczas gdy Bóg czyni łatwymi nawet najtrudniejsze obowiązki. Bóg przemawia do nas często bez słów, dając nam po prostu łaskę do czynienia tego, co musimy uczynić.

A ponieważ tak bardzo potrzebujemy łaski Pana Boga, mówimy: „wysłuchaj nas”. Nie tylko „usłysz nas”, ale „wysłuchaj naszych modlitw”. Pragniemy nie tylko mówić do Boga, ale chcemy by nas wysłuchał i udzielił nam tego, czego potrzebujemy.

Jak bogate w znaczenie są te dwa zdania Litanii! Jak wspaniałymi modlitwami są Litanie, zawierające wszystko co konieczne, by zostać wysłuchanym przez Boga – najpierw prosimy Go o miłosierdzie, a następnie myślmy o Jego obecności. W innych waszych modlitwach, w modlitwach, które odmawiacie każdego dnia, możecie posługiwać się takim właśnie wzorem: pomyślcie najpierw o waszych grzechach, proście Boga o miłosierdzie, a następnie myślcie o Nim jako o osobie obecnej i pragnącej was wysłuchać. Odkryjecie, że wówczas o wiele łatwiej jest modlić się i prosić Go o to, czego wam potrzeba – a On z pewnością wam odpowie!

Z dzisiejszej konferencji postarajcie się wynieść dwie rzeczy: po pierwsze nauczcie się myśleć o waszych grzechach i prosić Boga o miłosierdzie, jak celnik z Ewangelii, a po drugie nauczcie się myśleć o Bogu, przebywać cały czas w Jego obecności, by mógł was usłyszeć i byście wy mogli usłyszeć Jego oraz otrzymać różnorodne łaski, którymi pragnie was obdarzyć.

Podczas następnej konferencji będziemy kontynuować naszą naukę o Litaniach.

czwartek, 25 marca 2010

Zwiastowanie N. M. P.

Drodzy uczniowie, drodzy wierni,

W dniu dzisiejszym obchodzimy wielkie święto Najświętszej Maryi Panny, święto Zwiastowania. To właśnie w ten dzień, wedle Tradycji, dokonało się dzieło Wcielenia – w chwili gdy Niepokalana pozdrowiona została przez anioła. Anioł obiecał Jej: „Oto poczniesz w łonie i porodzisz syna i nadasz mu imię Jezus. Ten będzie wielkim i Synem Najwyższego nazwany będzie” (Łk 1,31-32). Ta wielka tajemnica, ta wspaniała wiadomość, całkowicie przekraczała ludzkie pojmowanie, dlatego Maryja pyta ze zdumieniem: „Jakże się to stanie, skoro męża nie znam?” A anioł rzekł do Niej: „Duch Święty zstąpi na ciebie i moc Najwyższego cię zacieni. Przeto i co się z ciebie narodzi święte, Synem Bożym będzie nazwane”. Następnie anioł poinformował Maryję o zbliżających się narodzinach Jana Chrzciciela i dodał: „Bo nie masz nic niemożliwego u Boga”.

W tej historii Zwiastowania widzimy tyle tajemnic i tyle cnót Najświętszej Maryi Panny, że zmuszeni jesteśmy ograniczyć się do jednego tylko aspektu tego wydarzenia. Przyjrzyjmy się bliżej cnocie, do której praktykowania wezwana została dziś Maryja: cnocie nadziei. Nie mogła Ona zrozumieć wszystkich tych tajemnic, które zostały w Niej dokonane. Nie miała żadnych dowodów poza słowami anioła. A jednak uwierzyła i miała nadzieję, że słowa te dokonają się na Niej: „Niechaj mi się stanie według słowa twego”. Tak więc, podobnie jak rozważaliśmy w zeszłym tygodniu cnotę wiary, przyjrzyjmy się dziś kolejnej cnocie teologicznej, cnocie nadziei.

W odróżnieniu od wiary, która zakorzeniona jest w naszym intelekcie, cnota nadziei jest raczej doskonałością naszej woli. Wiara postrzega Boga jako Pierwszą Prawdę, podczas gdy Nadzieja pragnie Go osiągnąć. Podobnie jak wiara jest w pewnym sensie przeciwieństwem widzenia, tak również nadzieję przeciwstawić można posiadaniu. Żywimy nadzieję na rzeczy, których jeszcze nie posiadamy, ale które chcielibyśmy osiągnąć. O ile wiara jest niejako światłem, ukazującym nam właściwy kierunek, nadzieja jest motorem, który popycha nas ku celowi, jaki pragniemy osiągnąć. Ponieważ dzięki wierze wiemy, że Bóg jest naszym najwyższym szczęściem i ostatecznym celem, oczywiście mamy nadzieję Go posiadać – a cnotą, która pobudza naszą wolę do tego pragnienia jest właśnie nadzieja.

Nadzieja jest czymś absolutnie koniecznym do osiągnięcia tego czego pożądamy, nawet w sferze naturalnej. Chcemy dobrze wypaść na egzaminach. Chcemy poznać pewną osobę, chcemy prowadzić dobre życie, chcemy być kochani. Na wszystkie te rzeczy musimy mieć nadzieję i to właśnie cnota nadziei odróżnia duszę energiczną od apatycznej czy pogrążonej w letargu. Nie można chcieć czegoś nie mając równocześnie nieco nadziei na osiągnięcie tego celu. Nadzieja jest niezbędna zwłaszcza w sytuacjach, gdy spotykają nas przeciwności, trudności lub kłopoty ze zdrowiem – gdyż bez nadziei trudno jest je przezwyciężyć i często śmierć jest naturalną konsekwencją braku nadziei. I przeciwnie, jak wielką pociechą jest wizyta czy słowa kogoś, kogo kochacie, kogoś kto daje wam powód do życia, kogoś kto was kocha, kogoś kto daje wam nadzieję – nierzadko wystarcza to do rozproszenia wszelkich trudności i radosnego znoszenia cierpienia dla tych, których kochamy.

Nadprzyrodzona nadzieja wyraża się pragnieniem posiadania Boga przed wszystkimi innymi rzeczami, ponieważ postrzega Go jako doskonałe dobro, które jako jedyne może całkowicie zaspokoić nasze serca. Chcemy posiadać Boga na wieczność, a dzięki cnocie nadziei postrzegamy Go jako doskonałe dobro, które da nam szczęście. Nagrodą za dobre życie jest ni mniej ni więcej tylko sam Bóg, źródło wszelkiego dobra.

Elementem cnoty nadziei jest nie tylko sam Bóg, ale również środki prowadzące do Jego posiadania. Mamy nadzieję na Jego łaskę, ponieważ bez łaski nie możemy posiąść Boga. Mamy na przykład nadzieję na łaskę dobrej spowiedzi przed śmiercią, ponieważ od tego zależeć będzie cała nasza wieczność. Również wszystkie środki, które prowadzą nas do nieba są przedmiotami cnoty nadziei, ponieważ prowadzą nas one do Boga, będącego naszym najwyższym dobrem. Mamy nadzieję na nagrodę, jaką obiecał nam Bóg, o ile pozostaniemy wierni życiu w cnocie, ponieważ Zbawiciel jest wierny swej obietnicy: „Albowiem kto by dał wam kubek wody do picia w imię moje, dlatego żeście Chrystusowi, zaprawdę powiadam wam, nie straci zapłaty swojej” (Mk 9,40).

Nadzieja wiąże się z pewnością, ponieważ wiemy, że Bóg jest dobry, możemy również być pewni Jego obietnicy, że da nam wszystko, czego potrzebujemy dla naszego zbawienia. Pan Jezus powiedział: „Proście, a będzie wam dane, (...) kołaczcie, a będzie wam otworzone”(Łk 11,9). Podobnie jak cnota wiary opiera się na autorytecie Boga, który nie może zwodzić ani być oszukany, tak cnota nadziei opiera się na wierności Boga, który jest zawsze wierny swym obietnicom.

Są dwa główne grzechy przeciwne cnocie nadziei, są nimi rozpacz i zarozumiałość. Z rozpaczą mamy do czynienia wtedy, gdy tracimy pewność w obietnice Boga, gdy sądzimy, że niemożliwe jest dla nas osiągnięcie Jego samego lub Jego przebaczenia. Najniebezpieczniejsza jest jednak zarozumiałość, pokładająca nadzieję na posiadanie Boga bez modlitwy i przestrzegania Jego przykazań.

Oczywiście nie możemy mieć nadziei, jeśli nie mamy wiary – wiara jest fundamentem, na którym spoczywa nadzieja, podobnie jak musimy najpierw poznać coś, zanim to uczynimy. Dlatego właśnie religie pogańskie są często tak ponure i pełne rozpaczy, pozbawione jakiejkolwiek nadziei, rządzone wiarą w nieuchronne mroczne przeznaczenie – ponieważ nie mają one wiary, a więc i nadziei. Brak wiary często osłabia nadzieję, ponieważ nadzieja jest niejako kotwicą, która musi być mocno umocowana w cnocie wiary. W historii literatury i sztuki możemy dostrzec, że często romantyzm jest wynikiem utraty wiary i poczucia ładu – ponieważ ludzie, a zwłaszcza artyści, którzy najlepiej wyrażają swe pragnienia, tęsknią za powrotem czegoś, co niegdyś było dobre, a jednak nie mając wiary, nie mają też nadziei na osiągnięcie tego. Romantyzm jest często krzykiem rozpaczy i równocześnie prowadzi do autodestrukcji. Jest lekkomyślny i zarozumiały, pewien, że może osiągnąć wszystko, bez jakiejkolwiek realistycznej oceny sytuacji. Obie te cechy sprzeczne są z prawdziwą nadzieją.

Przeciwnie, prawdziwy chrześcijanin wie zawsze, że wszystkie rzeczy służą zawsze ku dobrego temu, kto kocha Boga i że wiara pokładana w Bogu zdziałać może nawet cuda, że nawet mroczne godziny Ukrzyżowania mogą prowadzić do tryumfu Zmartwychwstania, jednak proporcjonalnie do naszej wierności Bogu, Jego przykazaniom i Jego łasce.

Diabeł wie, jak ważna jest nadzieja dla naszego życia duchowego, wiele herezji atakowało więc tę cnotę, zwłaszcza po tym, jak straszliwa herezja protestantyzmu zaatakowała sam fundament wiary. Byli tacy, którzy twierdzili, że pragnienie posiadania Boga byłoby czymś bezbożnym, albo że pragnienie osiągnięcia własnego szczęścia byłoby przejawem egoizmu. Dla ludzi tych, czyli dla kwietystów i jansenistów, by być doskonałym, trzeba być całkowicie bezinteresownym i altruistycznym – owa doskonała miłość miałaby być obojętna na własne zbawienie. Twierdzili oni, że powinniśmy traktować nasze własne zbawienie w sposób beznamiętny, kwietyści posuwali się nawet dalej i twierdzili, że wszelkie przejawy uporu są oznaką niedoskonałości. Mówili, że nawet proszenie Boga o łaskę byłoby przejawem niedoskonałości, gdyż byłoby wyrazem egoizmu. Dochodząc do logicznego ekstremum dowodzili, że nawet opieranie się pokusie przez stanowczy upór byłoby niedoskonałością. Taka straszliwa herezja, bezpośredni owoc protestantyzmu, miała ogromny, destrukcyjny wpływ na życie duchowe, a nawet zwykłe życie codzienne. Kwietyści skończyli na całkowitej bezczynności, stanowiąc ogromne brzemię dla społeczeństwa, a ostatecznie popadli w takie nieuporządkowania, że państwo było zmuszone interweniować i wydalić ich ze swych granic.

Ta straszna herezja zrodziła się około trzysta lat po śmierci naszego patrona - świętego Tomasza z Akwinu, który był człowiekiem o tak ugruntowanym zdrowym rozsądku, że nie napisał wiele na ten temat – dla niego oczywistym było, iż jeśli Bóg jest dobry, powinniśmy Go pożądać. Jak na ironię to właśnie nauczanie świętego Tomasza o łasce, które został kanonizowane i promulgowane na Soborze Trydenckim, wywołało w pewien sposób później tę kontrowersję. Wedle świętego Tomasza, łaska jest skuteczna. Oznacza to, że dokonuje ona tego, czego pragnie Bóg, konkretnie zbawienia osoby, której Bóg jej udziela, jak to było w przypadku świętego Pawła. Święty Paweł nie znajdował się w dyspozycji do przyjęcia łaski, Bóg po prostu nawrócił go przez łaskę, i Paweł zaczął prowadzić świętobliwe życie. Wydawać by się więc mogło, że jeśli Bóg chce, byśmy byli zbawieni, daje nam łaskę, a jeśli łaski nie otrzymujemy, Bóg nie chce naszego zbawienia. Takie właśnie wypaczenie i uproszczanie myśli świętego Tomasza pragnęli narzucić nam heretycy. Konsekwencje dla cnoty nadziei byłyby takie, że nie powinniśmy żywić nadziei na zbawienie, ale jedynie nadzieję, że spełni się wola Boża. Pragnienie zbawienia byłoby w jakiś sposób sprzeczne w wolą Boga albo z tym, o czym On już postanowił, byłoby także przejawem egoizmu, ponieważ przekładalibyśmy rzekomo własne dobro nad wolę Boga.

Święty Tomasz ma odpowiedzi na te herezje, sam jednak nie zajmował się nigdy tym zagadnieniem bezpośrednio – możemy odnaleźć je po wnikliwym badaniu, rozproszone w różnych jego pismach. Oczywiście heretycy nigdy nie chcieli pism tych studiować, jednak ich zarzuty trzeba odeprzeć, a ich błędy muszą zostać ukazane w prawdziwym świetle. Dzięki Opatrzności Bożej święty Tomasz miał jednak wielu uczniów, a uczniowie ci kontynuowali jego nauczanie, często udoskonalając je i rozwijając w kwestiach, o których święty Tomasz nie miał czasu lub okazji pisać. Na przykład święty Tomasz nigdy nie napisał traktatu o Kościele ani o papieżu, a to z tego powodu, że aż do czasu reformacji nikt nie kwestionował istnienia Kościoła jako instytucji. Oczywiście święty Tomasz uczy wielu rzeczy o papieżu, o władzy biskupów etc., jednak do czasu reformacji protestanckiej wiele herezji nie atakowało jeszcze samego istnienia Kościoła. To dopiero uczniowie świętego Tomasza stworzą to, co nazywamy tradycją tomistyczną, kontynuację myśli i działa świętego Tomasza i będą bronić ją przed atakami aż do naszych czasów. Nie możemy oddzielić świętego Tomasza od magisterium Kościoła, ani od pism jego najznakomitszych komentatorów. Te kontrowersje wobec cnoty nadziei stanowią przykład tego, jak komentatorzy świętego Tomasza kontynuowali jego dzieło.

Wielki kardynał Kajetan, będący rzeczywistym autorem bulli ekskomunikującej Marcina Lutra, rozwiązuje ten fałszywy dylemat w swym komentarzu do Sumy. Odpiera zarzut, że pragnienie własnego zbawienia jest przejawem egoizmu, wyjaśniając, iż czym innym jest pragnąć czegoś dla siebie, a jeszcze innym pragnąć tego ze względu na siebie [II-IIae, q. 17, a 5 n 6]. Pragniemy Boga dla siebie, jednak nie ze względu na siebie, ale ze względu na Boga. To Bóg jest celem aktu nadziei, a nie my. Nadzieja nie jest wcale ukierunkowana na nas samych, nie jest egoistyczna, przeciwnie – dlatego że Bóg jest dobry, pokładamy w Nim nadzieję. Ludzie samolubni pragną rzeczy nie dla siebie, ale ze względu na siebie, ponieważ postrzegają samych siebie jako centrum wszelkiej wartości. Cnota nadziei jest więc w zasadzie całkowitym przeciwieństwem egoizmu – dostrzega ona nasze braki i fakt, że jedynie Bóg może je uleczyć. Prawdziwa nadzieja zakłada głęboką pokorę, ponieważ jedynie będąc pokornymi możemy dostrzec, że do osiągnięcia szczęścia potrzebujemy Boga. Ludzie pyszni natomiast pragną Boga ze względu na siebie samych, uważając że mogą być szczęśliwi bez Niego, albo że Bóg ma obowiązek spełniać wszystkie ich zachcianki. W istocie jednak naszą jedyną nadzieją jest fakt, że Bóg jest dobry i wierny, a ze względu na Boga pragniemy Go dla siebie.

Tak więc, drodzy wierni, w ten dzień, w którym świętujemy Zwiastowanie Najświętszej Maryi Panny, prośmy w sposób szczególny o cnotę nadziei. To właśnie w Niej wypełniła się obietnica dana pierwszym rodzicom. To Ona jest Protektorką Tradycji, a również Tradycja daje nam nadzieję, gdyż ukazuje nam, że Bóg wypełnił swe obietnice opieki nad swym Kościołem. W każdej epoce Bóg zsyłał nam szermierzy wiary, jak Kajetan czy arcybiskup Lefebvre, którzy bronili Kościoła przed jego wrogami. Elementem cnoty nadziei jest ufność w Boże obietnice – i to właśnie Tradycja jest najlepszym świadkiem wierności Boga Jego obietnicom. Nie żywimy bezpodstawnej nadziei, nie musimy wymyślać od nowa Kościoła, wiemy że Bóg jest wierny i musimy jedynie postępować śladami tych, którzy szli przed nami. Nie ustawajmy więc w nadziei na pomoc, jaką otrzymujemy z Bożą łaską, byśmy dzięki wytrwałej nadziei mogli osiągnąć wypełnienie wszystkich naszych pragnień, życie wieczne. Amen.

niedziela, 21 marca 2010

na 1 Niedzielę Męki Pańskiej

„I dlatego jest pośrednikiem Nowego Testamentu, żeby przez Śmierć … ci, którzy są wezwani, otrzymali obietnicę wiecznego dziedzictwa w Chrystusie Jezusie Panu naszym.”

Najdrożsi wierni.

Weszliśmy w czas Męki Pańskiej. Każda oznaka radości została usunięta z naszych ołtarzy. Wizerunki Chrystusa są zakryte. Wspominamy śmierć naszego Zbawiciela. Nasz Zbawiciel, który przeżył trzydzieści trzy lata wśród nas, z miłości do nas, teraz przygotowuje Swój Kościół do przyjęcia najważniejszego aktu Jego miłości do nas: oddania życia za nasze zbawienie.

Bóg jest samą dobrocią. Jest nieskończoną dobrocią. Nieskończoną dobrocią, która zawsze pragnie dać siebie, przekazać siebie innym. Wewnątrz Jego życia, w samym sercu Przenajświętszej Trójcy jest ogromne wzajemne oddanie. Przekazywanie boskiej natury. Przekazywanie boskości. Pomiędzy trzema osobami, które nieustannie, co więcej wiecznie i bez choćby cienia zmiany, dają siebie całkowicie. Ten wzajemny dar jest tek doskonały, że jest dokładnie tej samej natury ci sama boskość. Nieskończona mądrość Boga wyrażająca się poprzez Słowo. Nieskończona miłość Boga, od której pochodzi Trzecia Osoba, Duch Święty. Ogromny przepływ miłości. Nieskończone życie. Życie tak intensywne, że właściwie jedynie Boga. Bóg niczego nie potrzebuje. Jego życie jest tak bogate, że może się ukazać tylko przez Niego samego i tylko przez Niego może być przeżywane.

Jednak Jego dobroć przelewa się, a On chce dać udział w swoim życiu. Dokonuje stworzenia wolnym aktem Swojej woli. Dokonuje stworzenia z niczego. Po prostu przez wolę aby zaistniały, przywodzi rzeczy do istnienia. Stwarza cały wszechświat, wszystkie rzeczy widzialne i niewidzialne, materialne i duchowe. A każda z tych rzeczy jest tylko maleńką cząstką Jego ogromnego Jestestwa. Jedynie śladem. Jedynie cząstką Jego piękna i majestatu. Wszystkiemu nadaje właściwą naturę i kieruje wszystkim przez swoją Opatrzność.

A i ta Jego dobroć się nie kończy. Nie. Nie tylko podtrzymuje w istnieniu każdą najdrobniejszą rzecz, dając jaj odpowiednią formę i naturę, ale podejmuje szlachetny akt obdarowania stworzeń najpodobniejszych Jemu, udziałem w swoim wewnętrznym Życiu. Daje aniołom i ludziom udział w Swoim życiu. Życiu w którym wiecznie uczestniczą Trzy Osoby Boskie. Daje łaskę uświęcającą, udział materialny i formalny w Jego życiu.

Spójrzcie na szaleńczą odwagę Boga. Ośmiela się dać nam, biednym słabym stworzeniom udział w Swoim życiu. Cóż za szaleństwo! Jakie ogromne zaufanie! Jak potężna miłość!

I cóż uczyniliśmy z tym zaufaniem? Cóż zrobiliśmy tej miłości?! Zdradziliśmy ją. Pierwszy wśród aniołów strącony z nieba, gdyż chciał być Bogiem, być jak Bóg swoją własną mocą. I nasi pierwsi rodzice przez tę samą pokusę, odrzucając łaską Bożą zostali biedni, ślepi i nadzy.

Odrzucając miłość Bożą. Odrzucając Jego przyjaźń. W najbardziej obłąkanym akcie złości i niewdzięczności człowiek chciał oddzielić się od Swego Stwórcy.

Ale Bóg jest cierpliwy nawet w cieniu tak straszliwego odrzucenia. Jego wola, aby dać Siebie, jest tak wielka, że obiecuje Mesjasza. Obiecuje Odkupiciela. Obiecuje Go Adamowi i Ewie, że miał przyjść, narodzić się z kobiety aby skruszyć głowę węża.

I przeminęły pokolenia ludzi. Cały rodzaj ludzki stał się tak zepsuty, że Bóg zesłał potop aby wyniszczyć całą ludzkość z wyjątkiem ośmiu dusz. I przez te osiem dusz zachował rodzaj ludzki. Ale nawet po tej oczyszczającej karze, człowiek nie przestał grzeszyć. Bóg wybrał Abrahama spośród wszystkich ludzi na obliczu ziemi aby został ojcem Jego ludu wybranego. I ten naród wybrany wywiódł Bóg z niewoli egipskiej działając znaki i cuda. Ale nawet po cudach i znakach, aby wyprowadzić ich z Egiptu, ten lud porzucił Boga. Służyli bałwanom. Uczynili sobie złotego cielca, aby mu oddawać cześć. Jakże cierpliwy jest Bóg.

Pokolenia za pokoleniami minęły, i Bóg przygotował ich, aby byli ludem z którego miał posłać Mesjasza. Posyłał do nich proroków. Proroków, którzy mieli ogłosić Jego prawo i Jego dobroć. Ale w ogromnej części lud ten odrzucił proroków, odrzucili to dobro. I pozabijali proroków.

Ale Bóg nieskończony w cierpliwości, znosił grzechy tego ludu. Nieskończony w miłości. Jego szaleńcza śmiałość jest nieskończona. Posyła swych zwiastunów, swych Proroków, swoich Świętych aby nawrócili Jego lud. Ale oni ich odrzucają. Jednego po drugim. Wyszydzają ich. Zabijają. Ale wola Boża aby zjednoczyć Siebie ze Swoim stworzeniem nie może być powstrzymana. Jego miłość nie zna przeszkód. I Bóg dokonuje nadzwyczajnego aktu śmiałości to znaczy najbardziej szalonej rzeczy o jakiej można pomyśleć. Do tego zepsutego ludu, do ludu, który odrzucił wszystko co On im dał posyła Swego umiłowanego Syna. Posyła Drugą Osobę Przenajświętszej Trójcy aby stał się ciałem i zamieszkał między nami. Mówiąc: przynajmniej mego Syna uszanują.

A oni Go zabili.

Co za niewdzięczność! Czemu nie mamy oceanu łez do wypłakania. Cóż można zrobić aby wyrazić żal za taką złość. Cóż za niewdzięczność. Czyż nie mamy drodzy bracia powodów do wstydu? Jak śmiemy myśleć dobrze o nas samych?

Drodzy wierni. Musimy wyznać, że pozostało nam tylko żałować. I bać się Boga. I kochać Boga. Z siebie mamy tylko proch i popiół. Przez nasze grzechy mamy miej niż nic. Nie zasługujemy na nic.

Bóg jest jednak nieskończony w miłosierdziu, gdyż zechciał zniżyć się aby połączyć się ze swoim stworzeniem. Jego ojcowska miłość ciągle wzywa marnotrawne dzieci. Nasz Pan Jezus Chrystus jest tym połączeniem Boga z Jego stworzeniem. Jezus jest Drugą Osobą Przenajświętszej Trójcy w unii hipostatycznej z naszą naturą. On jest więzią, substancjalną unią Boskiej Natury z ludzką. W swojej osobie podnosi cały świat do najbardziej intymnego związku ze swoim wiecznym Ojcem. Chrystus jest więzią. Jest tym, który łączy nas z Ojcem.

Najbardziej osobisty związek, który ma e swoim Ojcem, związek, który jest życiem wewnętrznym Przenajświętszej Trójcy rozciąga on poza Boga, na cały świat. Przekazuje nam, nam, ten sam związek, który ma ze swoim Ojcem.

A więc, w Jezusie, całe bogactwo boskości należy do nas. Posyłając do nas Swego Syna, Bóg otworzył głębię boskości. Dla nas. W pełni bogactwa, w osobie Swojego Syna, który przychodzi do nas przekazując poznanie Boga i łaskę. Chrystus jest skarbem, źródłem i szczytem wszystkiego. Wszystko jest w Nim i w Nim wszystko posiadamy.

Nie ma żadnego innego pośrednika oprócz Jezusa Chrystusa. On jest drogą, prawdą i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca jak tylko przez Niego.

A więc, drodzy wierni, jak długo, jak długo będziemy grzęznąć w miernocie? Jak długo? Dlaczego jesteśmy niewolnikami materialnych trosk i zmartwień? Rzeczy, które są tak nędzne i bezużyteczne? Rzeczy, które nie są nas warte? Dlaczego sprzedajemy się rzeczom tego świata? Dlaczego ciągle grzeszymy stawiając stworzenia w miejsce ich stwórcy? Dlaczego?

Drodzy wierni, za kilka chwil Jezus przyjdzie na ten ołtarz. Nieustannie ofiaruje się za nas Swemu Ojcu. Daje nam sakrament Swego Ciała, aby był przez nas spożyty, abyśmy mogli mieć udział w Jego życiu. Tak jak Jezus przyjął naturę naszego ciała, tak przyjmuje nas u Ojca, który jest jedno z Nim. Przez Najświętszą Eucharystię Chrystus jest w nas, a my jesteśmy w Nim, w Bogu.

Nie pozwólcie aby Komunia Święta stała się rutyną. Jest ona najsubtelniejszym aktem w naszym życiu. Jest całkowitym oddaniem Boga naszym duszom. Oddajcie się więc w zamian Bogu całkowicie. Nasz Pan, Jezus Chrystus ma moc, abyście całkowicie mu się oddali, abyście stali się podobni do Niego. Wystarczy jedna Komunia Święta aby uczynić nas świętymi. Jedna Komunia Święta ma moc aby uleczyć całą naszą nędzę, jeżeli tylko oddamy się całkowicie do Jego dyspozycji. Jeżeli tylko kochamy Boga z całego serca, całej duszy, całej mocy.

Módlmy się do Niepokalanej. Ona pierwsza przystępowała do tajemnicy, do której wy za chwilę przystąpicie. Stało się to w dniu Zwiastowania, kiedy słowo stało się ciałem w jej łonie. To ona dała ciało Jezusowi. To z niej Jezus wziął swoje człowieczeństwo. To w niej Bóg zjednoczył się ze swoim stworzeniem.

„Hoc est enim Corpus meum” „Hic est enim calix sanguinis mi”. “To jest moje ciało, to jest moja krew”. Maryja stojąc pod krzyżem mogła wypowiedzieć te słowa. Popatrzcie na mego syna, popatrzcie na tego, któremu dałam moje ciało, któremu dałam moją krew. Ona jest pośredniczką wszystkich łask ponieważ miała odwagę powiedzieć: „niech mi się stanie według słowa Twego”. Ona miała odwagę, pozwólcie mi powiedzieć, aby pozwolić się kochać.

Drodzy wierni, pozwólcie się kochać. Miejcie odwagę aby być kochanymi przez Boga. On wymaga wiele, ale tylko dlatego, że daje tak dużo. Kocha zazdrosną miłością, ponieważ dał nam wszystko. Dał nam nawet własne życie. Kochajcie Go więc, kochajcie go z całego serca tak jak to czyniła Maryja. A jej serce, jej Niepokalane serce będzie czuwało nad wami. Ona jest opiekunką wszystkich cnót. Okażcie odrobinę wielkoduszności, odrobinę śmiałości a jej cnoty staną się waszymi. Jej radość będzie wasza, wasza na wieczność.