piątek, 2 stycznia 2009

Kazanie na 2 stycznia

Człowiek nigdy nie porzucił swych ambicji. Zawsze podążał za tym co przerastało jego możliwości. Instynktownie wie, że jego serce nie zostało stworzone dla rzeczy ziemskich, ale dla czegoś więcej. Szuka dla siebie imienia, jak czytamy w księdze rodzaju. Czytamy tam, źe nawet po strasznej karze potopu, człowiek postanowił zbudować wieżę, która sięgałaby nieba, żeby uczynić znak-imię dla siebie. Mówili do siebie „Chodźmy, zbudujemy sobie miasto z wieżą żeby uczynić dla siebie znak, tak byśmy się nie rozproszyli po obliczu ziemi“ (Rdz. 11.4)
I Bóg ukarał ich za pychę. I powiedział „Zejdźmy I pomieszajmy ich języki tak, aby nie rozumieli się wzajemnie“ Tak, ich wspaniałe przedsięwzięcie, aby wznieść się do nieba o własnych siłach, zostało zniweczone. Nie mogli nic uczynić, bo nikt nie rozumiał tego, co inni mieli do powiedzenia. Bariera językowa, kara, której skutki cierpimy po dziś dzień, podzieliła ludzkość na zawsze. Rodzaj ludzki został rozproszony po calej ziemi i podzielony. Jak wiele wojen, jak wiele podziałów w ciągu wieków zostało spowodowanych brakiem zrozumienia. Ile wojen było spowodowanych ambicją? Jakie cierpienia sprowadzili ci, którzy szukali imienia dla siebie.
Ale jest tylko jedno Imię pod niebem dane ludziom, w którym mogą być zbawieni. Bóg Wszechmogący, aby spełnić pragnienia ludzkiego serca, zesłał na ziemię swego Jedynego Syna, aby każdy kto w Niego wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne. Druga Osoba Trójcy Przenajświętszej stała się człowiekiem i zamieszkała między nami. Jest On kamieniem węgielnym, na którym ludzkość ponownie odbudowuje swoją jedność. Jesteśmy jedno w Nim, z Nim i przez Niego. Na krzyżu zjednoczył wszystkich, Żyda i poganina, biednego i bogatego, cesarza i niewolnika. I żeby przypieczętować tę jedność i dać jej ożywiającą siłę, zesłał nam Ducha Świętego. Duch Święty zstąpił na apostołów w postaci języków ognia i zaczęli mówić językami. To znaczy cudzoziemcy, którzy byli w Jerozolimie, rozumieli co mówili apostołowie, chociaż ci nie mówili w ich językach. Ten cud wciąż jest obecny w Kościele, kiedy na terenach misyjnych, dzięki asystencji Ducha Świętego, misjonarze mogą głosić ewangelię pomimo swego amerykańskiego akcentu.
Zatem czlowiek, szukając dla siebie imienia przez budowę wieży Babel, zniszczył jedność rodzaju ludzkiego. Pan Nasz Jezus Chrystus ofiarując się swemu Ojcu odbudował tę jedność. Wszyscy jesteśmy jedno w Panu Naszym Jezusie Chrystusie. Chociaż pochodzimy z różnych krajów i kultur jesteśmy jedno w Nim. Nie jesteśmy Polakami, Francuzami, Włochami, Niemcami czy Amerykanami, jesteśmy przede wszystkim Katolikami. Jesteśmy  żywymi kamieniami tej „duchowej wieży, aby się uświęcić, zbliżyć do tronu Bożego przez łaskę Jezusa Chrystusa“ (I Piotra 2, 5)
W żadnym innym imieniu nie możemy być zbawieni, tylko w Imieniu Jezusa. Styczeń zaczyna się obchodami uroczystości Najświętszego Imienia Jezus. To na tym imieniu zbudowany jest Kościół i to Imię musi być głoszone wśród wszystkich narodów, aby wszyscy mogli być jedno przez Niego.
Jak wiecie, we wszystkich językach są dwie części mowy niezbędne w każdym zdaniu – to czasownik i rzeczownik. Czasownik, jak wiadomo mówi o tym, co się dzieje lub staje. Ale to rzeczownik podaje sprawcę działania – co lub kto zrobił to czy tamto. Ze strony gramatyki to czasownik jest najważniejszy w zdaniu, ale nie może on wyrazić czegoś, co jest niemożliwe dla podmiotu zdania nie popadając w absurd. Weźmy dla przykładu słowo „latać“. Wiele rzeczy lata: owady, ptaki, samoloty. Ale slonie nie latają. Dlaczego tak jest? Bo wszystko działa zgodnie ze swoją naturą. Pies ma naturę psa, a zatem zachowuje się jak pies. Podobnie kot, mając kocią naturę, zachowuje się jak kot. Człowiek ma naturę rozumną, powinien więc zachowywać się racjonalnie. Bóg jest wszechmogący, ponieważ ma Boską naturę. 
I to właśnie imię czegoś jest tym, co wyraża jego naturę. Używamy imienia bądź nazwy, aby sprecyzować naturę rzeczy. Kiedy patrzymy na coś, pytamy „co to jest“, a zaraz potem „świetnie, a co to robi“. Kapłan podczas Najświętszej Ofiary Mszy mówi „To jest Ciało Moje“. Przez „to“ należy rozumieć substancję lub naturę – z tego to powodu podczas Mszy św. na ołtarzu obecne jest Ciało Pana Jezusa substancjalnie, a nie fizycznie, gdyż fizyczne Ciało pozostaje w niebie. Ale to pozostawmy jako przedmiot innego artykułu.
Widzicie więc jak ważne jest imię. Wszystkie języki i systemy porozumiewania się zostały zbudowane na nazwach, imionach rzeczy do tego stopnia, że bez właściwego używania nazw wszelka komunikacja jest niemożliwa. Wtedy mówimy prawdę, kiedy ściśle wyrażamy naturę rzeczy. Kiedy mówimy, że czarne jest czarne, a białe – białe, mówimy prawdę. Błąd i fałsz pojawia się kiedy nie używamy nazwy właściwie, czy, ściślej mówiąc, kiedy potwierdzamy lub zaprzeczamy czemuś niezgodnie z rzeczywistością.
A zatem widzicie, jak ważne jest, aby zawsze wymawiać imię Jezus z szacunkiem, drodzy wierni, właśnie tak jak wymawiacie imię kogoś kogo darzycie czułą miłością. 
Otrzymaliśmy Drugie Przykazanie nie tylko po to, abyśmy nie popełniali grzechu bluźnierstwa. Bóg nie jest tyranem, który pragnie, aby jego imię było ważne. Nie jest jak Stalin, który pewnego razu skazał na śmierć człowieka, który owinął swoje śniadanie w gazetę z imieniem Stalina. Zaprawdę, Bóg nas nie potrzebuje. Nie, ale daje nam Swoje przykazania dla naszego dobra, abyśmy mogli posiąść życie wieczne.
Nawet to nasze życie na tym łez padole staje się nie do zniesienia, jeśli nie zachowujemy Drugiego Przykazania. Jeśli nie wymawiamy imienia Boga z szacunkiem upadają całe społeczeństwa, ponieważ wszelka komunikacja staje się niemożliwa. Czemu tak jest? Ponieważ Imię Boże wyraża dokładnie to: naturę Boga. To jest Imię wyrażające boskość Stwórcy wszystkich rzeczy. Jeśli używamy Imienia Boźego bez należytego szacunku, jakimże sposobem będziemy używali poprawnie innych nazw w naszym języku. Jeżeli imię Bóg już nic nie znaczy, jakże inne nazwy, których używamy, będą oznaczać cokolwiek.
Zachowanie Drugiego Przykazania jest fundamentem, na którym zasadza się wszelka komunikacja. Cały świat jest dziś pogrążony w kłamstwie, bo imię Boga nie jest szanowane. Telewizja, radio, komputery, wszystkie te wspaniałe środki nie służą niczemu, jak tylko wspieraniu kłamstwa. Weźmy na przykład telewizję – niewiarygodne – możliwość przekazywania dzwięku i obrazu. Podobna boskiej potęga. I cóż pokazują w tym pudełku, dysputy bezużyteczne i o wiele gorzej... Naprawdę żyjemy w epoce wieży Babel: cały ten zgiełk, wszystkie próby porozumienia się, ale nic z tego nie ma sensu. Nikt nie słucha, bo wszystko jest nieprawdziwe, wszytko jest pełne kłamstw. 
Ale cóż mamy robić? Cóż moźna zrobić w tym współczesnym świecie? Czy usiłujemy krzyczeć głośńiej od nich? Czy zaczynamy wydawać nasze własne gazety, uruchamiać nasze radiostacje, nasze programy telewizyjne? Z pewnością to jest coś, co musimy robić. Prawda musi być głoszona. Ale to nie jest najważniejsze. Nie tu leży rozwiązanie, ponieważ w rzeczywistości prawda nigdy nie będzie słuchana przez wielu, a wrogowie prawdy zawsze będą mieli do dyspozycji środki, aby krzyczeć znacznie głośniej niż my jesteśmy w stanie.
Rozwiązanie nie jest inne niż było od początków Kościoła. Wiecie, że Drugie Przykazanie dotyczy także obietnic, jakie ktoś składa Bogu. Myślę tu o ślubach zakonnych. Kto zachował i odtworzył cywilizację chrześcijańską jeśli nie te dusze szczególnie poświęcone Bogu poprzez śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa? Europa została zbudowana przez zakony. Odpowiedź na zło współczesnego świata jest bardzo prosta. Potrzebujemy dusz, które mają odwagę całkowicie oddać się Bogu. Jak w ofierze Mszy Świętej oddajemy Bogu cześć i uwielbienie, podobnie źycie konsekrowane odbudowuje cześć należną Bogu i zsyła deszcz łask na nasze chore społeczeństwo. Łask, których ono tak potrzebuje. Wierność tym obietnicom, tym ślubom jest zwornikiem odbudowy Kościoła
Jak podczas budowy wieży Babel, jej konstruktorzy szukali imienia dla siebie, tak odbudowa rodzaju ludzkiego zostaje dokonana przez tych, którzy oddadzą swoje imię i wszystko czym są źyciu zakonnemu. Wiecie z pewnością, że zakonnik zmienia imię składając profesję. Ta zmiana jest znakiem całkowitego daru z siebie – daru z wszystkich dóbr materialnych przez ślub ubóstwa, daru z własnych uczuć przez ślub czystości, daru z wszelkiej wolności przez ślub posłuszeństwa. I wszystkie dobre dzieła dokonane w stanie zakonnym otrzymują jakby nieskończoną wartość, poniewaź nie są już tylko dziełami jednej osoby ale Pana Naszego Jezusa Chrystusa. Istotą dzieł zakonnych jest to, że niejako nakłada się na nie działanie Jezusa Chrystusa, co jest również symbolizowane przez nałoźenie habitu zakonnego.
Centrum wszystkiego jest Najświętsza Ofiara Mszy. Świat łatwiej mógłby istnieć bez słońca, aniżeli bez Mszy. Odbudowa społeczeństwa nastąpi jedynie przez przywrócenie Mszy Wszechczasów. Zrozumiejcie to dobrze, zakonnik lub zakonnica stają się ofiarą Mszy, osobą konsekrowaną. To właśnie zakonnik jest tym, kto w swej osobie żyje pełnią Mszy. 
Przez ślub ubóstwa wszystko staje się własnością Boga. Bez zastrzeźeń, bez zatrzymywania tego, co swoje. Tak, jak Pan Jezus jest obecny cały na ołtarzu, podobnie dusza konsekrowana może powiedzieć „oto jestem“. Nie ma już tam chleba, bo stał się Ciałem Chrystusa, całym Chrystusem. 
Przez ślub czystości ta ofiara staje się godna Boga. Wiecie, że ofiary Starego Przymierza musiały być bez skazy. Sam Jezus Chrystus z głębi Przenajświętszej Trójcy wypowiedział te słowa przychodząc na świat: „Całopalenia ani ofiary nie chciałeś, aleś mi utworzył ciało“ (Hebr, 10,5).  Ciało Jezusa Chrystusa zostało Mu utworzone, aby mógł złożyć Siebie w ofierze. Także dusza konsekrowana mówi Mu: „Oto przychodzę z całym moim sercem“.
Przez ślub posłuszeństwa ta ofiara staje się zgodna z wolą Bożą. Pan Jezus przyszedł, aby wypełnić wolę Ojca. Przez posłuszeństwo każdy czyn duszy konsekrowanej staje się poddany Bogu, dając światu obfitość łask. 
Nie ma większej miłości, niż oddać życie swoje za przyjaciół swoich. Ten zimny, wspołczesny świat, potrzebuje waszej miłości, drogie dziwczęta, drodzy chłopcy. Miejcie prznajmniej odwagę zadać sobie pytanie: czy umiecie kochać świat – jeśli umiecie kochać świat czyniąc z siebie dar, wtedy może cały świat pozna jakie bogactwa otrzymaliście przy ołtarzu Boga w Panu Naszym Jezusie Chrystusie.
I niech każdy wymaga od siebie wierności, każdy swojemu powołaniu. W ten sposób w nas samych moźe spełnić się ten cud, którego Pan Jezus dokonuje na ołtarzu, abyśmy stali się światłem i pokarmem dla tych, którzy nas otaczają, aby wszyscy oddali cześć temu Imieniu, które jest ponad wszelkie imię. Amen.
Ks. Jan Jenkins 

czwartek, 1 stycznia 2009

Katecheza q 1-6

Można podzielić sesję na dwie części. Podczas pierwszej będę w sposób możliwie prosty wyjaśniał wam każde z pytań przy użyciu materiałów, które zgromadziłem w trakcie wielu lektur i wykładów seminaryjnych. Ponieważ katechizm nie jest czymś prostym do odbioru intelektualnego, ale czymś, co żyje, druga część będzie koncentrować się na poszczególnych aspektach, z historycznymi przykładami, bądź też na często występujących współczesnych błędach. Ponadto zwrócę uwagę na to, jak katechizm powinien przekładać się na praktyczne życie lub jak brak tego przełożenia prowadzi do ogólnego chaosu, właściwego dzisiejszym czasom.
I. Doktryna

Pierwsze pytanie:

Czy jesteś chrześcijaninem?

Z łaski Bożej jestem chrześcijaninem.

To pierwsze pytanie może być trochę zaskakujące. Na początku katechizmu, nawet zanim zaczniemy mówić o Chrystusie, nawet zanim zaczniemy mówić o chrześcijaństwie, pada pytanie o właściwą drogę: Jesteś chrześcijaninem? Pytanie to brzmi jak echo innego pytania, zadanego w dniu twojego chrztu: czego chcesz od Kościoła świętego? Wówczas twoi rodzice chrzestni odpowiedzieli: wiary. Zapamiętaj, że w tamtym dniu nie zostałeś zapytany, czy chcesz być ochrzczony, jak współcześni tego chcieliby, ale raczej o cnotę wiary. O co chodzi? To przez wiarę przyjąłeś sakramenty, wiara jest predyspozycją potrzebną, żeby je przyjąć.

Widzimy, że zawarta w katechizmie odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Podsumowuje cały katechizm: z łaski Boga jestem chrześcijaninem. Odpowiadamy twierdząco, mamy też inne znaki czyniące nas chrześcijanami: łaskę Boga. Nie jesteśmy chrześcijanami dlatego, że np. wyglądamy czy mówimy inaczej niż inni ludzie, a nawet nie dlatego, że jesteśmy bardziej cnotliwi. Jesteśmy chrześcijanami z łaski Boga.

Wobec tego bycie chrześcijaninem jest czymś zupełnie niezwykłym. Jest czymś, co zawdzięczamy Bogu, co nie przynależy do naszej natury. Jak Tertulian powiedział: non nati Christiani sed facti. Nie rodzimy się, ale stajemy chrześcijanami.

To prowadzi nas do drugiego pytania:

Kto się nazywa chrześcijaninem?

Chrześcijaninem nazywa się ten, kto przyjął sakrament chrztu, przez który wchodzi się do Kościoła Chrystusowego.

Zostajemy chrześcijanami poprzez chrzest. To sakrament chrztu wprowadza nas do Kościoła Chrystusowego. Nasz Pan powiedział: Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony (Mk 16, 16)

Te dwie rzeczy są potrzebne: wierzyć i zostać ochrzczonym. Zapamiętajmy także, że Pan Jezus powiedział: „uwierzyć” przed: „być ochrzczonym”, podobnie jak w dniu twojego chrztu przed pytaniem o przyjęcie sakramentu chrztu najpierw zapytano o cnotę wiary.

To przez ten sakrament zostajesz wprowadzony do Kościoła. Kościół jest widzialną wspólnotą i jak każda wspólnota posiada widzialną drogę prowadzącą do niego. Będziemy mówić o tym więcej, kiedy będziemy rozważać rolę Kościoła, ale teraz trzeba zapamiętać, że zostajemy chrześcijanami poprzez chrzest, i to sakrament chrztu czyni nas chrześcijanami. To jest ważne, ponieważ obecnie wielu ludzi mówi o „kościele niewidzialnym” lub o tym, że należą do Kościoła poprzez pragnienie, lub że są prawdziwą częścią Kościoła, nawet nie wiedząc dlaczego, jak protestanci, którzy wierzą, że Kościół jest niewidzialnym związkiem tych wszystkich, którzy związani zostali przez łaskę Boga.

Kiedy idziemy do pracy w jakimś przedsiębiorstwie, które jest widzialną społecznością, nie wystarczy tylko sama chęć pracy. Jeśli chcemy dobrze wypaść przed pracodawcą, musimy czymś się w pracy wykazać. Możesz pragnąć pracować więcej i więcej, ale samo to pragnienie nie da ci pieniędzy – więc jest trochę bezsensowne mówić: „rzeczywiście przynależymy do Chrystusa poprzez wcielenie”, jak to głoszą współcześni.

Zostać pracownikiem Kościoła – to zostać chrześcijaninem. Wejście w Kościół jest jednak czymś więcej, jest sakramentem, który Chrystus nam podarował.

My będziemy mówić o tym, w jaki sposób wchodzimy do Kościoła założonego przez Chrystusa.

Trzecie pytanie

A kto jest chrześcijaninem w znaczeniu ściślejszym i pełnym?

W znaczeniu ściślejszym i pełnym chrześcijaninem jest człowiek ochrzczony, który wyznaje prawdziwą i całą wiarę Chrystusową, czyli katolik; jeżeli przy tym zachowuje prawo Chrystusowe, wówczas jest dobrym chrześcijaninem.

W ścisłym sensie tego słowa chrześcijaninem jest nie tylko ochrzczony, ale katolik. Słowo katolik pochodzi z greckiego katolikos, co oznacza: ‘powszechny’ lub ‘cały’. Słowo „katolik” dokładnie znaczy to, że wierzymy w Chrystusa, który nas ukształtował. W tym sensie katolik jest w opozycji do heretyk. Słowo to pochodzi z greckiego: hairetikos, a to wywodzi się z greckiego słowa hairein. Hairein oznacza wybierać, znakiem heretyka jest to bowiem, że sam sobie wybiera to, w co wierzy, dokonuje selekcji w nauce naszego Pana. Jedne rzeczy przyjmuje, a innych nie.

Z tego powodu nasz katechizm wyjaśnia: który wyznaje prawdziwą i całą wiarę Chrystusową. Akceptujemy autorytet Chrystusa, ponieważ On udowodnił, że jest Bogiem. Wszystko, co uczynił, jest prawdziwe, my musimy akceptować wszystko. To jest bardzo istotne, ponieważ stanowi bazę naszej wiary, jak widzimy obecnie.

Zapamiętajmy też, że pytania dokonują zdecydowanego rozróżnienia pomiędzy dobrym a złym chrześcijaninem: „jeżeli przy tym zachowuje prawo Chrystusowe”. Niestety, może się zdarzyć, że ktoś akceptuje autorytet, ale nie czyni tego, co ten autorytet mówi do niego. Wiele współczesnych problemów to właśnie skutek tego, że mamy tak mało dobrych chrześcijan – wielu ludzi podziwia naukę Chrystusa, jednakże czyni niewielki wysiłek, by nią żyć. Drogę naszego całego życia powinien określać jeden wielki wysiłek, by żyć tak, jak pragnie tego Pan Jezus. Wówczas możemy otrzymać życie wieczne.

Pytania od czwartego do szóstego – znak krzyża

Następne trzy pytania dotyczą czegoś, co znacie bardzo dobrze: znaku krzyża, ale szóste pytanie może być bardziej interesujące:

Dlaczego znak krzyża świętego jest znakiem chrześcijanina?

Znak krzyża świętego dlatego jest znakiem chrześcijanina, ponieważ przezeń wyznajemy na zewnątrz główne tajemnice wiary chrześcijańskiej.

„Wyznajemy na zewnątrz” – wiemy, że katechizm mówi właśnie o przekładaniu rzeczy teoretycznych na praktykę. Przez znak krzyża pokazujemy na zewnątrz, że wierzymy wewnętrznie. To jest mały czyn, ukazujący związek z krzyżem, ukazujący zewnętrznie, komu wierzymy. Katechizm mówi dalej o tajemnicy wiary. Co to znaczy tajemnica? To jest następne pytanie:

Pytanie siódme

Co to jest tajemnica?

Tajemnica jest to prawda, która z natury swej tak dalece przewyższa rozum stworzony, że gdyby jej Bóg nie objawił, to człowiek nie mógłby jej nigdy poznać.

Kiedy używamy słowa „tajemnica”, mówimy o rzeczach ukrytych, nie zawsze w tym znaczeniu, iż są niewidzialne, ale także iż są trudne do zrozumienia. Jest wiele rzeczy w naturze, które są trudne do pojęcia. Dla przykładu: jak to jest, że pszczoły robią wosk, który znajdujemy w miodzie? Skąd wiedzą, które kwiaty są dobre? Kto mówi pszczołom, dokąd mają lecieć? Jest wiele podobnych tajemnic w naturze, uczyliśmy się o nich z wielką cierpliwością i dokładnie studiowaliśmy. Na przykład jest bardzo wiele języków. Dopóty stanowią one dla nas tajemnicę, dopóki nie nauczymy się reguł używania przyimków i gramatyki.

Kiedy mówimy o tajemnicy chrześcijaństwa, mówimy o czymś podniosłym, o czymś bardziej mistycznym. W rzeczywistości istnieją rzeczy, których nie można całkowicie zrozumieć. Są prawdziwe, ale pozostają poza naszymi kompetencjami. Bóg odsłania je przed nami, w przeciwnym razie nigdy nie doszlibyśmy do wiedzy o tym.

Słońce jest źródłem światła i ogrzewa całą ziemię. Bez słońca nie byłoby życia na ziemi, my nie widzielibyśmy nic, jakże smutno byłoby bez słońca! Słońce jest zbyt jasne, żebyśmy mogli patrzeć na nie bez okularów. Jeśli patrzysz na słońce zbyt długo, stajesz się ślepy. Podobnie tajemnica, która jest źródłem światła, może cię oślepić, ale taka jest natura rzeczy, mamy słabe oczy. Mówi się, że orły i inne ptaki mogą patrzeć prosto w słońce, ale biedne ludzkie oczy są bardzo słabe.

Także nasza inteligencja jest bardzo słaba. Mamy wielkie trudności z odkryciem nawet podstawowych rzeczy. Jakiś uczony poświęcił całe swoje życie studiowaniu pszczół, i ostatecznie doszedł do wniosku, że ciągle nie wie dużo o ich życiu.

Kiedy rozważamy sprawy związane z Bogiem, ludzki intelekt jest nawet bardziej upośledzony, ponieważ pojawiają się najistotniejsze dla niego pytania. Ziemia, roślinność, zwierzęta są tematem dla człowieka, gdyż one są podległe mu przez naturę, więc człowiek pragnie je zrozumieć i podporządkować sobie. Ale Bóg jest wyższy od niego, więc dlatego Jego istnienie jest nieskończone. Bóg jest bardziej niż prawdziwy, On jest Prawdą – jak słońce nie jest tylko światłem, ale też źródłem światła. Ludzki intelekt szuka Boga, on jest bardzo ślepy, on nie może Go zrozumieć. On widzi tylko trochę, ale jego możliwości są tak słabe, że nawet z ogromną pomocą może zobaczyć jedynie kontury istnienia Boga.

Czego potrzebujemy, żeby zobaczyć słońce? Potrzebujemy jakichś przyrządów. Na przykład okularów słonecznych. Ale okulary tylko zmniejszają jasność słońca, nie pomagają nam w poznaniu istoty słońca. Potrzebujemy czegoś więcej, np. specjalnego teleskopu i satelity do oglądania słońca.

Żeby zrozumieć Boskie rzeczy, potrzebujemy czegoś specjalnego, tym czymś musi być cnota, ona daje nam specjalną siłę. To bardzo specjalna cnota, zwiemy ją cnotą wiary. Ona daje nam wiedzę o Bogu, o intymnym życiu Boga.

Zapamiętajmy: katechizm mówi: że gdyby jej Bóg nie objawił, to człowiek nie mógłby jej nigdy poznać. Bóg musi odsłaniać te prawdy przed nami, w przeciwnym razie my nie dotrzemy do nich. Następne pytania mówią o prawdach zasadniczych: Trójcy Świętej, wcieleniu i odkupieniu. Znak krzyża jest sumą ich wszystkich, jak zobaczymy to podczas następnej nauki katechizmu. Powróćmy jednak do jednej rzeczy – Bóg musi objawiać nam te prawdy. Nasza wiara nie może spocząć na naszym biednym zrozumieniu, ale na autorytecie objawiającego Boga. To bardzo ważne.

Teraz przejdziemy do drugiej części naszej dzisiejszej lekcji, praktycznego zastosowania katechizmu.

Zastosowanie


Wiemy że katechizm jest po to, by uczyć nas wiary katolickiej – wiary, która została objawiona przez Boga. Może zauważyliśmy, że dziś wiele mówi się o konstytucji europejskiej; poprzedni papież był tym zaniepokojony, możemy zobaczyć to w adhortacji Ecclesia in Europa. Wszyscy biskupi Europy spotkali się nawet w Wilnie, aby rozmawiać na ten temat; przygotowano też petycję, w której jest wzmianka o historycznym i kulturowym wkładzie chrześcijaństwa. Zarazem wiele dokumentów pochodzących z Rzymu mówi prawie każdego dnia o kryzysie wiary w Europie.

Co się zatem stało? Gdzie jest odnowa naszej wiary, którą obiecano wiele lat temu? Dlaczego Europa zdaje się pogrążać coraz bardziej w pogaństwie? Dlaczego biskupi Europy nie są zdolni bronić wiary, która stworzyła Europę? Gdzie są prawdziwi ludzie Kościoła, którzy ochronią nas przed katastrofą?

Nie mamy wątpliwości, że wielu biskupów pełnych jest dobrych intencji. Wielu z nich nie zajmowałoby swych zaszczytnych stanowisk bez prawdziwego pragnienia służby Bogu. Ci biskupi są świadomi nieporządku który widzą wokół siebie, zwłaszcza nieporządku moralnego, który niszczy społeczeństwo. Ponadto dostrzegają że nic nie mogą z tym zrobić. Widzimy pasterzy dusz płaczących nad upadkiem chrześcijaństwa. Ale z drugiej strony, kto doprowadził do zaakceptowania najbardziej radykalnych, absurdalnych i nawet perwersyjnych pomysłów. Oczywiście, są np. przeciw aborcji, ale nie robią wszystkiego celem powstrzymania legalizacji aborcji na całym świecie.

Nawet najlepsi biskupi wspierają dzisiaj i poniekąd współpracują w swoich diecezjach z programami patronującymi eutanazji lub popierającymi związki opętane przez seksualne obsesje; popularyzującymi kampanie i demokratyczne reformy, niszczące wszelkie autorytety. Jedynym problemem dla nich są ci, którzy ośmielają się krytykować „postępowych” pasterzy. Dlaczego zostają biskupami, skoro są kompletnie pozbawieni siły do walki o wiarę? Spójrzmy w to, co właśnie studiujemy.

Co to jest cnota wiary? Przyjrzyjmy się klasycznej definicji, którą znajdziemy w naszym katechizmie, strona 126:

Wiara jest to cnota nadprzyrodzona, która pod natchnieniem i z pomocą łaski sprawia, że przyjmujemy za prawdę to co Bóg objawił, a przez Kościół do wierzenia podaje.

Ale jest też inny katechizm, modny dzisiaj, zwany Katechizmem Kościoła katolickiego (KKK). Został on opublikowany w 1992 roku, a jego celem jest dokonanie syntezy katolickiej wiary i moralności z nauczaniem Soboru Watykańskiego II, jak to mówi się we wstępie (KKK § 11). Porównajmy klasyczną definicję z podaną nam przez nowy katechizm:

Wiara jest najpierw osobowym przylgnięciem człowieka do Boga; równocześnie i w sposób nierozdzielny jest ona dobrowolnym uznaniem całej prawdy, którą Bóg objawił. (KKK §150).

To jest właśnie duch Kościoła po Vaticanum II. Wiara jest po pierwsze osobowym przylgnięciem. Nowy katechizm czyni to bardziej jasnym: Wiara jest aktem ludzkim, świadomym i wolnym, który odpowiada godności osoby ludzkiej (KKK §180). Wolność aktu wiary jest czymś, co jest często powtarzane, odnotowane w nowym katechizmie: Aby wiara miała charakter ludzki, „człowiek powinien dobrowolnie odpowiedzieć Bogu wiarą; nikogo więc wbrew jego woli nie wolno do przyjęcia wiary przymuszać”. (KKK §160; por. Dignitatis humanae, 11).

Autorytet Boga jest tu, co prawda, wspominany, ale w innym rozdziale, zatytułowanym Wiara i rozum, gdzie mówi się że wiara jest rozumna i nie ślepa – zgodna z rozumem (KKK 156). Nie ma wzmianki o autorytecie Kościoła, on jest tylko matką wszystkich wierzących, poprzedza, prowadzi i karmi naszą wiarę (KKK 181).

To szalenie ważne. Wiara ze swej natury nie pochodzi z wolnego aktu, ale z autorytetu Boga, jak mówi nasz katechizm. Co więcej, tylko Kościół katolicki ma władzę, by uczyć wszystkie narody prawdziwej wiary, depozytu objawienia (Mt 28, 19).

Święty Tomasz z Akwinu uczy nas, że formalnym przedmiotem naszej wiary jest autorytet Boga objawiającego samego siebie (ST IIa IIae 2,2). Wierzymy w to, co Bóg objawił, dzięki Jego autorytetowi, ponieważ On nie może się mylić ani nas w błąd wprowadzić. Bóg jest stworzycielem wszystkiego. To jest pierwsza prawda i źródło wszystkich prawd (ST IIa IIae 1,1; 5,3). Nasza zgoda na przyjęcie autorytetu Boga, wyrażona w taki sposób że nie wierzymy w dogmaty, oznacza że wówczas nie praktykujemy cnoty wiary, ale tylko wyrażamy pewne opinie, nawet jeśli te opinie koncentrują się na boskich rzeczach (ST IIa IIae 5,3). Co więcej, otrzymujemy objawienie Boga przez Kościół, jako że jest on także nieomylnym, unikalnym instrumentem, przez który definiowana jest doktryna wiary. Zaprzeczenie doktrynie Kościoła jest lekceważeniem autorytetu Jezusa Chrystusa (Łk 10, 16) i pociąga za sobą ryzyko kary wiecznej (J 12,48).

Żeby wiara była zasługująca, akt wiary musi pochodzić z wnętrza, musi być wolny od wszelkich zewnętrznych uwarunkowań. Ale wolność aktu nie zmienia ani natury cnoty wiary, ani nie usuwa jej konieczności. To, co jest prawdziwe, jest prawdą niezależnie od osobistego przekonania lub czyjejś gotowości na przyjęcie prawdy. Czy nowy katechizm zapomniał o zadaniach natury w akcie wiary?

Nowy katechizm idzie nawet dalej, głosząc: Jezus wprawdzie wzywał do wiary i nawrócenia, ale nikogo do tego nie zmuszał. „Dał świadectwo prawdzie, ale zaprzeczającym nie chciał jej narzucać siłą” (KKK §160). Może nowy katechizm zapomniał że nasz Pan uciekał się do siły, żeby wyrzucić szkodników ze Świątyni? (J 2,15).

Ta zasada wolności od przymusu jest doprowadzona do skrajności w nowym katechizmie: „W sprawach religijnych nikt nie powinien być przymuszany do działania wbrew swojemu sumieniu, ani nie powinno się przeszkadzać mu w działaniu według jego sumienia w życiu prywatnym i publicznym, indywidualnym lub w łączności z innymi, byle w godziwym zakresie”. Prawo to opiera się na samej naturze osoby ludzkiej, której godność pozwala jej dobrowolnie przylgnąć do prawdy Bożej przekraczającej porządek doczesny; dlatego też prawo to „przysługuje trwale również tym, którzy nie wypełniają obowiązku szukania prawdy i trwania przy niej” (KKK §2106; por. Dignitatis humanae, 2).

Czytając nowy katechizm nie powinniśmy dziwić się, że Ojcowie soboru Kościoła nie chcą zmuszać nikogo do przyjęcia katolickiej wiary. Wróćmy do pierwszego pytania, które zadaliśmy na początku naszych rozważań na temat zastosowania katechizmu: gdzie są prawdziwi ludzie Kościoła?

Nasz autorytet pochodzi od Boga, i stąd inne autorytety są wizerunkiem lub odbiciem autorytetu Boga. Autorytet jest absolutnie potrzebny w każdym społeczeństwie, ponieważ bez autorytetu społeczeństwo traci siłę, osiągając swój kres. Najbardziej podstawową społecznością ludzką jest rodzina. Ojciec jest aktywnym, głównym rządzącym w rodzinie. Jest głową rodziny, której musi przewodzić.

Powołanie ojca – i każdego prawdziwego mężczyzny – jest manifestacją siły i potęgi Boga. Mężczyzna musi budować współczesny świat na prawie Boga i zgodnie z wolą Boga. Mężczyzna został stworzony z ziemi, żeby był manifestacją obecności Boga. Tylko Bóg może stworzyć życie z niczego. Bóg dał Adamowi, pierwszemu człowiekowi, fizyczną i duchową siłę potrzebną do wypełnienia jego powołania. Kobieta nie została stworzona z ziemi, ale z żebra Adama. Nie została stworzona z nieożywionej materii, ale z żyjącej osoby, gdyż jest przeznaczona do przekazywania życia. Kobieta jest powołana do reprezentowania ducha i miłosierdzia Boga.

Prawdziwy mężczyzna aktywnie wprowadza porządek, poprzez swoją naturę przywódcy rodziny i społeczności. Jeśli natomiast tego nie czyni, nie jest wierny swojemu powołaniu. Wtedy jest tylko zewnętrznie mężczyzną.

Słyszymy o państwach, krajach czy społecznościach będących w separacji z religią lub obojętnych w stosunku do religii, co oznacza w praktyce, że ojcowie ich rodzin żyją bez religii. Kiedy człowiek akceptuje liberalne hasła, domagające się separacji od Kościoła, jest człowiekiem postrzeganym jako praktykujący ateista. Ojciec rodziny może zastanawiać się jaką to on ma wiarę, przecież służy do Mszy od czasu do czasu. Ale w rzeczywistości nic nie robi aby ją pogłębić, jego wiara jest tylko wiarą przyległą, jak mówi nowy katechizm. Publiczne życie, wielość przyjemności, znaczenie i bogactwo przyciągają jego uwagę. Akceptuje tylko to co mu się podoba, widzi tylko te prawdy, które pokazuje mu jego ograniczona inteligencja. On pozwala, by kierowały nim jego namiętności. Religia może go pociągać lub też nie, w zależności od osobistych kaprysów – ma prawo wyboru, jak dziś się mówi. Dla tego typu mężczyzny wiara nie jest prawdą, gdyż nie płynie z nieomylności Tego, który objawia, ale raczej z nieomylności tego, który otrzymuje.

W ten sposób sceptycyzm – wątpliwości, brak pewności – który jest niczym innym jak śmiertelnym znakiem sprzeciwiania się wierze, jawi mu się jako cnota. Cnota otwartości, jak to zwykli nazywać. Uważa za horror wszystko, co jest pewne lub zobowiązujące w religii. Karanie błędów wstrząsa jego wrażliwością. Boi się upominać, a tym bardziej wychowywać swoje dzieci. Nienawidzi sprzeciwu wobec przekonań innych, nawet jeżeli ich opinie są kompletnie przeciwne objawionej prawdzie lub nawet pozbawione sensu.

W ten sposób pasterz, który jest przecież ojcem dusz, czuje się kompletnie sparaliżowany, niezdolny naprawiać zło i czynić to, co dobre. Jego liberalne zasady powstrzymują go od działania. Jest słaby, stracił swoją siłę – jest zniewieściały, pozbawiony męskości. Wewnętrznie np. sprzeciwia się aborcji, ale nigdy nie przeciwstawiłby się otwarcie komuś, kto byłby za. Cały świat skazuje się na piekło, a on – posadzony przed telewizorem, oglądający sport, pijący piwo – gratuluje sobie własnej tolerancji.

Widzimy groteskowy spektakl z udziałem biskupów całego świata, mobilizujących się do stworzenia petycji, apelującej by chrześcijaństwo znalazło uznanie w konstytucji europejskiej. Widzimy, jak w Hiszpanii rząd odpowiedział kategorycznie: wasze ekscelencje, Vaticanum II domaga się, żeby państwo nie cechowało się stronniczością (por. Dignitatis humanae, 7). Tak więc pominięcie chrześcijaństwa mogłoby być czymś dobrym, nieprawdaż?

Widzimy więc, drodzy wierni, ważność choćby tych kilku pierwszych stron naszego katechizmu. Zapamiętajmy tę lekcję i nade wszystko praktykujmy ją, zachęćmy też innych do tej praktyki, szczególnie w naszych rodzinach. Amen.